Kwestia kiełbasy

Redakcja
Z Piotrem Wierzbickim, redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej", rozmawia Krzysztof Zyzik

- Z ostatnio publikowanych sondaży wynika, że większość społeczeństwa lepiej ocenia rządy PZPR niż ekip, które kierowały wolną już Polską. Czy pana te sondaże szokują?
- Nie, to nic nowego. Przecież większość wyborców już dawno poinformowała nas, że nie mają nic przeciwko temu, żeby Polską rządzili postkomuniści. Ludzie, którzy byli dygnitarzami PZPR w okresie stanu wojennego. Premierem jest były sekretarz KC PZPR i I sekretarz KW PZPR. Wcześniej wygrał wybory prezydenckie - i to dwukrotnie - Aleksander Kwaśniewski, też były działacz PZPR. Okazuje się, że nawet wielu komunistycznych zbrodniarzy jest bezkarnych, a nawet występują w telewizji i pouczają społeczeństwo. Ludzie, którzy w ramach SB zajmowali się inwigilowaniem i deprawowaniem społeczeństwa, wracają do urzędów centralnych. Warto też przypomnieć, że 4 czerwca 1989 roku, kiedy był triumf "Solidarności", tylko czterdzieści procent dorosłego społeczeństwa głosowała na "S". Znaczna część po prostu została w domu.

- Z czego wynika pana zdaniem sentyment Polaków do PRL? Maciej Rybiński, felietonista "Rzeczpospolitej", powiedział nam wczoraj, że w PRL byliśmy młodsi i ładniejsi...
- Równie trafnie ujął to Wałęsa, że każdy z nas chciałby mieć 18 lat. Coś w tym jest, ale oczywiście tylko ułamek prawdy. Bo trzeba mieć świadomość, że były poważne odłamy polskiego społeczeństwa, które w PRL nie cierpiały. To czasem się tylko inteligencji w stanie wojennym wydawało, że cały był naród umęczony. Były miliony ludzi, dla których nawet kolejki w sklepach nie były taką wielką udręką. Odwrotnie, dla nich to była nawet pewna atrakcja towarzyska. Albo atrakcja polegająca na tym, że mnie się udało zdobyć kilo schabu, a komu innemu nie. Za PRL-em tęskni też cała ta ogromna kategoria ludzi, którzy swój awans społeczny utożsamili z dobrodziejstwami ustroju. Czyli cały nabór ze wsi do miasta. To są ludzie, którzy mieli okazję dojść do wniosku, że poszczęściło im się w życiu, że nie muszą harować na polu, tylko siedzą sobie w mieście w ciepłym bloku i egzystują za pensję, za którą jeszcze da się wyżyć. Trzeba też zauważyć, że zawsze w historii było tak, że wielkie zrywy i przemiany polityczne były dziełem elit. I w powstaniu listopadowym, i w powstaniu styczniowym, i w powstaniu warszawskim brały udział elity. Społeczeństwo na ogół siedzi sobie z boku, przyczajone. Ale oczywiście w niektórych momentach się zrywa.

- Co się musi wydarzyć, żeby przeciętny Kowalski stanął na barykadzie?
- Musi zabraknąć kiełbasy. Nawet w PRL przychodził moment, kiedy ludzie się buntowali, i to zawsze w imię kiełbasy. Nawet ten najciemniejszy analfabeta potrafił skonstatować, że brakuje mu kiełbasy. Jak Wałęsa obiecał 13. pensję, to do "Solidarności" zapisało się raptem 10 milionów ludzi. W stanie wojennym szybko się wypisali, było już ich dziesięć razy mniej. Bo tylko dla elit społeczeństwa polskiego sprawa niepodległości jest tak ważna. Sondaże, w których Polacy gloryfikują PRL, to bardzo poważny sygnał, że dla milionów Polaków niepodległa Polska nic nie znaczy, że dla nich liczy się tylko to, w jakim systemie jest łatwiej kupić szynkę. Taka jest rzeczywistość, takie jest społeczeństwo. Okazuje się, że co drugi Polak to analfabeta, albo funkcjonalny analfabeta czyli człowiek, którzy potrafi wprawdzie czytać i pisać, ale nie rozumie tekstu pisanego.

- Czy jednak tęsknota z PRL nie jest spowodowana również - a może przede wszystkim - kiepską jakością rządów postsolidarnościowych?
- To prawda, wystarczy wspomnieć rząd Buzka. Oni krzątali się przy tych reformach jak mróweczki, jak ciche myszki, pozwalali się obrzucać najgorszymi obelgami, nie reagowali. Społeczeństwo mogło dojść do wniosku, że to są szmaciarze. Że to ludzie, którzy się nie szanują, którzy nie reagują, nastawiają drugi policzek. Słabych się nie szanuje, szanuje się silnych. Rządy solidarnościowe nie potrafiły propagandowo rozegrać tej partii.

- Było im trudno choćby z tego względu, że lewica opanowała media publiczne, w szczególności telewizję. Z badań wynika, że Polacy 70 procent wiedzy do Polsce i o świecie czerpią z telewizji...
- Oczywiście. Media odegrały tu istotną rolę i na pewno bardzo pomagają lewicy w zagarnianiu i utrwalaniu władzy. Ale nie jest to rola kluczowa. W 1989 roku media były w rękach PZPR i mimo to oni przegrali. Trzeba znów przypomnieć, że polskie społeczeństwo, ciemne na ogół, ma jednak jasne rozeznanie w jednej sprawie, a mianowicie w sprawie kiełbasy. Jak nie będzie kiełbasy albo nie będzie na kiełbasę, to żadna propaganda nie pomoże. Choćby nawet w telewizji kotki i pieski ludzkim głosem zachwalały pana premiera Millera. Kiedy zabraknie kiełbasy i okaże się, że cudowne recepty pana Kołodki się nie sprawdzą, to ludzie będą mieć tę propagandę w nosie. Ten rząd i cała formacja postkomunistyczna będą się musieli z tym zmierzyć.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska