Kot w folii

Lina Szejner
Lina Szejner
Lina Szejner
Niedawno kupowałam lek, do którego w aptece dodano mi mydełko. Było tak silnie perfumowane, że od razu dostałam uczulenia. Poszłam więc znowu do apteki, żeby mi sprzedano specyfik na swędzącą wysypkę.

Chciałam kupić jeden z tych wyśmiewanych przez mężczyzn kobiecych miesięczników, ale miałam zamiar zerknąć, czy warto za niego zapłacić. Niestety, musiałam kupić "kota w folii", ponieważ w środku był prezent, którego posiąść wcale nie pragnęłam. W kuchennej szufladzie, do której wrzucam prezenty od wydawców, oraz te od handlowców za lojalność, mam już prawdziwy śmietnik. Znajduje się tam między innymi miniaturowa podkóweczka z trudnego do identyfikacji metalu, która niestety, nie przyniosła mi szczęścia. Powiem więcej - od kiedy ją położyłam w szufladzie, spotkało mnie sporo niepowodzeń. Podkóweczka wylądowała więc w koszu na śmieci, ale nadal pozostał tam "naszyjnik" na żyłce z jednym koralikiem, apaszka tak miniaturowa, że pasowałaby chyba tylko na szyjkę lalki Barbie, jedna miniświeczka, koszmarna ramka na zdjęcie oraz mnóstwo innych zupełnie niepotrzebnych gadżetów. Ani tego nosić, ani używać, ani komuś podarować.
Prezent, niezależnie od tego, komu ma być ofiarowany, jakoś tam świadczy o ofiarodawcy. Od razu po odpakowaniu można się zorientować, czy ofiarodawca chciał nim komuś zrobić przyjemność, czy po prostu wszedł do sklepu, kupił co popadło, bo nie wypada iść z pustą ręką i tylko patrzył na to, żeby zakup był tani.
Mam wrażenie, że specjaliści od marketingu, których zatrudniają przecież i sieci handlowe, i wydawnictwa, jakby nie wiedzieli o tym, że pewne zasady dobrego wychowania obowiązują nie tylko w prywatnych stosunkach między ludźmi, ale także wtedy, gdy występują relacje między sprzedającym i kupującym. W ich podręcznikach pisze o tym, że wszyscy, którzy cokolwiek wytwarzają, powinni sobie najbardziej cenić klienta lojalnego, czyli takiego, który idzie kawał drogi, żeby kupić mięso w tym a nie innym sklepie, spośród dziesiątków pism wybiera jeden dziennik i jeden miesięcznik. Takiego stałego klienta trzeba hołubić i dopieszczać. W przypadku pisma pytać go o zdanie, o czym by chciał przeczytać i - jeśli się nie wie, co lubi- jakoś wysondować, co by chciał dostać w prezencie.
Niedawno kupowałam lek, do którego w aptece dodano mi mydełko. Było tak silnie perfumowane, że od razu dostałam uczulenia. Poszłam więc znowu do apteki, żeby mi sprzedano specyfik na swędzącą wysypkę.
Wygląda na to, że prezent był z gatunku takich, które po raz wtóry ściągną klienta do apteki. Pomyślałam sobie, że jeśli kupiłabym cztery pisma z miniaturowymi apaszkami, to gdybym je zszyła, miałabym jedną o sensownych wymiarach. Gdybym kupiła dziesięć egzemplarzy, to bym miała. Może o to chodziło tym, którzy zastanawiali się, jaki gadżet dodać do gazety?
W moim ulubionym sklepie kosmetycznym płaciłam ponad 30- złotowy rachunek.
- Klientom, którzy przekroczą tę sumę, proponujemy krem po promocyjnej cenie - powiedziała sprzedawczyni.
- Może być? Może- odpowiedziałam machinalnie. I zapłaciłam.
- Czy wiesz, że ten krem bez promocji jest tylko o złotówkę tańszy - powiedziała moja córka, która w tym samym dniu też była w tym sklepie. - Szukali jelenia i zaleźli - zadrwiła, a ja poczułam się jak najprawdziwszy rogacz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska