Jurek Owsiak: - Duch w narodzie nie ginie

fot. Archiwum
fot. Archiwum
Rozmowa z Jurkiem Owsiakiem, prezesem Zarządu Fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

- Jutro po raz drugi Orkiestra będzie zbierać pieniądze dla dzieci chorych na nowotwory. Przed rokiem na ten sam cel zebraliście rekordową kwotę ponad 40 mln złotych. Nie wystarczyło?
- Onkologia dziecięca jest dziedziną, która wymaga bardzo nowoczesnego sprzętu. Powiedzieliśmy sobie, że chcemy stworzyć nowy poziom diagnostyki. W kraju mamy 17 dużych akademickich ośrodków leczących chore dzieci. Wielu rodziców ma jednak do nich za daleko. Chcemy, żeby zmniejszył się dystans do ośrodków wyposażonych w nowoczesny sprzęt. Dlatego zaplanowaliśmy, że powstaną nowe, aby ludzie mieli bliżej. Za pieniądze z ostatniej zbiórki kupiliśmy 78 ultrasonografów z najwyższej półki, ale wciąż potrzebna jest aparatura do diagnozowania i leczenia. Więc gramy na ten cel jeszcze raz. Proszę też pamiętać, że finał Orkiestry to jest taka tuba propagandowa. Będziemy mocno przekonywać i przypominać, że wczesne wykrywanie chorób daje o wiele większe szanse na wyzdrowienie i że po prostu to mniej kosztuje. I jeszcze jedna rzecz - Fundacja od kilku lat prowadzi cztery ogólnopolskie programy zdrowotne (m.in. badania słuchu noworodków i kursy pierwszej pomocy) i na nie przeznaczamy kilkanaście milionów złotych. Tak więc, tych 40 mln z ubiegłego roku fantastycznie zagospodarowaliśmy, a kolejna zbiórka na ten sam cel sprawi, że polska medycyna w tej dziedzinie będzie bardzo nowoczesna i przez kilkanaście lat będzie mogła spokojnie pracować.

- W tym roku Orkiestrze stuknęła osiemnastka. To okazja do pewnego bilansu. Z czego jesteś najbardziej dumny?
- Właśnie z tego, że tak długo gramy i Orkiestra nie tylko nie rozmieniła swoich ideałów na drobne, ale jeszcze się wzmocniła. Kupiliśmy wiele tysięcy różnego rodzaju urządzeń medycznych, pomogliśmy trudnej do zliczenia liczbie dzieci. Przebadaliśmy do tej pory słuch 2,5 mln noworodków - to najlepszy program screeningowy na świecie, obejmujący niemal 100 procent nowo narodzonych dzieci. Powodem do dumy jest też szacunek i zaufanie, jakim Orkiestra cieszy się w społeczeństwie. To chyba największy sukces. Kolejny - pokazaliśmy, że taka logiczna, konsekwentna robota przynosi superefekty. Zadajemy kłam tradycyjnej opinii, że Polakom nic się nie udaje, albo że nie są solidnym partnerem w jakimś działaniu. Mamy pewność, że to, co zrobiliśmy przez te wszystkie lata, ma sens, przynosi korzyści, a przy tym jest radosne i na końcu możemy napisać z wykrzyknikiem: "Made in Poland!". To jest nasze, nie do podrobienia, ale chętnie się tym dzielimy. Na Ukrainie od czterech lat jest podobna akcja.

- Sprawiliście, że co roku w dniu finału Polacy czują, że trzeba być na ulicach miast i wsi. Jedni - żeby zbierać pieniądze, a drudzy - żeby je dawać. Twoim zdaniem Orkiestra nauczyła Polaków pomagać czy wyzwoliła tkwiący w nich potencjał?
- Myślę, że wyzwoliła. Polacy zawsze w ciężkich sytuacjach sobie pomagali, w kłopotach potrafimy być solidarni. W naszej historii jest na to wiele dowodów. Orkiestra natomiast pokazała ludziom, jak nowocześnie organizować tego typu zbiórki; wytyczyła pewną normę i wysoko ustawiła poprzeczkę. Pokazaliśmy także Polakom, że są odpowiedzialni. Myślę, że dzięki Orkiestrze zbliżyliśmy się społeczeństwa obywatelskiego. Pokazaliśmy, jak trzeba się dzielić tym, co mamy, jak organizować pomoc dla innych i jakie to przynosi efekty. W bogatym społeczeństwie, a takim w moim przekonaniu już się staliśmy, uczestniczenie w tego typu akcjach jest obowiązkiem.

- Doroczny finał Orkiestry to dzień solidarności i dzień wielkich wzruszeń. Co Ciebie najbardziej wzrusza?
- Za każdym razem, gdy widzę zbierających - a w tym roku znowu mamy 120 tysięcy wolontariuszy - przeżywam chwile niezwykłych uniesień. Wzrusza mnie, gdy widzę, jak młode są to osoby, prawie dzieci, że robią to, bo są przekonane do naszej idei, a nie dlatego, że kazali im w szkole. Ale są też wzruszenia szczególne. Podczas I finału podeszła do mnie biedna kobieta z chorą córką. Zdjęła obrączkę po zmarłym mężu i dała na Orkiestrę. Nie wiedziałem, jak się zachować, po prostu przytuliłem ją do serca. Takich darów było więcej. Kiedy widzi się obrączki z wygrawerowanymi datami ślubu sprzed kilkudziesięciu lat, trudno zapanować nad emocjami. Z takich darów zrodziły się złote serduszka, które licytujemy.

- Każde serduszko z numerem 13 zostaje w Fundacji. Jesteście przesądni?
- Wszystko, co ma numer 13 - serduszko, karta, medal - zostaje u nas. Oprawiamy je w ramki, wieszamy na ścianie i to dobrze działa. Wierzymy, że trzynastka jest dla nas szczęśliwa. Przesąd, ale pozytywny.

- Od pierwszej Orkiestry minęło tyle czasu, że teraz w zbiórce zapewne biorą już udział dzieci tych pierwszych wolontariuszy.
- I to jest kolejny powód do dumy. Wyrosło nam drugie aktywne pokolenie. W ciągu 20 lat wolnej Polski zdewaluowało się tyle pięknych wartości, np. "Solidarność". Nie ma przecież drugiego pokolenia, które by niosło jej idee. A nam to się zdarzyło. Spotykam ludzi, którzy mówią: "Zbierałem, gdy byłem nastolatkiem, potem były studia, życie rodzinne. Zawsze byłem obok was. Pewnego razu moje dziecko poprosiło, że chce zbierać razem ze mną, a teraz idzie już samo, jako wolontariusz". Dla wielu ludzi jest to też jakaś forma spłaty długu wdzięczności. Ktoś mówi: "Właśnie urodziło mi się dziecko, dzięki Orkiestrze przebadano mu słuch. Teraz sam widzę sens tego zbierania".

- Czy są takie sytuacje, gdy czujesz się bezradny? Gdy wiesz, że Fundacja, choć ma mnóstwo kasy, nie może pomóc?
- Często ludzie proszą nas o indywidualną pomoc - bo dziecko umiera, potrzebuje operacji, a w domu straszna bieda. My mamy miliony, a musimy odmówić, bo nasz statut nie pozwala na pomoc indywidualną. Fundacja zbiera pieniądze tylko na sprzęt, który będzie służyć wielu chorym. Żadnego listu jednak nie pozostawiamy bez odpowiedzi, odpisuje na nie moja żona i zawsze robimy to z ciężkim sercem.

- Kiedy zaczęliście w 1993 roku, miała to być jednorazowa zbiórka. O pomoc poprosili kardiochirurdzy z Centrum Zdrowia Dziecka. Gdyby wtedy jakaś wróżka odsłoniła przed tobą przyszłość, pokazała kolejne finały, powiedziała, ile pieniędzy zbierzecie, uwierzyłbyś?
- Nie tylko bym nie uwierzył, ale chyba nie chciałbym tego robić, bobym się przestraszył. Suma 120 mln dolarów, które dotąd wydaliśmy, robi wrażenie. Bałbym się tej ogromnej odpowiedzialności. My, Polacy, niestety jesteśmy przyzwyczajeni do wiadomości o nieszanowaniu publicznych pieniędzy. Bałbym się, że mimo najlepszych chęci mogłoby mi się przytrafić coś złego, że musiałbym się zmierzyć z takim zarzutem. Poza tym pewnie przestraszyłbym się ogromu zdarzeń. Zastanawiałbym się: Ile osób musi przy tym pracować? 400 - jak w wielkim zakładzie? A jaki powinienem mieć budynek? I ile godzin na dobę powinienem pracować, by to zrealizować - te programy medyczne, zakupy. A tymczasem my mamy do dyspozycji 500 metrów kwadratowych z piwnicą i garażem, a w Fundacji pracuje 27 osób. Jak na świecie nas o to pytają, to nie wierzą, że tak mało.

- Fundacja to także biznes. I to świetny, skoro w listopadzie dostaliście honorową Perłę Polskiej Gospodarki.
- Doceniono nasze zdolności organizacyjne i umiejętność wydawania pieniędzy. Można bowiem śmiało powiedzieć, że chociaż zebraliśmy 120 mln dolarów, to jednak kupiliśmy sprzęt wart dwa razy tyle. I na tym właśnie polega ten biznes. Trzeba się targować, wiedzieć, jak organizować przetargi, gdzie kupować sprzęt. Pieniędzmi, które zbiera Orkiestra, musimy umieć dobrze obracać. Trzeba też pamiętać, że Fundacji nie wolno się w ogóle utrzymywać ze zbiórki, nie możemy za te pieniądze opłacać pracowników, kupować papieru, długopisów, płacić za prąd. Na to musimy zdobyć pieniądze z innych źródeł. Ja sam nie pracuję w Fundacji, mam własny biznes i to też daje duży komfort.

- XVIII Orkiestra rusza w Poznaniu jutro o godzinie 9. Nie masz nocnych koszmarów: "A co, jak się nie uda"?
- Już kilka dni temu na aukcjach zebraliśmy 600 tysięcy złotych. To oznacza, że duch w narodzie jest tak gorący, że nie bój nic. Jestem przekonany, że Polacy zechcą znowu sami sobie podziękować za to, co już od Orkiestry dostali.

- Kiedyś powiedziałeś, że jesteś oszalałym, nałogowym marzycielem. O czym jeszcze marzysz?
- Ja mam marzenia ogólnonarodowe. Chciałbym, żeby Polakom się powiodło, żeby byli szczęśliwi i żeby nie było obciachu, gdy jadą w świat. Żeby za granicą mówili: "Pan, pani z Polski? O, to poważna sprawa!".

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska