Na odpuście św, Anny na budach oferowano jak zawsze makrony (ciastka z tartej bułki, białka i cukru), kokoski z kokosraszplów, czyli wiórków kokosowych, kartofle (z cukru pudru i kakao), malinki lub anyżki. Tytka z ponci z bombonami (czyli torebka słodyczy z pielgrzymki) dla żony i dzieci należy do starych tradycji odpustowych. Zdaniem sprzedających, pątnicy coraz rzadziej są jej wierni.
- Panie, jeszcze dwa lata temu sprzedawało się więcej niż 30 kilo jednego dnia, a dzisiaj jak sprzedam 10, to będzie dobrze - mówi pani Jadwiga z Piekar Śląskich.
Jak większość sprzedających, nie wyrabia sama słodyczy i jest wraz ze straganami, czyli budami, przywożona na odpust przez właścicieli tego interesu. Szefowie pochodzą m.in. z Ziemięcic, Piekar, Zabrza, Świętoszowa i innych śląskich miast. Niektórzy mają stare stragany odpustowe, które poznaje się po tym, że wykonane są z grubego brezentu rozpiętego na sękatych, ciężkich drewnianych tykach zwanych kolemagą. Ale dziś pod św. Anną coraz więcej nowych, lekkich straganów miastowych.
Tomasz Kowalewski z Zabrza jeździ po odpustach jak jego ojciec i dziadek. Ten ostatni ma już 75 lat, ale nadal sam piecze i wyrabia słodycze. Robi to już pół wieku, ale na razie nie zdradza wnukowi szczegółów receptur. Janusz jeździ po odpustach stale. Co tydzień rozstawia stragan dziadka w cieniu innego patrona.
Handlujący skarżą się na odpustową dekoniunkturę. Ale jej przyczyny każdy widzi trochę inaczej.
- Ludzie nie mają pieniędzy. Nawet na 10 deko anyżków sobie żałują - mówi pani Hania z Pyskowic.
- Pątnicy są przyzwyczajeni do sklepowych słodyczy. Wolą kupić miastowe cukierki i batony niż nasze makrony - uważa Krysia z Kamieńca.
- Makrony som teroz takie same jak żech boł bajtlem - radzi po śląsku pan Alojzy z Widowa. - Ino ludziom jest dzisiej za dobrze i nie pamietajom o tradycji. Dawniej kożdy szoł do dom z odpustu z tytkom dla swoich, a dzisiej się nie kochajom, to i nie pamiętajom o tym - mówi z żalem.
Na straganach z zabawkami tradycyjnych odpustowych piłeczek na gumkach, czy kurek i motyli struganych z drewna już się nie spotyka.
- Zabawki robione ręcznie nie idą. Sprzedajemy więc chińskie, kupowane w hurtowni - mówi Jacek z Sosnowca. - Idzie to, co jest teraz w modzie - ruszające się lalki i samobieżne samochodziki - dodaje Jacek. Nawet balony są inne niż dawniej. Napełnione helem, a nie powietrzem i nie z gumy tylko z folii. Maluchy chcą najbardziej tych z postaciami z filmów Disneya.
Zabawki wykonane własnoręcznie sprzedaje od lat na Górze św. Anny Kazimierz z Będzina. Nie są to jednak gumowe diabełki pokazujące język, ale druciane układanki, tzw. kwiat lotosu. To jest wzór hinduski, pomaga w odpoczynku i medytacji. Z jednego można ułożyć kilkadziesiąt różnych figur - zachwala Jerzy. Robi je z niklowanego drutu. W ciągu dnia z pomocą kleszczy potrafi wykonać kilkanaście.
Towary na odpustowych straganach ciągle jeszcze budzą zainteresowanie.
(fot. Fot. Witold Chojnacki)
Wielu pątników kupuje dewocjonalia. Najlepiej idą obrazki ze świętą Anną, krzyżyki, różańce i wizerunki św. Krzysztofa do samochodu. Prosto ze straganu niesie się je na Rajski Plac do poświęcenia.
- Kupiliśmy dla teściowej obrazek z widokiem Góry św. Anny, a dla starszej córki torebkę, żeby miała na książeczkę do nabożeństwa - mówią, odchodząc spod straganu, Maria i Józef Dambiec z Rozmierki. Po drodze pójdą jeszcze po słodycze, a potem już na odpustową sumę.
Niektórzy sprzedający słodycze i zabawki narzekali w niedzielę, że musieli opuścić dobre miejsca blisko sanktuarium i przenieść się na uliczki Góry św. Anny lub na przygotowane place targowe. Nie w smak była im odległość i placowe dla gminy.
- Tu nie jest gościnnie. Policja nas przegoniła, a straż miejska straszyła sądem grodzkim, jak w średniowieczu - mówią. - Który zmęczony pątnik dojdzie tu do mnie aż na dół - skarży się pani Katarzyna znad pierników. - Niewiele dziś utarguję - mówi.
Ojciec Bogdan, proboszcz parafii na Górze św. Anny, przyznaje, że franciszkanie w sobotę prosili handlujących, by opuścili teren blisko bazyliki, a gdy to nie skutkowało, a zakonników wyzywano od pasibrzuchów lub obrzucano wulgarnym słowem, poprosili o pomoc policję.
- Prosimy bez skutku co najmniej od dwóch lat. Straganów jest z roku na rok więcej. Śladem tych, którzy sprzedają tradycyjne odpustowe pamiątki ciągną tłumy handlarzy, którzy oferują jako pamiątkę z odpustu piłę tarczową, buty lub biustonosz. Oni nie mają nic wspólnego z odpustem i św. Anną, wykorzystują tylko to, że tu jest dużo ludzi - dodaje franciszkanin.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?