Mieszkańcy Opolszczyzny ręka w rękę walczyli z powodzią. W Brzegu każdy pomagał!

fot. Roman Baran
Gdzie ponton nie dopłynie, tam ratownik da radę - udowadniał Marcin Wiktorowicz.
Gdzie ponton nie dopłynie, tam ratownik da radę - udowadniał Marcin Wiktorowicz. fot. Roman Baran
Aż chciało się pomagać. Ratownicy WOPR, panie z opieki, przedsiębiorcy, ochotnicy z OSP - w najtrudniejszych chwilach setki ludzi udowodniły, że można na nich liczyć.

Marcin Wiktorowicz skończył inżynierię środowiska i pracuje w firmie budowlanej. Ale w ubiegłym tygodniu, zamiast zarabiać pieniądze, pływał łódką z zaopatrzeniem, nosił ludzi na plecach albo ściągał koty z dachu. Od czwartku do niedzieli, od 7 do 22.30.

Praca? - W firmie wziąłem sobie urlop bezpłatny - tłumaczy. - Nasza drużyna WOPR, której szefem jest Janusz Głowik, ma taką umowę z miastem, że w razie klęsk żywiołowych pomagamy w akcji ratunkowej. To dzięki kilkunastu młodym WOPR-owcom powodzianie z Grobli, Oławskiej czy Cegielnianej mogli wydostać się na suchy ląd, odwiedzić zalane mieszkanie i zaopatrzyć się w żywność.

Wynagrodzenie? - Jedyne, co możemy dostać to pochwałę od burmistrza albo odznaczenia - mówi Wiktorowicz. - Ale przecież powodzi nie ma na co dzień. Niecodzienną robotę wykonywał też podnośnik Marcina Tobiasza. - Wykorzystuję go na budowach, ale koledzy mają działalność na zalanych terenach i trzeba było im pomóc - mówi pan Marcin, który sam prowadzi firmę "Budomar".

Pomoc kolegom przedsiębiorcom tak go pochłonęła, że jego biały podnośnik bez przerwy kursował po zalanej wyspie. A to trzeba było ściągnąć z piętra niepełnosprawną panią, a to dostarczyć jedzenie powodzianom, którzy mogli się tylko wychylić przez okno kamienicy. - To samochód na podwoziu wojskowym, wjedzie wszędzie, ale w aż tak ekstremalnych warunkach u mnie nie pracował - pokazuje przedsiębiorca.

Gdzie ponton nie dopłynie, tam ratownik da radę - udowadniał Marcin Wiktorowicz.
(fot. fot. Roman Baran)

W tak ekstremalnych warunkach nie pracowały też dotąd panie z opieki. - Ludzie dostarczają żywność, np. harcerze cały samochód nam przywieźli, a powodzianie czekają w domach na pomoc. To wsiadamy i płyniemy - mówiły nam Elżbieta Hucał i Paulina Maksymiak, pracownice brzeskiego MOPS-u, które na łodziach i pontonach rozwoziły żywność.

- Nasz kierownik pięć dni mieszkał w ośrodku, to trudno żebyśmy my po ośmiu godzinach sobie poszły do domu. Wszyscy pracownicy ośrodka są zaangażowani. Zresztą przy akcji pracują bardzo fajni ludzie i dzięki tej atmosferze aż chce się pomagać.

To tylko trzy przykłady, ale podczas kilku najtrudniejszych dni było ich więcej. Setki strażaków (ochotników i zawodowców), żołnierzy, pracownicy samorządowych jednostek i zwykli mieszkańcy, którzy ruszyli na pomoc swoim sąsiadom. W imieniu powodzian - dziękujemy!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska