Kto kogo w drugiej turze

Mirosław Olszewski <a href="mailto: [email protected]" [email protected]</a>
Kaczyński czy Tusk? Obaj osiągnęli chyba maksymalne poparcie wśród swojego elektoratu. Za dwa tygodnie, żeby wygrać, muszą sięgnąć po wyborców przegranych kandydatów.

Wyniki wyborów do parlamentu i w pierwszej turze wyborów prezydenckich sprawiły, że dziś scena polityczna przypomina kostkę Rubika odwirowaną w pralce. Gdyby patrzeć schematycznie, wnioski wydawałyby się oczywiste. Oto zwyciężyła prawica, co w dużej mierze wynika stąd, że obie partie same się do niej przypisały. Jednak patrząc z bliższej perspektywy na obu głównych konkurentów, ich prawicowe konotacje wydają się już mniej oczywiste. PiS głosi program RP solidarnej, co w gospodarce jako żywo trąci socjalizmem. PO odżegnuje się od czystego liberalizmu, mówiąc: on jest OK, ale powinien być społecznie wrażliwy. Kto zatem wygrał te wybory? A zwłaszcza - kto wygra prezydenturę?

Patrząc na wyniki niedzielnego głosowania, można dojść do wniosku, że nastąpiło starcie nie tyle dwóch wizji państwa, co raczej dwóch światów. Pierwszy z nich, bardziej liberalny, lepiej wykształcony i bardziej otwarty na świat (Polska na zachód od linii Wisły), nieznacznie pokonał świat ludzi ze ściany wschodniej - pełnych lęków, poczucia niedocenienia, którzy nie skorzystali z szans transformacji ustrojowej, nawet na niej stracili.
Inny wniosek z wyborów: najprawdopodobniej o wyjątkowo słabej frekwencji zdecydował "żelazny" do tej pory elektorat SLD, który w parze głównych kandydatów prawicy nie dostrzegł nikogo, kogo chciałby wesprzeć. Zatem pozostał w domu.
I o nich powinni pomyśleć obaj kandydaci, jeśli chcą drugą turę wygrać.

PO ma tu więcej do ugrania. Elektorat lewicy to bowiem nie tylko ludzie "umoczeni" w PZPR, ale także spora część młodych wyborców, których lustracyjne obsesje polityków obchodzą tyle, co losy zeszłorocznego śniegu. Znaczna część tej grupy elektoratu po prostu nie poszła do wyborów, mając silne poczucie, iż obie liczące się partie oraz obaj kandydaci na prezydenta chętniej rozważają problemy z czasów własnej młodości, niż patrzą w przyszłość. Tusk ma dwa tygodnie na przekonanie młodych, że nie toczą go lustracyjne namiętności. Tym bardziej, że Kaczyński raczej ma mniejsze szanse ku temu.
PO ma także do zagospodarowania sporą część starego elektoratu SLD, tego, który jeszcze nie tak dawno określano mianem "czerwonych liberałów". To pokolenie pamiętające stan wojenny jedynie z powodu braku dobranocki, typowo socjaldemokratyczne, choć z sercami po lewej stronie.

PiS nie ma większego wyboru: musi zwrócić się w stronę środowisk, gdzie wygrał i gdzie tradycyjnie wygrywała Samoobrona oraz PSL - do "rogala" ciągnącego się od województw południowych, wzdłuż Kresów III RP. O dziwo, partia ustępstw programowych musiałaby poczynić mniej, niż wchodząc w alians z PO. Wizja opiekuńczego państwa bliska jest zarówno Samoobronie, jak i LPR. Eurosceptycyzm PiS można bez problemów skomponować z poglądem na UE Samoobrony, a nawet z cyniczną pod tym względem LPR. I wreszcie "liberalny diabeł" Tusk jest zdecydowanie nie do przyjęcia dla partii Leppera i partii Giertycha. Jeśli przez najbliższe dwa tygodnie PO i PiS "pójdą na noże", czysta logika podpowiada, że koalicja PiS-Samoobrona-LPR jest czymś oczywistym.

Przy założeniu, że Samoobrona przerzuci głosy na kandydata PiS, Tusk nie ma szans na zwycięstwo. Pozostają dwie niewiadome: co zrobi elektorat rozbitej LPR i SLD (który w niedzielę pozostał w domu)? Sztab tego kandydata, który potrafi skutecznie do nich dotrzeć, zapewni swemu kandydatowi zwycięstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska