Kto jest "gospodarzem pamięci" o Tragedii Górnośląskiej

Archiwum
Wysiedlenia do Niemiec i wywózki mieszkańców Śląska do pracy w Związku Radzieckim stanowią ważny element Tragedii Górnośląskiej.
Wysiedlenia do Niemiec i wywózki mieszkańców Śląska do pracy w Związku Radzieckim stanowią ważny element Tragedii Górnośląskiej. Archiwum
Jak harmonijnie pogodzić badania i ustalenia naukowców z pamięcią świadków czasu, zastanawiali się w środę uczestnicy konferencji w Opolu.

Sympozjum “Wokół Tragedii Górnośląskiej. Rozważania - analizy - polemiki" zorganizowali wspólnie marszałek województwa, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim i Centralne Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu.

Przy bardzo dobrej frekwencji publiczności referaty nt. Tragedii Górnośląskiej wygłosili dr Adam Dziurok (Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach) - który podjął refleksję związaną z definicją i granicami czasowymi Tragedii Górnośląskiej, oraz dr Renata Kobylarz-Buła (Centralne Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu).

Zaprezentowała ona przebieg prac i przesłanie nowo otwartej wystawy stałej poświęconej powojennemu obozowi pracy i jego ofiarom.

Dopełnieniem referatów była dyskusja panelowa z udziałem prof. Ryszarda Kaczmarka z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego, dr Bernarda Linka z Instytutu Śląskiego w Opolu oraz ks. prałata Wolfganga Globischa, emerytowanego duszpasterza mniejszości narodowych, który wystąpił jako świadek czasu.

Ważne z perspektywy mniejszości niemieckiej wydarzenie miało miejsce pod koniec konferencji. Obecny na sali wojewoda opolski Ryszard Wilczyński zaapelował, by Tragedia Górnośląska znalazła wreszcie swego gospodarza.

- Klucz do relacji o tamtych wydarzeniach dający możliwość opisania i upamiętnienia tamtych doświadczeń ma niewątpliwie mniejszość niemiecka. Potrzebni są bowiem ludzie, którzy potrafią słuchać i utrwalą relacje świadków - mówi Ryszard Wilczyński. - Swój apel kieruję także do historyków, by porzucili metodologiczne spory wokół Tragedii Górnośląskiej i spróbowali, skoro takie wydarzenie jest, pochylić się nad nim, zbadać je i opisać.

- Chcemy się włączyć w rolę “gospodarza Tragedii Górnośląskiej" - deklaruje Norbert Rasch, lider TSKN. - Podejmowaliśmy już dwukrotnie próbę zidentyfikowania miejsc związanych z tą tragedią. Okazało się, że samo pisanie do poszczególnych kół DFK w tej sprawie jest nieskuteczne. Chcemy to więc robić inaczej. Będziemy się nad tym zastanawiać na kwietniowym posiedzeniu zarządu TSKN. Myślę o zainteresowaniu tą kwestią Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. Ten temat ważny tożsamościowo dla całej mniejszości niemieckiej dla DWPN jest technicznie wykonalny.

Trzeba jednak równocześnie pogodzić oczekiwania wojewody opolskiego, mniejszości niemieckiej i historyków. Zwłaszcza to ostatnie nie będzie łatwe. Badacze mówią wprost: wspomnienia świadków historii, wywiady zbierane przez środowisko mniejszości to dla nas nie są dowody naukowe. To tylko uzupełnienie badań.

Nam zależy, by chłodne ustalenia naukowców harmonijnie połączyć z tym, co świadkowie przechowali w pamięci.

Szczególną rolę mniejszości niemieckiej w zachowaniu pamięci o wydarzeniach z lat 1945-1946 i o ofiarach przemocy Armii Czerwonej i komunistycznej polskiej administracji po wojnie dostrzegli m.in. dr Adam Dziurok i dr Bernard Linek.
- To mniejszość niemiecka kultywuje pamięć o ofiarach Tragedii Górnośląskiej - mówili. - Na innych terenach, gdzie nie ma mniejszości, te wydarzenia są często zapomniane. Uczestnicy dyskusji panelowej podkreślili, iż cechą charakterystyczną przebiegu Tragedii Górnośląskiej były represje, którym poddano ludność na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. Na Śląsku Opolskim ich ofiarą padły przede wszystkim kobiety i dzieci. - Trzeba pamiętać, że dla mieszkańców Opola prawdziwa wojna rozpoczęła się dopiero w 1945 roku - mówił dr Dziurok.

Historyk z IPN swoje główne wystąpienie poświęcił rozważaniom nt. definicji i ram czasowych Tragedii Górnośląskiej. Przypomniał, że historycy wyznaczają granice tego zjawiska w 1946, 1947, 1948 roku, a nawet w 1956, kiedy kończy się stalinowski model funkcjonowania Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Niejednoznaczne są też ustalenia, czy pojęciem Tragedia Górnośląska obejmować także takie zjawiska jak ucieczka mieszkańców Śląska przed zbliżającym się frontem i nadciągającą Armią Czerwoną czy powojenna weryfikacja ludności.

Ostatecznie Adam Dziurok i inni uczestnicy dyskusji przyjęli za wspólną następującą definicję Tragedii Górnośląskiej: Były to masowe represje sowieckie i polskie, które dotknęły ludność cywilną z motywów narodowościowych w latach 1945-1946.

Nie ma wątpliwości, że ważnym elementem Tragedii Górnośląskiej są powojenne obozy pracy. Dr Renata Kobylarz-Buła - przybliżając wystawę o łambinowickim powojennym obozie - podkreśliła, że przez wiele lat w tej sprawie funkcjonowały dwie odrębne pamięci. W okresie PRL panowała na ten temat cisza.

Dyskurs toczył się wyłącznie w Niemczech, szczególnie pod wpływem książki Heinza Essera “Piekło Łambinowic". Za to tam nie mówiono o wojennych dziejach obozu Lamsdorf dla jeńców brytyjskich czy Rosjan.
- Dziś ten konflikt pamięci się wyciszył - mówiła dr Kobylarz-Buła. - Nie ma też sporu o liczbę ofiar obozu powojennego (ok. 1500 osób na 5 do 6 tys. osadzonych).
Współautorka wystawy zwróciła uwagę, iż nowa ekspozycja z konieczności pokazuje raczej dokumentację obozową niż pamiątki, z którymi dawni więźniowie i ich bliscy nie chcą się rozstawać. Świadomie ograniczono także korzystanie z multimediów, by nie infantylizować obrazu obozu.

Na tym tle szczególnie przejmujące wrażenie robią nieliczne zachowane i wyeksponowane na wystawie zdjęcia. Wśród nich znalazła się fotografia kobiet zmuszanych do odgrzebywania zwłok radzieckich jeńców. Pozbawione narzędzi czy specjalnej odzieży dotykały one szczątek zmarłych gołymi rękami. Była to jedna z przyczyn szerzenia się w obozie chorób, szczególnie tyfusu.

Świadek czasu, ks. Wolfgang Globisch, wezwał do rachunku sumienia w kontekście doświadczeń Tragedii Górnośląskiej. Przywołał wiele przykładów represji, które dotknęły mieszkańców Śląska z rąk polskiej administracji - związanych z repatriacją, złym traktowaniem nie znających języka polskiego uczniów w szkołach, przymusową zmianą imion (sam stał się ofiarą takich prześladowań) itp. Wezwał do pamięci o męczennikach Tragedii Górnośląskiej.

- Gdyby Polacy po wojnie częściej potrafili sobie przypomnieć słowa z modlitwy “Ojcze nasz": “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" nie doszłoby do tylu powojennych represji należących również do Tragedii Górnośląskiej. Dlatego apeluję: dzisiaj nie zamalowujmy dwujęzycznych tablic, nie krzyczmy głośno “Tu jest Polska", bo to wszyscy wiemy. Lecz podejmujmy wspólne działania w kierunku dobra - mówił ks. Globisch.

Jego wspomnienia i refleksje stały się przyczynkiem do zastanawiania się, czy Tragedię Górnośląską należy wpisywać bardziej do “czarnej księgi komunizmu" czy jest ona również częścią historii Polski.

- Byłem zaskoczony - mówi wojewoda Ryszard Wilczyński, że tak wiele na konferencji mówiono o represjach polskiej administracji, a relatywnie mniej o zbrodniach Armii Czerwonej. Działała ona planowo w Prusach Wschodnich i na Śląsku, mordując ludność i świadomie stosując terror i wywołując panikę wśród mieszkańców. Działania administracji komunistycznego państwa polskiego były kontynuacją tamtego sowieckiego odwetu stosowanego praktycznie w każdej miejscowości. To on był przyczyną największej liczby ofiar.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska