Kochamy bieganie i pomaganie

Materiał informacyjny PGE GÓRNICTWO I ENERGETYKA KONWENCJONALNA
Adam Król na co dzień pracuje jako obchodowy urządzeń przygotowania wody w Wydziale Gospodarki Wodnej i Ciepłownictwa w Elektrowni Opole, a w wolnym czasie biega i działa w Fundacji Spartanie Dzieciom, której jest współzałożycielem.

- Jaka idea przyświecała powstaniu fundacji?

Fundacja Spartanie Dzieciom powstała z myślą w wspieraniu chorych dzieci, a ponieważ lubimy biegać to połączyliśmy nasze pasje z ideą niesienia pomocy.

- Kiedy zaczął pana biegać i skąd pomysł, żeby połączyć sport, działalność charytatywną i rekonstrukcję historyczną?

Moja przygoda z bieganiem zaczęła się dużo wcześniej, bo już w szkole średniej, kiedy byłem niezłym biegaczem. Reprezentowałem moją szkołę na zawodach krajowych i osiągałem sukcesy. Po przerwie, już jako czterdziestolatek, wróciłem do biegania, ale najpierw musiałem zrzucić zbędny balast – bagatela 30 kilogramów. W 2007 roku, kiedy biegłem maraton w Rzymie, poznałem obecnego prezesa naszej fundacji Michała Leonidasa. Michałowi urodziła się córeczka z porażeniem mózgowym i wymagała intensywnej rehabilitacji. Niestety standardowa rehabilitacja była refundowana na poziomie dwóch, trzech godzin, co było kroplą w morzu potrzeb.

Kochamy bieganie i pomaganie

Wówczas Michał stwierdził, że trzeba działać, by zwrócić uwagę na problem niedostatecznego dostępu do rehabilitacji takich dzieci. Michał zaczął biegać w pojedynkę. Za każdym razem przebierał się za znaną postać, np. za Adama Małysza, polskiego huzara czy Elvisa Presleya. W ten sposób chciał zwrócić uwagę opinii publicznej na siebie i na problem rehabilitacji dzieci z porażeniem mózgowym. Takie akcje nie przynosiły jednak wystarczającego rezultatu i wciąż szukał nowych pomysłów. W 2010 r. do półmaratonu w Hajnówce zgłosiło się 300 zawodników i to był przełom. Powstała myśl o 300 biegających Spartanach. Teść jednego z biegaczy zaprojektował nam repliki strojów spartańskich: hełmy, tarcze, włócznie, peleryny, nagolenniki i naramienniki. To był strzał w dziesiątkę. Do dzisiaj biegamy w tych strojach po całej Polsce i po Europie i jako fundacja pomagamy wszystkim, którzy zwrócą się do nas o pomoc.

- Gdzie już biegaliście i komu pomagaliście?

W 2016 roku na zaproszenie ambasadora Polski na Litwie uczestniczyliśmy w maratonie w Wilnie. W ten sposób pomogliśmy doposażyć przedszkole, do którego uczęszczają także polskie dzieci. Placówka wzbogaciła się w sprzęt komputerowy, telewizor czy chemię gospodarczą. Zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci przez Litwinów.
Polecieliśmy także do Aten, na zaproszenie dyrektorki polskiej szkoły przy tamtejszej ambasadzie. Pobiegliśmy, żeby zdobyć środki na leki dla dziewczynki, która zachorowała i przestała rosnąć.

Nasza podróż była także sporym wzywaniem logistycznym, ponieważ transport lotniczy zbroi, hełmów i włóczni nie wchodził w rachubę ze względu na ogromne koszty. Na szczęście udało nam się znaleźć przewoźnika, który dowiózł nas na miejsce po minimalnych kosztach. Zostaliśmy niezwykle entuzjastycznie przyjęci przez Greków, a maraton kończyliśmy na antycznym stadionie olimpijskim. To było niesamowite przeżycie.

- Jak radzicie sobie podczas maratonu w strojach, które nie należą do lekkich?

W kompletnych strojach biegamy dwa, trzy razy do roku, bo to faktycznie nie jest taka prosta sprawa. Tarcza, włócznia i hełm ważą około 5 kilogramów. Pamiętam grudniowy Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu przy temperaturze -8 °C. Po pierwszych 5 kilometrach spod hełmu lał się pot. Latem, kiedy temperatury są dużo wyższe też jest ciężko, ale reakcja rodziców dzieci, które potrzebują naszego wsparcia jest tego warta. Pomagamy na przykład w zakupie sprzętu rehabilitacyjnego czy fundujemy turnusy rehabilitacyjne.

- Skąd przy takim bieganiu biorą się pieniądze na tę pomoc?

Kiedyś zbieraliśmy do puszek. Dziś robimy akcje reklamujące nasze biegi, rozsyłamy prośby, zbieramy 1,5 procenta podatku. Czasami, jak np. w Półmaratonie Warszawskim, organizatorzy udostępniają nam specjalne konta do wpłat, które się nazywają „Biegam Dobrze”. Każdy z naszych biegaczy ma takie konto. My nagłaśniamy akcje, a chętni, którzy chcą pomóc wpłacają na nie pieniądze.

- Czy jest pan jedynym Spartaninem w Elektrowni Opole?

Dzisiaj nie jestem jedynym. Byłem pierwszym i zaraziłem bieganiem kilku kolegów. Potrzeby są wszędzie. Biegliśmy dla córki z porażeniem mózgowym naszego kolegi z elektrowni i pomogliśmy w zakupie wózka inwalidzkiego i wysięgnika. W ubiegłym roku wspomagaliśmy oddział dziecięcy w opolskim szpitalu, kupując kredki, bloki. Ozdobiliśmy całą świetlicę i korytarze replikami obrazów naszej koleżanki. Wsparliśmy też przedszkole „Iskierka” na opolskim Zaodrzu, gdzie uczęszczają dzieci niepełnosprawne. Staramy się pomagać wszystkim, którzy zwrócą się do nas o pomoc. Wiem co to znaczy walczyć o zdrowie dziecka, bo przez blisko 20 lat walczyłem wspólnie z żoną o zdrowie syna i udało nam się go wyprowadzić z choroby. Jakub jest zdrowy i jest dziś jednym ze Spartan.

- Ilu Spartan jest w Polsce?

Do tej pory najwięcej było nas 130 na biegu. Marzymy o 300 biegaczach, ale wychodzimy z założenia, że kto chce zostać Spartaninem, musi sobie kupić strój. Jego cena to obecnie około 800 zł. Dla tych, którzy chcą raz spróbować jak się biega w stroju, mamy kilka i chętnie wypożyczamy. Gorąco zachęcam wszystkich biegaczy z całej Polski do biegania z nami i pomagania!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska