Jak księżna von Reuss kręciła nosem na warunki w strzeleckim zamku

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Tak prezentował się strzelecki zamek przed II wojną światową. Dziś pozostały po nim tylko ruiny.
Tak prezentował się strzelecki zamek przed II wojną światową. Dziś pozostały po nim tylko ruiny. Ze zbiorów M. Marka Gaworskiego
Pochodziła z zamożnego rodu. Na ziemię strzelecką przyjechała zaraz po ślubie i bardzo jej się tu nie spodobało. Upust negatywnym emocjom księżna dała w swoim pamiętniku.

Księżna Sybilla von Reuss i Hrabia Wolfgang zu Castell Castell poznali się w czerwcu 1920 r. To musiała być miłość od pierwszego wejrzenia, bo zaręczyny odbyły się niespełna miesiąc później, a ślub cztery miesiące od momentu poznania. Ona pochodziła z zamożnej szlacheckiej rodziny, która osiadła w Austrii. On wywodził się z dynastii frakońskiej.

Ślub odbył się na zamku w Ernstbrunn w Austrii i były wyjątkowo podniosły. Tamte chwile bardzo dokładnie udało się odtworzyć Markowi Gaworskiemu, autorowi książek o zamkach i pałacach, który podążył tropem Wolfganga i Sybilli. Gaworski dotarł do arcyciekawych zapisków rodzinnych. Z pamiętnika hrabiny Reginie zu Stolberg-Stolberg oraz Henryka XXXIX dowiadujemy się, jak wyglądały uroczystości z 5 października. Ślub odbył się w kamiennej sali na zamku, gdzie zorganizowano kaplicę. Po zaślubinach orszak z młodą parą i gośćmi weselnymi przeszedł przez dziedziniec.

„Księżna była blada, ale za to bardzo piękna w okazałej ślubnej sukience. Suknia była z białego atłasu z prawdziwymi koronkami i dekoltem. Jako ozdobę miała tylko dużą broszkę od cioci Wolfganga, do tego piękny, koronkowy welon od mamy. O godzinie dwunastej przy dźwiękach dzwonów wyruszył orszak weselny” - czytamy w pamiętniku. „Na placu zamkowym myśliwi utworzyli szpaler przed publicznością, która stanowiła prawie połowę wsi, a która na ten dzień dostała wolne oraz piwo za darmo. Wszystkie okna byłe pełne ciekawskich gapiów.”

Przyjęcie weselne także było bardzo wystawne - stoły dosłownie aż uginały się od jedzenia i alkoholu. (...) Obsługa z sześcioma kelnerami była po królewsku. Jedzenie było dobre, przeważnie na ciepło. Do picia było sherry, specjalne wina i węgierski szampan. Kieliszki napełniano szybko” - czytamy w pamiętniku. Tańce, zabawy i rozmowy przy stole trwały do późnych godzin. „Rano z wysiłkiem trzeba było znowu włożyć do fraka świeżą koszulę, żeby o ósmej godzinie znaleźć się w jadalni. Sala była ponownie lśniąca i pachnąca, pełna głodnych gości” - wspominał Henryk XXXIX. „Ledwie człowiek skończył jedzenie, a już posprzątano salę i za chwilę miały się rozpocząć tańce. Tańczono lanciery, walce, poloneza przez cały zamek - schodami i wszelkimi przejściami. Kiedy około drugiej w nocy wszyscy byli całkowicie wykończeni, ośmiu młodzieńców zaimprowizowało przedstawienie”.

Gościom, którym brakowało jeszcze atrakcji, rodzina von Reuss proponowała udział w polowaniu.

Sybilla jedzie do Strzelec

Przyzwyczajona do życia w luksusach księżna Sybilla oczekiwała, że małżonek zabierze ją po uroczystościach w podróż poślubną. Nie zawiodła się - Wolfi (jak pieszczotliwie nazywała Wolfganga) zorganizował wyjazd przez Salzburg do alpejskiego Lermoos. Stamtąd świeżo upieczeni małżonkowie przyjechali do Strzelec. Umowa z rodziną Wolfganga była taka, że młodzi małżonkowie zamieszkają w podstrzeleckiej posiadłości, która znajdowała się w Kalinowie. Ale do czasu umeblowania dworku para miała zamieszkać w strzeleckim zamku.

Jak zauważa Marek Gaworski, na Śląsku panowała wtedy trudna sytuacja. Nie można było tu wjechać ani wyjechać bez paszportu. Na dodatek księżnej bardzo się na Śląsku nie spodobało. Upust negatywnym emocjom dała w swoim pamiętniku.

„Pierwszy raz przyjechałam do Strzelec w listopadzie 1920 roku. (...) Podróż była pełna strachu. Nie znałam jeszcze wujka Wolfiego, hrabiego Karla Bruhla i jego żony Agnes, do których jechaliśmy. Wiedziałam jedynie, że oboje nie byli zadowoleni ze ślubu ich bratanka, którego bardzo lubili. Jednym z powodów braku ich sympatii do mnie było to,że mieli na oku dla niego inną wybrankę” - pisała księżna Sybilla.

Młodzi przyjechali do Strzelec pociągiem, a następnie przesiedli się do powozu, który zawiózł ich do zamku. „Tłukliśmy się na nierównym bruku, mijając ponure więzienie, przez bardzo brzydkie miasto. Potem droga biegła przez fragment parku, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed zamkiem. (...) Tam przy drzwiach stali wuj Karl, Agnes, jej matka, hrabina von Schweintz z bratem Karlem von Schweintz. To było zimne, można by rzec, prawie mroźne przyjęcie. Zostaliśmy wprowadzeni przez ciemną klatkę schodową ze stromymi schodami na piętro. Klatka była oświetlona przez dwie lampy gazowe, trzymane przez żeliwne posągi w kształcie kobiet. Szliśmy przez długie korytarze, szarą salę, znowu przez długie korytarze, aż w końcu dotarliśmy do nowej części zamku i do naszych pokojów. Zajęliśmy Pokój Kasztanowy, Czerwony Salon i Pokój Drewniany. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to okropna kompozycja kwiatowa w obskurnej wazie.”
Księżna zszokowana bezguściem

Młodzi małżonkowie zjedli pierwszego dnia podwieczorek, a następnie kolację. W tym czasie przy stole toczyły się ostrożne rozmowy. Księżna Sybilla dobitnie podkreśliła w swoim pamiętniku, że wystrój strzeleckiego zamku jej się nie spodobał.

„Najpierw byłam całkiem zszokowana tym bezguściem. Na ścianach nieprawdziwa tapeta skórzana. plafon był przykryty grubymi, okropnymi, stiukami, z którego zwisały cztery złote żyrandole. Bufety zdobione były z rzeźbionego dębu, z odlewami i posrebrzanymi bażantami oraz zającami na górze. Grube, ciemne zasłony w oknach i rzeźbione skórzane krzesła.”

Sybilla i Wolfi (jak nazywała księżna swojego małżonka) mieli zostać w strzeleckim zamku tylko na kilka dni. Okazało się jednak, że ich posiadłość w Kalinowie nie jest jeszcze gotowa, a jej urządzenie wymagało więcej czasu, niż było to pierwotnie zaplanowane.

„Pierwszego popołudnia pojechaliśmy do Kalinowa, aby obejrzeć nasz nowy dom. (...) To było szare, zimne listopadowe popołudnie z gwiżdżącą wichurą, a droga do Kalinowa była naprawdę okropna. Nawet teraz już, kiedy ta okolica tyle dla mnie znaczy, nie potrafię się zdobyć, by odnaleźć w niej coś pozytywnego. Najpierw minęliśmy po drodze szare i brudne więzienie. Jechaliśmy łysą drogą obok ruiny w Rożniątowie, dalej bez końca, w tę ciągnącą się płaską krainę. Jedyną pociechą był dla mnie mały drewniany kościółek cmentarny w Strzelcach. To było coś ślicznego” - czytamy w pamiętniku księżnej.

Księżna stwierdziła, że dom w Kalinowie jest przytulny. Spodobało jej się to, że ściany obrośnięte są bluszczem. Rodzina Wolfganga zadbała o to, by księżna nie musiała ciężko pracować i ściągnęła do domu służbę w postaci dwóch służących i kucharki. Do dyspozycji młodych małżonków były jeszcze konie z woźnicą. Małżonkowie kursowali więc między strzeleckim zamkiem a Kalinowem, urządzając w nowym domu kolejne pomieszczenia. Jednak relacje między Sybillą a rodziną Wolfganga nie były najlepsze.

„Karl i Agnes byli bardzo niemili wobec mnie. I to w takiej mierze, że Wolfi trzeciego dnia stracił cierpliwość, zapytał wuja Karla, co ma przeciw mnie. Że jeśli ten nie zmieni swojego zachowania, to wyjeżdżamy w ciągu kilku najbliższych dni. W tym momencie nastąpiło dość duże zamieszanie u naszych gospodarzy, jednak najważniejsze,że potem traktowano mnie już trochę lepiej” - wspominała Sybilla.

Księżna zauważyła, że Karl i Agnes charakteryzowali się całkowitym brakiem gustu i zmysłu artystycznego. Sprawiało to, że mieszkali w zamku w zasadzie tak, jak urządził go niegdyś hrabia Andreas Renard, bez wprowadzania większych zmian. Nie podobała jej się zamkowa wieża, choć zachwalała niektóre zamkowe pokoje.

„Pomieszczenia były bardzo duże i miały dobre proporcje. Były również bardzo wysokie (...). Wszystko było niesamowicie bogate i kosztowne. Bardzo przeładowane, w nieopisany sposób okropnie, bez smaku. (...) Bruhlowie uważali stany wnętrz za przepiękne i nie mieli oka do tych wszystkich okropności” - pisała Sybilla.
Brzydki każdy zakątek

Księżna Sybilla opisała w pamiętniku każdy zakątek zamku. O klatce schodowej pisała tak: „Była naprawdę brzydka. Na ścianach położony brązowy plusz, wypełniający przestrzeń między listwami stiukowymi (tynkiem ozdobnym - przypis red.). Na środkowej ścianie wisiał piękny, stary, włoski obraz. Ale niestety w brązowej, pluszowej, draperii. Sufit był przykryty ciężkim stiukiem w kolorze kawy z mlekiem. Na początkach balustrady po obu stronach stały dwie postacie kobiece, które trzymały szklane kule będące oświetleniem gazowym. W ogóle nie było wtedy w Strzelcach oświetlenia elektrycznego. Dom był oświetlany gazem i ogromnymi lampami żarowymi na spirytus” - pisała Sybilla.

Rodzina Bruhl, która gościła księżną z mężem, użytkowała na górnej kondygnacji zamku tylko jadalnię. Całość była tak duża, że górne pomieszczenia nie były im po prostu potrzebne i otwierano je tylko na specjalne okazje.

„Obok jadalni był żółty salon. (...) Na ścianie wisiał ogromny obraz olejny przedstawiający siostry zakonne w trakcie posiłku. Naturalnie w grubej, złotej ramie. Poza tym wisiał tam również obraz Mortimera Tschirschky w całej postaci. Hrabia był przedstawiony w mundurze”.

Księżna opisywała, że w rogach pokoju stały kopie antycznych rzeźb i kilka popiersi Renardów. Był także kominek.

Obok znajdował się salon niebieski. „Na ścianie granatowa imitacja aksamitu, srebrny, ciężki stiuk na plafonie. Meble w stylu „mauvais gout” (z fr. niegustowność), ciemne drzewo ze srebrnymi wstawkami, obite bawełnianym adamaszkiem w kolorze caca-dauphin. Wszędzie stały niekończące się stoły i stoliki, mnóstwo okropności, m.in. szklana skrzynia z 5000. wypchanym bażantem, którego ustrzelił Wilhelm II. Tutaj stał również stary fortepian. (...) Stamtąd przechodziło się do pokoju bilardowego, który później był naszą biblioteką. Wokół bilardu stały ciężkie rzeźbione krzesła z oparciami w herbach, zdobionymi perłami. Na ścianach wisiało wiele obrazów olejnych (...)” - wspominała Sybilla.
Służący to oszuści

Generalnie w nowej części zamku znajdowały się pokoje gościnne, a w starym skrzydle mieszkali służący. Była tam także pralnia, prasowalnia i garderoba. Jak wspomina księżna, mimo kiczowatego wyglądu całość była dobrze utrzymana, co było zasługą wielu służących. Na ich temat Sybilla także się rozpisała.

„Kucharz gotował bardzo dobrze, ale to był prawdziwy oszust. To, co przychodziło do zamkowej kuchni, a było tego dużo, sprzedawał w większej części w mieście. Połowy cielaków, świń, baranów, znikały. Dzięki temu zrobił się bardzo bogaty. Był wielkim panem i prowadził surowe rządy. Wszyscy się go bali”. Kucharz miał trzech pomocników. Jak wspomina księżna, dzięki temu stoły aż uginały się od ogromnych szynek. Rodzina Bruhl lubiła jednak dobrze zjeść.

O czystość na zamku dbało pięć pokojówek ubranych w różowe fartuchy. Podczas spotkania zawsze nisko kłaniały się domownikom. Służba podlegała pannie Idzie, która starała się, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik.

„Do tego był jeszcze pokojowy Gustaw - okropny typ, oraz dwóch służących Feirdrich i Paul Lippok. Dozorca Martin służył dobrze swojemu państwu i prowadził tak jak wszyscy bardzo wygodne życie. Generalnie nikt nie musiał się wysilać” - twierdziła księżna.

Tuż obok zamku znajdowała się stajnia z cegły. Karl Bruhl i jego żona Agnes lubili jeździć konno, dlatego zatrudniali dodatkowo 5 osób, które zajmowały się końmi, m.in. jeźdźca i stangreta.

„Większa część z nich kradła i oszukiwała. Wujek Karl o tym wiedział, ale był zbyt wygodny, by z tym coś zrobić” - pisała księżna. O finanse rodziny Bruhl dbał ekonom Dieterici, który razem z kilkoma urzędnikami zamieszkiwał budynek Dyrekcji Dóbr stojący po sąsiedzku. Tuż obok był jeszcze kort tenisowy, ogród z kwiatami, szklarnie, a nawet palmiarnia.

„Czymś wspaniałym za to był strzelecki park. Po przyjeździe do zamku, razem z wujem Karlem zrobiliśmy rundę. Później bardzo polubiłam ten park. O każdej porze roku był bardzo ładny.”

Mimo narzekań ze strony Sybilli młodzi małżonkowie pozostali na ziemi strzeleckiej. W 1933 r. po śmierci właścicieli strzeleckiego zamku, przeszedł on na własność Wolfganga i Sybilli, więc ostatecznie w nim zamieszkali. Starsi mieszkańcy Strzelec Opolskich przez wiele lat wspominali, jak księżna Sybilla spacerowała z pieskiem po okolicy. Napotkawszy na swojej drodze ludzi, krzyczała do nich, żeby zamiast odpoczywać, wzięli się do pracy.

W tekście wykorzystano fragmenty książki „700 lat właścicieli strzeleckiego zamku” autorstwa Marka Gaworskiego.
Pod lupą

Wolfgang zmarł dosyć wcześnie, w wieku 63 lat. Wiadomo, że przed śmiercią długo chorował na anginę. Zmarł dokładnie 8 lutego 1940 r. Księżna Sybilla dożyła natomiast sędziwego wieku. Zmarła 21 marca 1977 r., mając 89 lat.

Pod lupą

Pierwsze wzmianki o zamku w Strzelcach pochodzą z 1303 roku. Na przestrzeni wieków zamek miał wielu właścicieli. W XVI w. obiekt popadł w ruinę, ale odbudował go hrabia Jerzy von Redern. Znaczną przebudowę zamek przeszedł w XIX w. za sprawą hrabiego Andrzeja Renarda. Właśnie wtedy stanęła wieża zamkowa i część przyległych zabudowań. Ostatnim właścicielem zamku był ród Castell-Castell. Po II wojnie światowej radzieckie oddziały wojskowe, paląc miasto, nie oszczędziły zamku. Od tego czasu popadł on w ruinę, której mury do dziś wznoszą się w parku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska