Modelatornia to niezwykłe miejsce w każdym teatrze

fot. Sławomir Mielnik
Barbara Cegielska: - Ta piękna mucha zagrała w "Igraszkach z diabłem”. Ze styropianowego korpusu wyrastają tiulowe skrzydła pokryte aluminiową blaszką. Włosków na musze nóżki użyczyła miotła.
Barbara Cegielska: - Ta piękna mucha zagrała w "Igraszkach z diabłem”. Ze styropianowego korpusu wyrastają tiulowe skrzydła pokryte aluminiową blaszką. Włosków na musze nóżki użyczyła miotła. fot. Sławomir Mielnik
To, co najbardziej magiczne i niezwykłe w teatrze, powstaje w modelatorni. - Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych - mówi Barbara Cegielska.

Papier, gąbka, styropian, silikon, kleje, żywice, szmaty, drzewo. To materiały, z których wyczarowuje się wszystko, co w teatrze najpiękniejsze. Rekwizyty, elementy dekoracji, udziwnione kostiumy. - Trzeba mieć dużą wyobraźnię, zdolności plastyczne i zręczne ręce - mówi Barbara Cegielska, która w modelatorni pracuje 36 lat.

- Im trudniejsza rzecz, tym daje większą satysfakcję. Ale trudnych rzeczy właściwie nie ma. Są tylko rzeczy nowe. Czasem scenograf przychodzi z dokładnym projektem, ale czasem tylko z ideą, pomysłem. A my jesteśmy od tego, by wymyśleć, jak to zrobić.

W "Idiocie" na każdym przedstawieniu rozbija się pokaźna amfora. Kto by pomyślał, widząc drobne elementy, że to jest wciąż ta sama amfora. Najpierw dzban został wyrzeźbiony w styropianie. Potem oklejony: papier, szmaty, klej, papier, szmaty, klej, aż powstała półcentymetrowa skorupa.

Następnie została pocięta na kawałki, które połączono rzepami. Na oko nie ma najmniejszej rysy, a na przedstawieniu rozpada się planowo i potem znów zostaje złożona. Do "Wieczoru Trzech Króli" trzeba było zrobić mewy - miały być nieżywe, ale jak żywe. Modelatorki na wzór dostały tylko zdjęcie prawdziwej alki. Teatralne torty robi się ze styropianu.

Pani Barbara z największym sentymentem wspomina te z "Królowej śniegu" - były trzywarstwowe, obłożone makaronem, ziarnami kawy i ryżu, goździkami. Wyglądały piękniej, prawdziwiej i smakowiciej, niż z najlepszej cukierni. - Dostałam za nie specjalną nagrodę od ówczesnego dyrektora - mówi modelatorka.

Równie realistyczne były wyprute z trupa wnętrzności w "Alchemiku". Anatom może miałby się do czego przyczepić, ale widz nie miał wątpliwości, że widzi krwawą masę. "Matka" Witkacego kończyła się przed laty sceną, gdy głowa aktorki rozbijała się w drobny mak.

Zrobiono więc odlew twarzy, grającej matkę, Ewy Wyszomirskiej, a potem cieniutką formę, która widowiskowo rozpryskiwała się o podłogę sceny. Jedna taka głowa jeszcze stoi na oknie pracowni, w towarzystwie różowego prosiaczka, sztucznych kwiatków i cudnej gigantycznej muchy o tiulowych skrzydłach i nóżkach oklejonych włosiem z miotły.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska