- To jakiś absurd... - kiwa głową, jakby z niedowierzaniem pani Olga. - O tym, że na naszej klatce jest kamera dowiedziałam się przypadkowo, w rozmowie z innymi lokatorami. Od tego czasu nie wiem co mam myśleć o naszym sąsiedzie. Tym bardziej, że sprzęt zamontował po cichu i to w takim miejscu, że jest on ledwo widoczny.
Oko kamery patrzy na mieszkańców bloku nr 3 od ponad trzech tygodni. Zamontował je jeden z lokatorów na pierwszym piętrze.
Sprzęt zawisł na ścianie w pobliżu jego drzwi, zaraz obok korytka, którym poprowadzone są kable telefoniczne. Właściciel ustawił swoje urządzenie tak, by patrzało w kierunku schodów, którymi wchodzą lokatorzy.
- Czuję się podglądana! - denerwuje się sąsiadka z góry. - Zawsze jak tamtędy przechodzę, to przyspieszam i odwracam na bok głowę. Nie mam pojęcia po co on nas obserwuje, czy nagrywa obraz i co z nim robi dalej? - mówi.
- Mam wrażenie, że ten człowiek dokładnie wie, o której godzinie wychodzę do pracy, kto mnie odwiedza w domu, a nawet kiedy chodzę na zakupy! Jak opowiedziałam o wszystkim znajomym to się ze mnie śmiali, że nam sąsiad Big Brothera urządził - dodaje zaniepokojona sąsiadka.
Mieszkańcy o całej sprawie zawiadomili Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych i Mieszkaniowych, które zarządza blokiem.
Wczoraj (22 stycznia) na klatce schodowej na pierwszym piętrze pojawił się sam prezes spółki, Jan Cholewa. Podniósł głowę, zobaczył kamerę: - To jest jakiś chory pomysł! W życiu bym nie pomyślał, że ktoś może zrobić coś takiego.
Po tym komentarzu prezes wdał się w dyskusję z lokatorem-podglądaczem. Ten tłumaczył, że zamontował sprzęt, bo... miał dosyć zniszczeń, śmieci i brudu na klatce. A poza tym on nic złego nie robi...
- Panowie, ta kamera to tak naprawdę atrapa! - wypalił. - Ja nie mam nic do ukrycia. Po prostu do starego mikrofonu z komputera dokleiłem wizjer, taki z drzwi. Proszę zobaczyć, ten kabel prowadzi donikąd. Jest schowany, a na końcu nie ma nawet wtyczki.
- Pan sobie zdaje sprawę, na jaki stres naraził mieszkańców? - pytał lekko zdezorientowany prezes Cholewa.
- Ja to zrobiłem dla ich dobra - usłyszał w odpowiedzi. - Jeszcze miesiąc temu na tej klatce żyć się nie dało. Na schodach pełno było petów, a po ścianach i drzwiach ktoś wiecznie rysował. Od czasu, jak zamontowałem tę atrapę, jest święty spokój. Wszyscy tylko grzecznie przechodzą, nikt nawet papierka nie rzuci.
- Ale pan nie ma prawa, bez zgody i wiedzy lokatorów montować takiego sprzętu
- nie ustępował Jan Cholewa. - Nakazuję natychmiast to zdjąć i zakazuję ponownego wieszania. Chyba że dostarczy nam pan na piśmie zgodę wszystkich lokatorów.
Mieszkańcy "trójki" odetchnęli z ulgą. Mówią jednak, że czują żal do pomysłowego sąsiada.
- Gdyby nas o wszystkim wcześniej poinformował, nie byłoby tej całej afery - uważa jedna z lokatorek. - Może nawet złożylibyśmy się na prawdziwy monitoring, żeby chronić naszą klatkę.
- A jaki był sens informowania, że to atrapa? - wzrusza ramionami rzekomy podglądacz. - Był spokój i porządek. Teraz, jak się wszyscy dowiedzą, że to pic na wodę, znowu będzie brud i zniszczenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?