Jak wyglądają pogrzeby w różnych częściach świata

Redakcja
Mieszkańcy wyspy Sulawesi chowają swoich bliskich w otworach wydrążonych w skałach. Obok tych grobów ustawiane są niewielkie figurki, które mają strzec przodków. Natomiast niemowlęta chowane są w dziuplach drzew.
Mieszkańcy wyspy Sulawesi chowają swoich bliskich w otworach wydrążonych w skałach. Obok tych grobów ustawiane są niewielkie figurki, które mają strzec przodków. Natomiast niemowlęta chowane są w dziuplach drzew.
Na indonezyjskiej wyspie Sulawesi bywa, że zmarły czeka kilka lat, aż rodzina zbierze pieniądze na pogrzeb. Malgasze mają w zwyczaju odkopywać groby.

Czy wiesz, że...

Czy wiesz, że...

... w krajach islamskich zmarłego należy pochować do 24 godzin od śmierci. Trzeba to zrobić, by jego dusza nie utknęła w ciele. Dlatego zazwyczaj nie wykonuje się tu sekcji zwłok i chowa zmarłych w miejscu, w którym odeszli.

...w ubiegłym roku w USA w zatoce Biscayne niedaleko Miami otwarty został "cmentarz Neptuna". Jest to podwodna nekropolia założona w otwartym morzu. "Nagrobek" na tym cmentarzu kosztuje od tysiąca do kilku tysięcy dolarów. Prochy skremowanego zmarłego zatapia się w specjalnym betonie odpornym na działanie wody. Masie nadaje się kształt np. muszli, kwiatu, kolumny czy lwa i zatapia. Cmentarz można odwiedzać nurkując. Palenia zniczy się tu jednak nie praktykuje.

... niektóre plemiona z Papui Nowej Gwinei ciała zmarłych układają na parasolowatych drzewach.

T ę uroczystość rdzennej ludności Madagarskaru można porównać do naszego Święta Zmarłych - twierdzi Jarosław Kret, znany prezenter pogody i zapalony podróżnik, autor programu "Planeta według Kreta". - Choć oczywiście obchodzone jest w skrajnie różny od naszego sposób.
Malgasze wierzą, że po śmierci dusze ich zmarłych opuszczają ciała i zagnieżdżają się w okolicznych drzewach czy kamieniach. Potem obserwują wszystko, co dzieje się w wiosce. Od czasu do czasu jednak wracają do grobu, by odpocząć.

- I wtedy powinny mieć w nim czysto - wyjaśnia Jarosław Kret. - Dlatego mieszkańcy Madagaskaru odkrywają kamienne mogiły swoich zmarłych, czyszczą ich kości z resztek tkanek i obficie polewają ich szczątki śmierdzącym bimbrem, który sami również w dużych ilościach przy tym spożywają.
Na koniec owijają kości w nowe, czyste, białe całuny i podpisują je flamastrami.

- A podczas tej całej procedury mówią do zawiniątek - opisuje podróżnik i prezenter. - Opowiadają im o wydarzeniach, które miały ostatnio miejsce, mówią o plonach, rodzinie. Panuje bowiem przekonanie, że nie wolno niczego kryć przed zmarłymi, by ich nie rozzłościć.
Obrzęd ten nosi nazwę Famadihana. Odbywa się rokrocznie we wrześniu lub październiku. Organizują go na przemian różne rodziny.
- A wszystko to odbywa się w bardzo wesołej oprawie - opowiada Elżbieta Dzikowska, znana podróżniczka, autorka słynnych cyklów "Pieprz i wanilia" (z Tony Halikiem) czy "Groch i kapusta". - Na taką uroczystość schodzą się wielkie tłumy, gra orkiestra, jest wielka uczta.

Warto też wspomnieć, że groby na malgaskich cmentarzach niejednokrotnie wyglądają lepiej niż chaty we wsi. Zbudowane z kamienia, przez bogatszych grodzone są kamiennymi murkami.
- Na tych murkach maluje się atrybuty zawodu, który wykonywał zmarły albo obrazki świadczące o jego pasji czy ulubionych za życia rzeczach - wyjaśnia Elżbieta Dzikowska.

Sępy zaniosą duszę do nieba
Bardzo uroczyście, ale i radośnie żegna się też zmarłych na Sulawesi, indonezyjskiej wyspie na Oceanie Spokojnym.
- Ale na taki pogrzeb człowiek musi zarabiać w zasadzie od urodzenia - mówi polska podróżniczka.
Zasada jest bowiem taka, że na pogrzebie trzeba zabić przynajmniej jednego bawołu. Im więcej bawołów zostanie na ucztę zarżniętych, tym lepiej dla ducha przodka.

- Dlatego bywa i tak, że ten, kogo trzeba pochować, czeka na swój pogrzeb nawet kilka lat, aż rodzina zarobi na uroczystość... - opowiada Elżbieta Dzikowska, która miała okazję być na aż trzech tego typu pochówkach. - Bliscy przeznaczają dla niego jakieś pomieszczenie w domu i tam przetrzymują
zwłoki, aż nadejdzie czas pogrzebu.

Jest on tym bardziej wystawny, im bogatszy był zmarły. Na niektóre pochówki zjeżdża nawet kilka tysięcy osób. Uczta trwa przez kilka dni, a świętujący na przemian jedzą, tańczą i modlą się za zmarłego.
Jego samego zaś, owiniętego w całuny, składa się do grobu wydrążonego w skale. Obok rodzina stawia figurkę "strażnika", który ma bronić zmarłego.
- A jeśli umrze niemowlę, to chowane jest w dziupli drzewa - dodaje Elżbieta Dzikowska.
Ks. prof. Józef Urban z Wydziału teologicznego Uniwersytetu Opolskiego zapewnia, że nawet w obrębie jednego kontynentu różnorodność form pochówku bywa ogromna.

- Na całym świecie ta rozpiętość jest jeszcze większa - stwierdza. - Członkowie kenijskiego plemienia Kikuju na przykład, gdy czują, że nadchodzi śmierć, wychodzą lub są wynoszeni do buszu, by tam umrzeć w samotności. Reszty dokonują dzikie zwierzęta...
Wszystko po to, by bliscy zmarłych nie zetknęli się ze śmiercią i by nie musieli później przechodzić niejednokrotnie bolesnych obrzędów oczyszczenia, którego dokonuje się np. za pomocą ognia.

- Natomiast Indianie jednego z plemion dorzecza Amazonki zjadają nieboszczyka - kontynuuje ks. prof. Urban. - W dodatku robią to 2-3 dni po śmierci, więc zapewne by się nie zatruć, muszą pić przy tym mocny alkohol. Robią to - odmiennie do Kikuju - po to, by szczątków ich czcigodnych przodków nie dopadło żadne zwierze.

Jedna z najbardziej makabrycznych form pożegnania zmarłych ma miejsce w wysokich górach Tybetu. Jest tam miejsce, w którym ciało - ponacinane przez zajmujących się tym mnichów - zostawia się na pożarcie "świętym sępom". Gdy z człowieka zostają już tylko kości, mnisi ćwiartują je i miażdżą, a potem także oddają ptakom. Tybetańczycy wierzą, że dzięki temu ich zmarły wraz z ptakami poszybuje do nieba...
- Byłam w pobliżu tego miejsca i widziałam tę górę. Sprawia niezwykle ponure wrażenie - wspomina Elżbieta Dzikowska.

Podobnie, bo wystawiając sępom na pożarcie, swoich bliskich "chowają" Parsowie zwani też Zaratustrianami. Jest to grupa etniczna wywodząca się od starożytnych Persów. Najwięcej jej przedstawicieli żyje w Indiach, w okolicach Bombaju.
- Na swoich cmentarzach, na które nie wolno wchodzić, Parsowie stawiają wysokie platformy - opowiada Jarosław Kret, autor książki "Moje Indie", która w połowie listopada ma się pojawić w księgarniach. - Na tych platformach kładzie się zwłoki tak, by pod wpływem słońca zaczęły się jak najszybciej rozkładać i by mogły się nimi zająć ptaki.

Ameryka ceni estetycznych zmarłych

Mieszkańcy wyspy Sulawesi chowają swoich bliskich w otworach wydrążonych w skałach. Obok tych grobów ustawiane są niewielkie figurki, które mają strzec przodków. Natomiast niemowlęta chowane są w dziuplach drzew.

Ameryka ceni estetycznych zmarłych

W Stanach Zjednoczonych rozwinął się w ostatnich latach niemal cały przemysł, który służy poprawianiu wyglądu ciał zmarłych. Począwszy od prostych zabiegów kosmetycznych (stosowanych również w Polsce) na chirurgii plastycznej skończywszy. - W "Funeral Homes", czyli domach pogrzebowych, są specjaliści kosmetolodzy, którzy poza makijażem malują też na przykład włosy zmarłym - mówi dr Mateusz Szubert, historyk kultury z Katedry Kulturoznawstwa Uniwersytetu Opolskiego.
Niemal powszechnie stosowanym zabiegiem jest też tak zwana tanatoprakcja, czyli balsamacja. Jest to zabieg, który ma uchronić ciało zmarłego przed rozkładem. Jest to możliwe dzięki wstrzykiwaniu do żył soli, które powstrzymują procesy gnilne.
- Wszystko to oczywiście dla komfortu żyjących, czyli po to, by zmarły wystawiony na uroczystości pogrzebowej w trumnie nie napawał grozą - wyjaśnia dr Szubert.
Nierzadkie są też zabiegi z dziedziny chirurgii plastycznej. Na przykład takie, które powodują, że zmarły wygląda, jakby się lekko uśmiechał.

Kultywowaniu tej tradycji omal nie stanęła na przeszkodzie cywilizacja. Okazało się bowiem, że w zatłoczonym Bombaju jest coraz mniej sępów.
- Dlatego podobno wymyślone zostało specjalne szkło powiększające, które skupia promienie słoneczne i kieruje je na zmarłego - mówi Jarosław Kret. - Ma to przyspieszać proces rozkładu i powodować, że ciałem zajmie się też inne ptactwo, nie tylko sępy.

Rzeka grobowiec
Ale najbardziej znaną i chyba najbardziej rozpowszechnioną w Indiach ceremonią pogrzebową jest palenie zwłok i wrzucanie prochów do wody.
Nie zawsze jednak ciało dokładnie się spopieli. Zależy to bowiem od ilości i rodzaju drewna, jakie zostanie użyte do pogrzebowego stosu.
- Im bogatsza rodzina, tym drewna jest więcej i tym więcej w nim aromatycznych gałązek, które neutralizują przykry zapach palonego ciała - wyjaśnia Jarosław Kret. - Zamożni zmarli są też nacierani wonnymi olejkami, które jednocześnie przyspieszają spalanie.
Nie stać na to biednych, którzy swoich zmarłych palą np. na słomie, papierze i kilku polanach. Dlatego czasem w Gangesie pływają nadpalone szczątki ciał.
By wyjść naprzeciw religijnym potrzebom, ale także z przyczyn sanitarnych indyjskie władze wybudowały wzdłuż rzek krematoria. Ale miejscowi wolą tradycyjne palenie.

- Najbardziej znanym z tego miejscem są Ghaty, schody ciągnące się wzdłuż Gangesu w mieście Waranasi - dodaje Jarosław Kret.
U wielu ludów afrykańskich lęk przed duchami zmarłych miesza się z głębokim szacunkiem i wiarą, że czuwają oni nad żyjącymi bliskimi i są w stanie pomóc w razie potrzeby.

- Lud Lozi na przykład zaklina w drodze na cmentarz zmarłego, by jego duch nie powrócił do domu - opowiada ks. prof. Józef Urban. - Zmarły wynoszony jest z domu z otwartymi oczami i ustami, w pozycji kucnej przez specjalny otwór przeznaczony tylko do tego. Ale jednocześnie na chatach budowane są specjalne półeczki, na których składa się drobne ofiary zmarłym i prosi ich o pomoc w razie niepowodzeń.
Są też plemiona, które w związku z wiarą w opiekuńcze siły przodków chowają bliskich niedaleko swoich zagród.
- Dzieje się tak na przykład w Zairze w plemieniu Baluba - stwierdza ks. prof. Urban.

Bardzo często praktykowanym zwyczajem wśród wielu ludów jest chowanie zmarłego wraz z przedmiotami, których używał. Robią tak na przykład Indianie Kuna Yala, którzy zamieszkują archipelag wysp San Blas. Swoich zmarłych chowają w wykopanych dołach, w których zawiesza się ich w zawiązanych hamakach. Najczęściej używane przedmioty wkłada się do grobu zmarłego, a resztę pali.
- Ubrania, naczynia czy przedmioty codziennego użytku palą też ludy czarnej Afryki - dodaje ks. Józef Urban. - U niektórych jednak można to zrobić dopiero wtedy, gdy minie czas żałoby. A ta trwa nawet rok. Do tego czasu żyjącym nie wolno dotknąć żadnej z rzeczy pozostawionej przez zmarłego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska