Jerzy Naszkiewicz: W Głubczycach pod szyldem niezależnych komitetów ukrywa się Platforma Obywatelska

Łukasz Żygadło
- Mówią, że są bezpartyjni, twierdzą, że w Głubczycach nie ma Platformy. Choć prawda jest taka, że mamy zbitek polityków PO, w tym burmistrza, który reprezentował w swoim życiu wiele partii. PiS w mieście zawsze startuje pod własnym szyldem, nikogo nie udajemy - mówił były parlamentarzysta PiS a aktualnie wiceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Opolu Jerzy Naszkiewicz.

Zastanawiam się jak pana uszeregować. Jako polityka, czy może urzędnika?

Zdecydowanie najdłużej w swoim życiu byłem nauczycielem.

Czyli w pierwszej kolejności nauczyciel.

Zdecydowanie tak. Byłem nauczycielem przez osiemnaście lat i mogę powiedzieć, że przeszedłem przez wszystkie szczeble kariery. Może poza przedszkolem i żłobkiem. Zaczynałem od szkół podstawowych, później byłem w szkołach wiejskich, następnie pracowałem w gimnazjum. Miałem również epizod pracy w szkole średniej na tzw. kursach zawodowych, co pozwoliło mi poszerzyć swoją wiedzę. Następnie zacząłem pracować w Zespole Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Głubczycach, typowej szkole średniej gdzie uczyłem przedmiotów zawodowych oraz byłem wychowawcą w internacie.

Dlaczego przygoda z nauczycielstwem się skończyła?

Muszę powiedzieć wprost. Stało się tak na skutek działań Platformy Obywatelskiej, ponieważ w czasie rządów tej partii likwidowano szkoły, w tym szkoły w Głubczycach. Nie mogłem wobec tego przejść obojętnie i podjąłem działania w obronie szkół. Przypłaciłem to utratą pracy.

Tak po prostu?

Niestety tak. Odwołałem się wówczas dwukrotnie do sądu, jednak dwukrotnie przegrałem. Mieliśmy sądy, które nie zawsze stawały w obronie pracownika.

Uściślijmy, kto likwidował szkołę? Rząd, gmina?

Gmina Głubczyce, zarządzana przez polityków PO. Choć w Głubczycach zawsze mamy taką sytuację, że politycy PO ukrywają się pod szyldami komitetów niezależnych. Mówią, że są bezpartyjni, twierdzą, że w Głubczycach nie ma Platformy, choć prawda jest taka, że mamy zbitek polityków PO, w tym burmistrza który reprezentował w swoim życiu wiele partii. PiS w mieście zawsze startuje pod własnym szyldem, nikogo nie udajemy. Politycy PO korzystają z przydomków głubczyckich w nazwach, co w mojej ocenie jest próbą naciągania wyborców na coś w rodzaju lokalnego komitetu, choć de facto nie mamy z całkowicie niezależnym, bezpartyjnym komitetem do czynienia.

Dlatego PiS przegrywa w Głubczycach?

Tak. My wystawiamy jedną listę, mamy najwięcej głosów, jednak rywalizujemy z pięcioma innymi komitetami, które w naszej ordynacji wyborczej wprowadzają łącznie największą liczbę radnych.

Wróćmy jeszcze do zmian w pana życiu. Rozumiem, że po odejściu ze szkoły, gdy znany był pan w mieście z walki o likwidowane placówki, pojawiła się opcja wejścia do polityki?

Mniej więcej tak. Wiele czynników miało na to wpływ. Oprócz tego, że chciałem coś dobrego zrobić dla mojego miasta, to również z uwagi na moją działalność prześladowana była moja rodzina?

Co to oznacza „prześladowana”?

W momencie gdy stanąłem w obronie szkół, usłyszałem od ówczesnego przewodniczącego Rady Miasta Głubczyce, że nie znajdą pracy w promieniu 150 km od Głubczyc. Mamy nowe, lepsze czasy, jednak wówczas otrzymywałem telefony z policji z informacją, gdzie jestem i co robię. Ostatecznie po wielu groźbach, wypowiedzenie z pracy otrzymała moja żona, która również jest nauczycielką. Mało tego, zaatakowano również moje dziecko, mojego syna, który będąc wybitnie uzdolnionym nastolatkiem miał znaleźć się w grupie uczniów wyróżnionych przez burmistrza miasta z uwagi na fakt zajęcia wysokich miejsc w olimpiadach matematycznych. Dowiedziałem się w ostatniej chwili, że jednak takiej nagrody nie otrzyma. Nauczycielka mojego syna powiedziała mu to wprost, nie wskazując przyczyn. Zdecydowałem się wówczas na telefon do ówczesnego burmistrza miasta Jana Krówki, wyjaśniliśmy sobie tę sprawę i mój syn został długopisem wpisany na listę osób nagrodzonych. Gdy wyszedł na scenę żeby odebrać nagrodę, burmistrz powiedział mu do ucha: niech cię ojciec przeprosi. Takie były czasy.

Skąd miał pan numer do burmistrza?

Ponieważ Jan Krówka był nauczycielem z mojej szkoły. Był moim dawnym kolegą. Dlatego używam słów, że ja i moja rodzina byliśmy prześladowani. Jak inaczej potraktować fakt, że straszono mnie, wypowiedziano umowę o pracę mojej żonie, a retorsje walki o szkoły dotknęły nawet mojego syna? Przez długi czas byłem banitą, który nie mógł znaleźć zatrudnienia w szkole. Ostatecznie podjąłem pracę w sklepie elektryczno-elektronicznym z uwagi na moje wykształcenie. Później przyszedł czas na wejście do polityki.

Jak to wejście wyglądało?

Nawiązałem kontakt z ówczesnym pełnomocnikiem PiS w regionie Sławomirem Kłosowski, który później zaproponował mi objęcie funkcji pełnomocnika partii w Głubczycach. Zgodziłem się, choć nie bez obaw. Wystartowałem w wyborach parlamentarnych w 2011 roku, w międzyczasie zostałem radnym w Głubczycach. Posłem nie udało mi się zostać, choć powiedzmy, że moja kariera polityczna ruszyła do przodu, bowiem ówczesny wojewoda opolski Adrian Czubak zaproponował mi stanowisko dyrektora gabinetu wojewody, które przyjąłem. Zbudowaliśmy gabinet złożony z wielu osób i wydaje mi się, że bardzo dobrze to działało. Poznałem wówczas wiele ciekawych osób, uczestniczyłem w wyjątkowych wydarzeniach.

Jakie było dla pana najważniejsze?

Miałem okazję poznać obu braci Kowalczyków. Wyjątkowym przeżyciem był dla mnie wyjazd do Jerzego Kowalczyka, któremu przedstawiałem koncepcję nadania im. Braci Kowalczyków jednej z sal Urzędu Wojewódzkiego. Pan Jerzy, który jest bardzo skromny a zarazem nieufny wobec ludzi, mieszka sam na skraju lasu, o dziwo przyjął nas serdecznie i myślę, że między nami po pierwszej dłuższej rozmowie nawiązała się pewna więź. Na tyle silna, że do dziś z panem Jerzym mamy kontakt.

Rok 2019 był dla pana wyjątkowy. Najpierw zmiana pracy, później objęcie mandatu posła na Sejm RP, gdzie przed panem było tylko trzy miesiące pracy. Wahał się pan co robić?

Oj tak to był ciekawy czas. Na początku 2019 roku podjąłem pracę w Zakładach Azotowych Kędzierzyn gdzie zostałem kierownikiem Biura Komunikacji. Czułem, że nadchodzą zmiany, ponieważ ówczesny wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zdecydował się na start w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W razie elekcji, ja byłem kolejnym na liście do objęcia mandatu posła z Opolszczyzny i tak się stało. Pyta mnie pan czy się wahałem. Nie, nawet przez chwilę.

Był pan pewien? To tylko trzy miesiące.

To nie ma znaczenia. Każdy o czymś marzy. Gdy byłem młodym człowiekiem i rozmyślałem o byciu radnym, zawsze marzyłem żeby kiedyś zostać posłem, stanąć na mównicy w Sejmie, zrobić coś dobrego dla regionu. Gdy wreszcie pojawia się taka okazja, to należy z niej skorzystać. Nie ważne czy jest to na cztery lata, rok, czy tylko pięć miesięcy. Otrzymałem blisko 2,5 tys głosów i nie chciałem zawieść moich wyborców.

Co się udało zrobić przez te trzy miesiące?

Powiem przewrotnie, że niewiele i bardzo wiele. Najbardziej jestem dumny z tego, że wraz z poseł Katarzyną Dutkiewicz rozpoczęliśmy działania na rzecz przywrócenia ruchu pasażerskiego na trasie kolejowej Racławice Śląskie-Głubczyce-Racibórz, które dziś kontynuowane są przez ministrów Janusza Kowalskiego i Michała Wosia. Nasza praca to swoiste podwaliny pod ten projekt, który dziś wart blisko pół miliarda złotych i już wiemy, że będzie realizowany. Co ciekawe z posłami, z którymi wówczas współpracowałem, mam do dziś kontakt i w różnych sprawach sobie pomagamy.

W sprawie linii kolejowej pojawiał się jakiś opór?

Powiem tak. Politycy PO mówili nam od samego początku, że jest to niemożliwe. Dodawali, że oni zawsze odbijali się od ściany, nikt nie chciał z nimi rozmawiać. Jak widać można było coś w tej sprawie zrobić, wywalczyć, tylko trzeba być skutecznym, chcieć i potrafić rozmawiać.

Gdyby pan mógł cofnąć czas, coś poprawić w swojej politycznej karierze, co by to było?

Mam jedną kwestię, którą uznaję za porażkę, choć miałem mało czasu na działania. Mianowicie chodzi o sprawę kupców z Opola, którzy zostali wyrzuceni przez prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego z ul. Targowej. Ci ludzie, gdy byłem posłem, zgłosili się do mnie z prośbą o pomoc. Odbyłem kilka wizyt u prezydenta, rozmawialiśmy i powiem tak: byłem przez prezydenta mamiony. Nie udało mi się tym ludziom skutecznie pomóc, miałem zbyt mało czasu, a gdy przestałem być posłem przestali się ze mną kontaktować.

Jaka będzie pana przyszłość? Ponowny start do Sejmu?

W tej chwili jestem wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, gdzie podejmując pracę musiałem się naprawdę wielu rzeczy nauczyć. Chcę kontynuować pracę w tym miejscu. Jeszcze nie wiem jak będzie w przypadku wyborów parlamentarnych, jednak z pewnością mogę zadeklarować start w wyborach samorządowych ponieważ chcę pracować na rzecz rozwoju mojego ukochanego miasta, czyli Głubczyc.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska