Teresa Małaczyńska urodziła się we wsi Majówka na Wołyniu. W 1945 roku wraz z falą repatriantów trafiła z rodzicami do niewielkiej osady Dzików koło Ligoty Prószkowskiej. Ojciec, z zawodu leśnik, znalazł tu pracę. - I tak dzieciństwo spedziłam w lesie - wspomina pani Teresa. - Nie lubiłam domowych zajęć, więc korzystałam z każdej okazji, by towarzyszyć ojcu na polowaniach. Dawał mi nosić za sobą dubeltówkę i chyba wówczas zrodziła się strzelcka pasja.
Już w II LO, którego jest absolwentem, zauważono jej predyspozycje do sportowego strzelania. Na jednych z pierwszych zajęć z przysposobienia obronnego bez problemu trafiła z karabinu w tarczę oddaloną o 300 metrów. Potem przyszły sportowe wyniki i drugie miejsce w I Ogólnopolskiej Spartakiadzie Strzeleckiej w 1953 roku. Dwa lata później, jako zawodnik Towarzystwa Przyjaciół Żołnierzy, pojechała do Chin, na zawody pokrewnych organizacji krajów socjalistycznych.
Swoje życie związała ze sportem strzeleckim. Nawet wówczas, gdy pracowała w wydziale oświaty na stanowisku kierownika ośrodka metodycznego, nie zapomniała o swej pasji. W 1955 roku zoganizowała strzelnicę na poddaszu budynku (dzisiaj Politechniki Opolskiej) przy ul. Luboszyckiej. Oświatowa przygoda trwała tylko rok, bo w 1956 roku poczynaniami Teresy zainteresowali się działacze Ligi Przyjaciół Żołnierza, proponując jej pracę, w której mogła realizować swą pasję strzelecką i swoje umiejętności przekazywać innym. W 1962 roku zaczęła pracować z młodzieżą i zawodnikami "Gwardii".
- Nie potrafię dzisiaj powiedzieć, ilu młodych ludzi wyszkoliłam - mówi pani Teresa. - Kilka tysięcy. To będzie najprostsze stwierdzenie. Wśród nich są mistrzowie i rekordziści Polski, Europy, Świata.
W 1990 roku Teresa Małaczyńska odchodzi na zasłużoną emeryturę. Zajęła się działką, by - jak mówi - nie zwariować z bezczynności. Wytrzymała dwa lata. Wróciła do pracy z młodzieżą, by wspomóc Ligę Obrony Kraju. Miało być na chwilę. Do dzisiaj spotkać ją można na strzelnicy przy ul. Granicznej w Opolu. W tym czasie odkryła w sobie zamiłowanie do pszczół, których miód zamawia u niej Renata Mauer. - Gdy zwierzyłam się kiedyś dziennikarzowi z tego faktu, to napisał, że Renata sukcesy sportowe zawdzięcza mojej pasiece! - To nie jest prawda, ona po prostu zna się na pszczołach i miodach - śmieje się pani Teresa Małaczyńska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?