Inspekcja Transportu Drogowego kontra firma LUZ

fot. Krzysztof Świderski
- Może inspektorzy potrafią, ale ja nie dałbym rady upchać 30-osobowej orkiestry w tym mercedesie - mówi Jan Domagała.
- Może inspektorzy potrafią, ale ja nie dałbym rady upchać 30-osobowej orkiestry w tym mercedesie - mówi Jan Domagała. fot. Krzysztof Świderski
ITD pod bzdurnym pretekstem przez pół roku blokowała odwołanie firmy LUZ od kary 16 tysięcy złotych. Być może dlatego, że dowody w tej sprawie są wyjątkowo cienkie. Gdyby przyjąć wersję ITD, to trzeba by uwierzyć, że LUZ zapakował 30-osobową orkiestrę do osobowego mercedesa.

To, że firmy przewozowe narzekają na Inspekcję Transportu Drogowego, to żadna nowość. Ostatnio spora reprezentacja tego środowiska spotkała się z wicewojewodą Antonim Jastrzembskim. Cudem udało mu się zażegnać wiszący w powietrzu protest przewoźników, ale nasłuchał się przy okazji tylu skarg, że postanowił zorganizować spotkanie szefów firm przewozowych z kierownictwem inspekcji.

Niewykluczone, że jednym z tematów będzie spór między LUZ-em a ITD. Bo to naprawdę zadziwiająca historia.

Inspektor Książek się wyłącza
LUZ to firma, o której było ostatnio dość głośno. Nic dziwnego, bo dość skutecznie konkuruje z PKS-em, uruchamiając kolejne linie i przejmując pasażerów. Oczywiście, nie obyło się bez konfliktów: o korzystanie z przystanków, o zajeżdżanie sobie drogi, o podbieranie kierowców. Bo konkurencja na tym rynku jest naprawdę ostra.
Zdaniem Jana Domagały, prezesa firmy LUZ, wygląda na to, że Inspekcja Transportu Drogowego bierze w tej rozgrywce udział. - Jesteśmy nękani kontrolami, czepiają się nas dosłownie o wszystko - mówi Domagała.

Jan Książek, szef opolskiej inspekcji, kwituje te zarzuty wzruszeniem ramion. Przekonuje, że w firmie LUZ miała miejsce tylko jedna okresowa kontrola. Została przeprowadzona jesienią 2008 roku i objęła działalność firmy między sierpniem 2007 a sierpniem 2008. Sam Książek z tej kontroli się wyłączył. Czemu?
- Znam Domagałę od dawna, sam byłem przez lata przewoźnikiem - wyjaśnia. - Gdy przyszedł do mnie i zasugerował, że liczy na łagodniejsze traktowanie, postanowiłem się od sprawy odsunąć.

Tak całkiem mu się jednak nie udało. W maju, po wielomiesięcznych przepychankach z pracownikami inspekcji, LUZ na jednej z kolejnych skarg dopisał: "do rąk własnych" szefa ITD. I skończyło się na tym, że na początku czerwca Książek przeprosił firmę za niektóre posunięcia swoich podwładnych. Ale - jak zaznacza - tylko niektóre. Bo inspekcja nie wycofała się z tych ustaleń kontroli, które kwestionuje LUZ.

Dociekliwa trójka robi notatki

Kontrolę przeprowadzał osobiście sam naczelnik wydziału inspekcji, Rafał Kochanowski. Towarzyszyły mu dwie pracownice ITD. Co od razu nie spodobało się Domagale, bo upoważnienie do przeprowadzenia kontroli wystawione było tylko na Kochanowskiego. Domagała podniósł potem tę kwestię w doniesieniu do prokuratury, ale śledczy uznali, że inspektor "działał z osobami przybranymi" i żadnego przepisu nie naruszył.

Trójka pracowników ITD przejrzała dokumentację firmy. Ale, zdaniem Domagały, żądała i takich dokumentów, których oglądać nie miała prawa. Prezes firmy w ogóle był zdziwiony, że kontrola ma obejmować kwestie z zakresu kodeksu pracy czy kodeksu karno-skarbowego. - Od kiedy ITD ma takie uprawnienia? - dziwi się Domagała.

Między inspektorami a kontrolowanymi cały czas iskrzyło. Inspektor Książek twierdzi dziś, że gdyby to on od początku nadzorował kontrolę, to do pewnych rzeczy po prostu by nie dopuścił.

- Nie może być tak, że kontrolowana firma najpierw okazuje nam dokumenty, a potem je zabiera. I nie pozwala na ich skopiowanie - mówi. - Gdybym o tym wiedział, to zawiadomiłbym prokuraturę, że firma utrudnia nam postępowanie.
Prokuraturę zawiadomiła jednak firma LUZ. Zarzuciła Kochanowskiemu przekroczenie uprawnień. Najpoważniejszy z zarzutów dotyczył nałożenia na firmę kary pieniężnej na podstawie danych wziętych nie wiadomo skąd.

LUZ się dziwi i próbuje odwołać

Kary były dwie. Obie za wykonanie usługi przewozowej pojazdami, które nie zostały zgłoszone do licencji. - Gdy przeczytaliśmy uzasadnienie, to po prostu zdębieliśmy - opowiada Leonard Żuk, prawa ręka prezesa Domagały.

Z uzasadnienia wynikało bowiem, że oba zakwestionowane przewozy zostały wykonane osobowymi mercedesami (to ich numery rejestracyjne wpisano do decyzji o mandatach). Za pierwszym razem osobowy mercedes miał dowieźć na sympozjum grupę 19 opolskich lekarzy, za drugim - przewieźć z Górażdży do Opola na 3-majowe obchody 30-osobową orkiestrę dętą. Poza tym prezes Domagała nie mógł zrozumieć, skąd inspektorzy wytrzasnęli informacje na temat tego, który konkretnie pojazd wykonał daną usługę. - W dokumentacji tych informacji nie ma
- zapewnia.

Domagała rozwiązał tę ostatnią zagadkę kilka miesięcy później, gdy zapoznał się z materiałami postępowania, które policja wszczęła na jego wniosek. A zwrócił się do policji, bo inspekcja skutecznie uniemożliwiła mu złożenie odwołania. Takie odwołanie trzeba kierować do inspekcji generalnej poprzez wojewódzką. LUZ je złożył, gdy tylko dostał decyzję o karze. Po jakimś czasie dostał odpowiedź, że to odwołanie w ogóle nie może być wniesione, bo decyzja o nałożeniu kary... nie weszła do "obrotu prawnego".

A nie weszła - zdaniem ITD - bo pismo odebrała właścicielka firmy Agnieszka Domagała. A powinien je odebrać - zdaniem ITD - jej pełnomocnik (a prywatnie małżonek) Jan Domagała. Wtedy szefowie LUZ-u stracili cierpliwość i zwrócili się do prokuratury. W doniesieniu mamy długą listę zarzutów pod adresem Kochanowskiego, który - zdaniem Domagałów - przy okazji kontroli naruszyć miał szereg różnych przepisów.

Policja wszczęła czynności sprawdzające, po czym stwierdziła, że inspektor Kochanowski swoich uprawnień nie przekroczył. W uzasadnieniu zaznaczyła, że w postępowaniu administracyjnym jest droga odwoławcza i to z niej należy skorzystać (w domyśle: zamiast zawracać głowę policji). LUZ zaskarżył tę decyzję, ale sąd utrzymał ją w mocy.

Domagałowie nic więc nie wskórali, ale dowiedzieli się przynajmniej, skąd inspektorzy wzięli numery rejestracyjne pojazdów, które miały wykonać zakwestionowane przewozy. W wyjaśnieniach składanych policji cała trójka kontrolerów zgodnie twierdziła, że spisała je z faktur za usługi przewozowe.
- Niemożliwe! - twierdzi stanowczo Domagała. - Faktury nie zawierają takich informacji.

Podinspektor Jarosław Dryszcz z zespołu prasowego KWP w Opolu mówi nto, że w toku postępowania zbadano faktury i faktycznie nie znaleziono na nich numerów rejestracyjnych. - Nie ma obowiązku odnotowania na fakturach numerów pojazdu wykonującego usługę - mówi.

Dryszcz dodaje jednak, że choć na fakturach okazanych policji tych numerów nie było, to wcale nie ma pewności, czy nie znajdowały się na fakturach pokazanych rok temu kontrolerom z ITD. Bo LUZ teoretycznie mógł już po kontroli podmienić faktury.
To rozumowanie ma jednak jeden słaby punkt. Otóż swoje egzemplarze faktur mają też firmy i instytucje zlecające wykonanie usługi. Sprawdziliśmy: na fakturze za transport orkiestry, która trafiła do księgowości opolskiego ratusza, nie ma numerów rejestracyjnych pojazdu. Co potwierdza wersję Domagały, że takich danych na fakturach się nie odnotowuje i tyle.

Inspekcja przeprasza, ale każe płacić

Gdy LUZ czekał na wyniki śledztwa, inspekcja nie próżnowała. Ponieważ - jej zdaniem - pierwsza kara nie weszła do "obrotu prawnego", w maju ITD wydała kolejną decyzję o ukaraniu firmy LUZ. Była identyczna w treści, z tą drobną różnicą, że tym razem zawierała klauzulę natychmiastowej wykonalności.
Czyli inspekcja zażyczyła sobie, by LUZ szybciutko sięgnął do portfela i zapłacił 16 tysięcy złotych kary.

LUZ oczywiście złożył kolejne odwołanie. I nawet specjalnie się nie zdziwił, gdy i ono nie zostało przesłane do Warszawy. Pretekst był podobny: inspekcja zażądała uzupełnienia pisma o podpis pełnomocnika, bo podpis właścicielki firmy jej nie wystarczył. Tym razem Agnieszka Domagała na dobre straciła cierpliwość i wysłała kolejną skargę "do rąk własnych"inspektora Książka. - A także od razu do Warszawy, co, jak podejrzewam, zmusiło ITD w Opolu do zmiany polityki - mówi nto Jan Domagała.

Bo tym razem Książek zareagował szybko. Wysłał do Domagałów pismo z przeprosinami i niezwłocznie przesłał ich odwołanie do generalnego inspektora.
- Mój dział prawny popełnił w tej sprawie błąd - przyznaje Książek.

Nie wiadomo, co zrobi teraz druga instancja. Wiadomo jednak, jakie jest stanowisko inspekcji w Opolu. Niezmienne: do Domagałów trafiło tydzień temu ponaglenie nakazujące im natychmiastowe zapłacenie nałożonej kary.
Inspektorzy o feralnej kontroli nie bardzo chcą rozmawiać. Kochanowski przekonuje, że skoro trwa postępowanie odwoławcze, to do jego zakończenia nie powinien sprawy komentować. A jeśli chodzi o drażliwą kwestię numerów rejestracyjnych, to podtrzymuje wersję przedstawioną policji: numery te znajdowały się na fakturach. A ponieważ LUZ nie pozwolił na ich skopiowanie, zostały spisane przez jego pracownice.

Czyli wychodzi na to, że jedynym dowodem są odręczne notatki służbowe inspektorów. - Mamy w tej sprawie trzech świadków, urzędników państwowych - przekonuje inspektor Książek. - Nie mam żadnego powodu, by im nie wierzyć. Ale poczekajmy na wynik postępowania odwoławczego.

Czy świadectwo trójki inspektorów, nie poparte żadnymi materialnymi dowodami, wystarczy do ukarania firmy LUZ? ITD w Opolu najwyraźniej uważa, że tak, bo nie wycofuje się ze swojej decyzji.

Kto tu kręci?

Co wydarzyło się naprawdę? Która z wersji wydaje się bardziej prawdopodobna?
W firmie LUZ podejrzewają, że inspektorzy koniecznie chcieli znaleźć na nią jakiegoś haka. Numery rejestracyjne pojazdów poznali, przeglądając inne dokumenty, wiedzieli też, że mercedesy używane na co dzień przez właścicieli firmy nie zostały zgłoszone do licencji (dziś już są). I dlatego to ich numery zostały przypisane dwóm wybranym przewozom. - Jeśli w jednym przypadku zleceniodawcą był urząd miasta, to można było pomyśleć, że na przykład woziliśmy gdzieś prezydenta - mówi Domagała. - A tu się okazało, że to byli muzycy z instrumentami.

Dowodów na potwierdzenie tej hipotezy rzecz jasna nie ma, a policja, przypomnijmy, żadnych nieprawidłowości się nie doszukała. Dlatego szefowie firmy LUZ wypowiadają się ostrożnie. Nie formułują zarzutów, jedynie tak sobie spekulują.

Wersja ITD jest oczywiście całkowicie inna. Nie było żadnego szukania haków, a notatkę służbową sporządzono prawidłowo, spisując dane z faktur. To, że tych danych nie ma ani na fakturach w firmie, ani na fakturze w Urzędzie Miasta Opola, niczego nie zmienia. Bo mamy przecież świadectwo trzech urzędników państwowych, którym nie wypada nie wierzyć.

Dlatego też firmę LUZ należy ukarać, bo z ustaleń inspektorów wynika czarno na białym, że 3 maja 2008 roku LUZ przewoził 30-osobową orkiestrę dętą nie zgłoszonym do licencji samochodem osobowym marki Mercedes, w którym zazwyczaj mieści się kierowca i czterech pasażerów. A czegoś takiego nie można przecież puścić płazem, prawda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska