Każdy chce zdobyć 300 punktów

Robert Lodziński
Robert Lodziński
Bowling, czyli popularna gra w kręgle, od kilku lat robi w Polsce furorę. Do Opola zawitała niedawno, ale już się tu zadomowiła.

W każdy weekend oba tory opolskiej kręgielni Metro oblegane są przez wielbicieli nowej zabawy. - W soboty grają głównie młodzi ludzie, w niedziele całe rodziny. Nie liczy się wiek ani płeć. Gra w kręgle jest dla każdego. Popołudniami i wieczorami wszystkie tory są zajęte. Najlepiej dwa dni wcześniej telefonicznie zarezerwować sobie miejsce - mówi Robert Litwiniec, współwłaściciel kręgielni.
Na Opolszczyźnie są takie dwie. Właściciele opolskiej przyznają, że przy budowie wzorowali się na kręgielniach niemieckich. - Zanim wzięliśmy się za inwestycję, odwiedziliśmy wiele podobnych miejsc w Europie. Najprzytulniejsze wrażenie robiły na nas właśnie kręgielnie niemieckie, gdzie tory umieszczono w pubach. Postanowiliśmy zrobić podobny lokal w Opolu - tłumaczy Piotr Rodak, drugi współwłaściciel "Metra".
Opolska kręgielnia ma konkurenta w Chróścicach. Tam podobny lokal wybudował Marek Kokot. - Przez kilka ostatnich lat pracowałem w Niemczech, gdzie widziałem, jaką popularnością cieszy się bowling. Postanowiłem otworzyć dwa tory i pomysł chwycił. W okolicy mieszka wiele osób, które pracują w Niemczech i znają już tę zabawę, reszta uczy się od podstaw, ale mamy już zawodników, którzy grają na bardzo dobrym poziomie - mówi właściciel lokalu w Chróścicach.

Bowling uczy pokory. Jednym ze stałych bywalców obu kręgielni jest Tadeusz Farenholc z Opola. Zaczynał grać w wieku 50 lat i szybko okazało się, że jest w tym świetny. Po sześciu kolejnych latach otrzymał nawet powołanie do kadry narodowej.
- Po raz pierwszy w kręgle zagrałem w Brukseli. Zabawa wydała mi się prostacka. Pomyślałem, że tylko Belgowie mogą mieć tak beznadziejne upodobania. W swojej pierwszej rozgrywce "zrobiłem" 164 punkty. Był to fantastyczny wynik jak na początkującego. Maksymalnie w bowlingu można zdobyć 300 punktów. Przed kolejną grą zapowiedziałem zdobycie "maksa". Udało mi się uciułać zaledwie 64 punkty i wówczas nabrałem pokory. Od tamtej pory próbuję zdobyć tego "maksa", ale idzie mi to coraz gorzej - mówi Tadeusz Ferenholc.
Aby zdobyć komplet punktów, zawodnik musiałby oddać 12 "strików". Są to uderzenia, po których kula zbija wszystkie kręgle. Po każdym "striku" maszyna ustawiająca głośnym dzwonkiem obwieszcza o oddaniu idealnego rzutu. Kiedy Tadeusz Farenholc ćwiczy rzuty, przeciągły dzwonek rozlega się co kilka chwil. Najlepszy swój wynik opolanin uzyskał przed dwoma laty. Jak sam twierdzi - "tylko 224 punkty".
W wieku 56 lat zajął szóste miejsce podczas zawodów o Puchar Polski. Okazał się rewelacją rozgrywek, gdy w bezpośredniej walce pokonał mistrza Polski i zdobywcę pucharu. - Po tym sukcesie dostałem nawet powołanie do kadry. Pojechałem na zgrupowanie, lecz na miejscu okazało się, że każdy członek kadry musiał mieć swoje własne kule i jeszcze wiele dodatkowego sprzętu. Wszystko kosztowało ponad 3 tysiące złotych. Nie stać mnie było na zabawę w kadrę - mówi Farenholc.
Nadal w wolnych chwilach ćwiczy kolejne "striki". Żałuje jedynie, że tak późno znalazł pasję swojego życia.

Samochód albo kręgle. Prawdziwi pasjonaci bowlingu zostawiają na kręgielni dużo pieniędzy. Mikołaj i Krzysiek, studenci Politechniki Opolskiej, grają zaledwie od czterech miesięcy. - Godzina gry kosztuje 30 złotych. W ciągu tych czterech miesięcy wydaliśmy tu masę pieniędzy. Gdyby je zliczyć, na pewno wystarczyłoby na jakiś stary, używany samochód - uważa Krzysiek.
- To zabawa dla każdego. Nie wiem co mi się w niej najbardziej podoba. Po prostu rzucam, a kiedy jest "strike" gra podoba mi się jeszcze bardziej - mówi Mikołaj. Podczas niedawnych zawodów bowlingowych zorganizowanych w Opolu zajął ósme miejsce na ponad 40 startujących. W pokonanym polu zostawił wielu zawodników trenujących znacznie dłużej od niego.

Rzut. Mikołaj przybiera pozycję, która charakteryzuje wytrawnego gracza: nisko pochylony, prawą nogę zakłada mocno do tyłu i w bok. - Widziałem w telewizji, jak robią to zawodowcy, sam spróbowałem i zaczęło przynosić efekty. Nawet właściciele lokalu stwierdzili, że mam dobrą technikę rzutu - przyznaje.
Większość gości kręgielni szuka tam przede wszystkim rozrywki, a nie poważnych sportowych emocji.
- Dla mnie bowling to przede wszystkim wypoczynek. Nie muszę bić rekordów, wystarczy, że świetnie się bawię - mówi Mariola Szarada z Opola.
Kręglami zaraziła się w Londynie, cztery lata temu. Jako studentka pracowała w restauracji. - Wieczorami chodziliśmy całą paczką do ogromnej kręgielni z kilkudziesięcioma torami. Połowę tego, co zarobiliśmy, zostawialiśmy właśnie tam - opowiada dziewczyna. Przed dwoma laty przekonała do bowlingu swojego męża Janusza. - Oszalał na tym punkcie. Staramy się teraz co najmniej dwa razy w miesiącu bywać na kręglach. Mąż ma na ogół lepsze wyniki, ale rekord rodziny należy do mnie. W ubiegłym roku zdobyłam 151 pkt - mówi z dumą.
Najzabawniejsza sytuacja z kręglami spotkała ich pod koniec ubiegłego roku. - Pokłóciliśmy o się jakiś drobiazg. Janusz wyszedł z domu a ja, chcąc zapomnieć o incydencie, zaprosiłam na kręgle siostrę. Wchodzę do lokalu i widzę męża grającego z kolegą. Przez pół godziny zajmowaliśmy oba tory, nie odzywając się do siebie. Potem śmialiśmy z całej sytuacji - mówi Mariola.

Kręgle po wiedeńsku. Do bowlingu zapaliło się też wielu biznesmenów. Na Zachodzie to jedna z podstawowych rozrywek szefów i dyrektorów firm. - Zaraził nas do kręgli kontrahent z Belgii. Jeżdżąc potem w delegacje, odwiedzaliśmy miejscowe kręgielnie - przyznaje Ryszard Kogut, zastępca dyrektora Opolskiego Przemysłu Drzewnego Opdrew.
W kręgle gra również jego szef. - Niestety, nie mamy na grę zbyt dużo czasu. Przed kilku laty uzyskiwaliśmy wyniki w granicach 170 pkt. Teraz odwiedzimy czasem opolską lub chróścicką kręgielnię, lecz moje wyniki spadają już do poziomu 150 pkt - ocenia dyrektor Kogut.
Na delegację do Wiednia zdarzało się czasem w tajemnicy przed żonami zabierać własne kule do gry, aby po pracy spędzić parę godzin w ulubionej kręgielni na wiedeńskim Praterze.

To się musi rozwijać. Przy opolskim "Metrze" swoją działalność rozpoczął już klub bowlingowy. Jego członkowie regularnie trenują na torach. Przygotowywane są pierwsze mistrzostwa akademickie Opola. Do kręgli garnie się coraz więcej osób. - Co ciekawe, grają także osoby niewidome. Regularnie udostępniamy tory nyskiemu stowarzyszeniu osób niewidomych i niedowidzących. Początkowo jego członkowie mieli ogromne problemy z trafieniem w środek toru. Po kilku treningach radzą sobie zupełnie nieźle - mówi Robert Litwiniec, współwłaściciel "Metra".
Wraz z partnerem w interesach zastanawiał się nad możliwością otworzenia kolejnego toru w mieście. - Z drugiej jednak strony to pomysł ryzykowny.
Wiadomo jednak, że kolejna kręgielnia powstanie w budowanym właśnie przy pl. Kopernika kompleksie handlowo-usługowo-hotelarskim. Planowano także wybudowanie kilku torów w podopolskiej Zawadzie. - Kręgle to typowa amerykańska rozrywka, a nasze społeczeństwo bardzo szybko się amerykanizuje. W tej sytuacji przed bowlingiem nie uciekniemy. To będzie coraz bardziej popularna zabawa - ocenia Tadeusz Fernholc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska