Larwy much leczą rany

fot. sxc.hu
fot. sxc.hu
Jedną z metod leczenia trudno gojących się ran jest biochirurgia. Wykorzystuje się w niej specjalnie hodowane... larwy much.

Aby rana dobrze się goiła i nie doszło do rozwoju zakażenia, musi być dokładnie oczyszczona z obumarłej tkanki.

- Można to zrobić w sposób mechaniczny, przy pomocy skalpela lub wody pod ciśnieniem- tłumaczy dr n. med. Grzegorz Krasowski, chirurg ze Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, członek Europejskiego Towarzystwa Leczenia Ran. -Można też użyć metody chemicznej, która polega na zastosowaniu pewnych substancji "namaczających", żeby rozpuścić tkanki martwicze.

W grę wchodzą jeszcze ultradźwięki oraz biochirurgia, w której oprócz larw much wykorzystuje się pijawki oraz inne pasożytnicze robaki. Wszystkie te metody uważa się za równoważne. A ich wybór zależy od specyfiki danego przypadku oraz od dodatkowych schorzeń, na jakie cierpi pacjent.

Jeśli chodzi o metodę biochirurgii, to wykorzystuje się w niej larwy much z gatunku Lucilia sericata, specjalnie hodowane w laboratoriach, w sterylnych warunkach. Natomiast sam proces leczenia polega na tym, że albo wpuszcza się je bezpośrednio do rany, albo wkłada do specjalnego woreczka i do niej przykłada.

Larwy oczyszczają ranę, żywiąc się martwą tkanką, a zarazem wydzielane przez nie enzymy pobudzają proces leczenia.

Początkowo larwy much są malutkie, mają po milimetrze długości, a po kilku dniach powiększają się aż dziesięciokrotnie. Wtedy woreczek trzeba wymienić na nowy, bo to oznacza, że larwy są już odpowiednio nasycone. Odbywa się to zwykle co cztery dni. Natomiast wielkość opatrunków oraz ich zawartość jest dobierana do wielkości rany.

Podobno metodę tę stosuje się już w 600 klinikach w Niemczech i 400 w Wielkiej Brytanii. Tak przynajmniej wynika z doniesień medycznych. W Polsce jest ona jeszcze mało znana i jeśli się ją stosuje, to prawdopodobnie tylko sporadycznie.

Niewykluczone jednak, że znajdzie już wkrótce swoje miejsce w medycynie. W polskim społeczeństwie wzrasta bowiem oporność na antybiotyki z powodu ich nadużywania, dlatego i rany leczy się coraz trudniej. Trzeba więc sięgać po inne, coraz bardziej niekonwencjonalne sposoby.

- Metoda biochirurgii przy użyciu larw muchy Lucilia sericata jest w świecie jak najbardziej uznana - podkreśla dr Grzegorz Krasowski. - Jej wprowadzenie na szeroką skalę w Polsce uniemożliwia zapewne bariera psychologiczna, jaką ona stwarza. Bo faktycznie widok tych żyjątek nie jest estetyczny, ale niegojąca się rana też ładnie nie wygląda. Na pewno jednak pacjent nie odczuwa przy stosowaniu tej metody bólu, bo larwy usuwają tylko tkanki martwicze, żywych nie ruszają. Są bardzo precyzyjne.

Na Zachodzie larwy much stosuje się głównie w leczeniu zgorzelin i ran u cukrzyków, tzw. stopy cukrzycowej, która często grozi amputacją nogi.

- Szacuje się, że w naszym kraju na przewlekłe, niegojące się rany może cierpieć 60-70 tysięcy pacjentów - dodaje dr Krasowski. - Są to głównie ludzie starsi, którzy cierpią z tego powodu gdzieś w zaciszu swoich domów, bo nie ma takiego ośrodka, który by się nimi zajmował i mógł im skutecznie pomóc.

Leczenie ran przy pomocy larw to nic nowego. Stosowano je już kilka tysięcy lat temu, na długo przed tym, nim wynaleziono antybiotyki. Larw używali Majowie, Chińczycy, a potem przyboczni lekarze różnych przywódców wojennych. Np. metodą biochirurgii - choć wtedy tego tak nie nazywano - byli skutecznie leczeni żołnierze z oddziałów armii Napoleona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska