Julia Bińczycka, rozgrywająca Uni Opole: Teraz mogę zweryfikować wszystko, czego nauczyłam się do tej pory [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Julia Bińczycka (nr 98) spisuje się w tym sezonie na tyle dobrze, że to ona przez zdecydowaną większość czasu kieruje boiskowymi poczynaniami Uni Opole.
Julia Bińczycka (nr 98) spisuje się w tym sezonie na tyle dobrze, że to ona przez zdecydowaną większość czasu kieruje boiskowymi poczynaniami Uni Opole. Wiktor Gumiński
- Dużo osób mówiło mi, że najwyższy czas, by zacząć grać częściej niż przez ostatnie dwa lata. Szukałam więc zespołu, w którym mogłabym liczyć na regularne występy i zbudować sobie mocną pozycję. Możliwość indywidualnego rozwoju była moim priorytetem - mówi Julia Bińczycka, występująca na pozycji rozgrywającej siatkarka Uni Opole, która trafiła do klubu przed sezonem 2023/2024 z Developresu Bella Dolina Rzeszów.

Pierwsze siatkarskie kroki stawiałaś w Poznaniu, czyli mieście, z którym bardzo mocno związany jest też trener Uni Nicola Vettori. Znaliście się już wcześniej?
Tak, poznaliśmy się, kiedy miałam około 12 lat. Nicola Vettori prowadził wtedy kadrę wojewódzką Wielkopolski i tam zaczęła się nasza znajomość. Potem przez jakiś czas nie mieliśmy ze sobą styczności, ale kiedy trener awansował wraz z Uni do Tauron Ligi, ponownie zaczęliśmy mieć częstszy kontakt.

W ostatnich dwóch latach zdobyłaś z Developresem Bella Dolina Rzeszów parę medali i trofeów. Teraz grasz dla klubu, który ma trochę inne cele, jest na etapie rozwojowym. Co przekonało cię do związania się z Uni?
Tak jak powiedziałeś, Uni to rozwojowy klub i właśnie możliwość indywidualnego rozwoju była moim priorytetem na ten sezon. Początkowo zastanawiałam się, czy nie przedłużyć kontraktu w Rzeszowie. Dużo osób mówiło mi jednak, że najwyższy czas, by zacząć grać częściej niż przez ostatnie dwa lata. Szukałam więc zespołu, w którym mogłabym liczyć na regularne występy i zbudować sobie mocną pozycję. Chciałam już móc poprowadzić grę drużyny na dłuższym dystansie, by zweryfikować to, czego nauczyłam się w siatkówce do tej pory i sprawdzić, czy potrafię to odpowiednio wykorzystać na boisku.

Do Tauron Ligi trafiłaś po tym, jak wraz z Energetykiem Poznań sięgnęłaś po mistrzostwo Polski juniorek. To właśnie ten sukces otworzył ci bezpośrednio wrota do Developresu?
Finał mistrzostw Polski juniorek miał być moim "ostatnim tańcem" w Energetyku. Niby dostałam propozycję, by grać tam w drużynie seniorskiej na szczeblu 1 ligi, ale miałabym wtedy być drugą rozgrywającą. A potem złożyło się tak, że nasze dobre występy w turnieju finałowym dostrzegło kilka osób, o których obecności na zawodach nie wiedziałam kompletnie nic. Z czasem odezwał się do mnie klub z Rzeszowa, któremu zwolniło się miejsce na rozegraniu z powodu, niestety, poważnej kontuzji Marty Krajewskiej. Rzeczywiście więc temat moich przenosin do najwyższej klasy rozgrywkowej pojawił się dopiero, gdy została mistrzynią Polski juniorek.

Dwa lata spędzone w rzeszowskim zespole spełniły twoje oczekiwania pod względem startu przygody z Tauron Ligą?
Więcej, nawet je przerosły. Na początku w sumie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale dużo rzeczy naprawdę mnie zaskoczyło. Mój chłopak do dziś się ze mnie śmieje, bo kiedyś powiedziałam, że nie widzę różnicy w poziomie pomiędzy siatkówką juniorską a 1 ligą. Może byłam już na tyle rozwiniętą zawodniczką, że po prostu przyszło mi to naturalnie. Po przejściu do Developresu doznałam jednak lekkiego szoku. Był on zarówno związany z tym, jak od strony praktycznej podchodzi się do samej siatkówki, ale również z całą otoczką jej towarzyszącą. Takie rzeczy jak prezentacja drużyny czy szczegółowy podział ról wśród ludzi zatrudnionych w klubie były dla mnie absolutną nowością. Patrząc jednak pod względem czysto sportowym, jestem osobą, która szybko chłonie wiedzę. Od pierwszych dni pobytu w drużynie z Rzeszowa próbowałam więc wprowadzać w życie uwagi, jakie przekazywał mi trener Stephane Antiga.

A jesteś zadowolona z wyników, jakie osiągnęłaś z Developresem (m.in. dwa wicemistrzostwa Polski, dwa Superpuchary Polski i Puchar Polski – red.)?
Osobiście się z nich cieszę. Dla mnie były to pierwsze sezony rozgrywane na tak wysokim poziomie, połączone dodatkowo z możliwością występów w Lidze Mistrzyń. Myślę, że dziewczyny, które w siatkówkę grają znacznie dłużej i które nie po raz pierwszy w życiu przegrały finał mistrzostw Polski, były z tego powodu bardzo zdenerwowane. Ja jednak, szczególnie już na chłodno, kilka dni po zakończeniu sezonu, cieszyłam się z tych srebrnych medali. W młodym wieku (obecnie Bińczycka ma 22 lata – red.) zanotowałam pewne osiągnięcia w seniorskiej siatkówce, ale absolutnie nie zamierzam na tym poprzestać.

Presja otoczenia na wynik w Rzeszowie i Opolu – odczuwasz pod tym względem znaczącą różnicę?
Nie. Pobyt w Uni nauczył mnie trochę siatkarskiej pokory. W Developresie rzadko ponosiłyśmy porażki, a teraz muszę sobie radzić z tym zdecydowanie częściej. To spora różnica, ale przechodząc do klubu z Opola też chciałam się z tym zmierzyć. Ważne jest, by spróbować swoich sił również w zespole, który nie w każdym meczu jest faworytem do zwycięstwa. Występuję jednak obecnie w drużynie również mającej swoje ambicje.

Kiedy zatem będziesz mogła powiedzieć, że pierwszy sezon w barwach Uni był dla ciebie udany?
Założyłam sobie przed sezonem grę w play-off, ale nasz cel zmienił się w trakcie rozgrywek. Teraz jest nim zakończenie rywalizacji w okolicach 5. miejsca. Początek miałyśmy co prawda trudny, bo pierwszy trener późno do nas dołączył i potrzebowałyśmy trochę czasu, by się odpowiednio zgrać. Później jednak zagrałyśmy parę meczów, które sprawiły, że wewnątrz drużyny nieco podniosłyśmy sobie poprzeczkę. Jeśli chodzi o pierwszą część fazy zasadniczej, mam na myśli choćby wyjazdowe zwycięstwo 3:1 z Moyą Radomką Radom czy domową potyczkę z ŁKS-em Commercecon Łódź. Choć poległyśmy w niej 0:3, postawiłyśmy naprawdę trudne warunki ekipie, która była zdecydowanym faworytem.

Korzystnie dla Uni ułożyło się również losowanie Tauron Pucharu Polski. Rozmawiałyście między sobą o tym, że pojawiła się spora szansa, by dotrzeć nawet do turnieju finałowego w Nysie?
Tak, ten temat był poruszany. W trakcie losowania miałyśmy trening, ale zaraz po jego zakończeniu każdy sprawdzał najpierw rywala w 1/8 finału, a następnie układ całej drabinki. Mamy świadomość, że jest naprawdę duża szansa dotrzeć do Nysy. Osobiście nawet trochę to manifestuję i już mówię ludziom, że niedługo się tam widzimy, bo wywalczymy sobie awans. Nie wiem, czy pozostałe dziewczyny mają takie samo podejście, ale szansa trafiła się jak nigdy i na pewno bardzo chcemy ją wykorzystać. Dobrze byłoby się pokazać w turnieju finałowym również dlatego, że jego losy będzie śledzić naprawdę dużo osób. Cały klub wiele by na tym zyskał.

Rozmawiając o bieżącym sezonie, trudno uciec od tematu, który pojawił się po wygranym przez was 3:1 meczu z BKS-em BOSTIK ZGO Bielsko-Biała. Po nim bielskie siatkarki otrzymały w mediach społecznościowych obrzydliwe wiadomości. Była to faktycznie nowa sytuacja dla całego waszego środowiska? A może to problem, który istnieje już od dłuższego czasu, tylko teraz w końcu został mocno nagłośniony?
Osobiście nigdy nie dostałam podobnych wiadomości, tak jak zresztą najbliższe mi osoby. Ale takie sytuacje już wcześniej rzeczywiście się zdarzały. Nikt jednak nie wyciągał ich na światło dzienne, tylko zawodniczki przekazywały sobie te wiadomości w rozmowach prywatnych. Osobiście cieszę się, że ktoś w końcu głośno zaczął o tym mówić. Mamy świadomość, że robimy to co kochamy, ale zarazem nasz sport ma rację bytu dzięki kibicom i w dużej mierze to również właśnie dla nich gramy. Jeśli jednak są wśród nich ludzie, którzy podają fałszywe dane i wypisują rzeczy, które mi nawet nie przeszłyby przez wyobraźnię, to robi mi się ich szkoda.

Sama masz częsty kontakt z kibicami?
Grając dla Uni dostaję trochę więcej wiadomości niż kiedy byłam zawodniczką Developresu, ale nie są to ogromne liczby. Mowa o pojedynczych osobach, masowo nikt do mnie nie wypisuje. Oczywiście miło mi się robi, jak ludzie podejmują ze mną interakcję, ale nie przykładam też do mediów społecznościowych nadmiernej uwagi. Wychodząc na trening czy mecz kompletnie zapominam o tym, czy ktoś za dany występ mnie pochwalił, czy też miał mi coś do zarzucenia. Wtedy jestem w swoim świecie i potrafię skoncentrować się wyłącznie na siatkówce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska