Moje Kresy. Fundacja Skarbkowska

Archiwum autora
Teatr Skarbkowski we Lwowie.
Teatr Skarbkowski we Lwowie. Archiwum autora
Żabie - ta stolica Huculszczyzny była miejscem, gdzie prężnie działało kilka polskich fundacji i instytucji kulturalnych, oświatowych i samorządowych. Wyróżniały się dwie - Fundacja Skarbkowska i Muzeum Huculskie.

Zarząd Fundacji Skarbkowskiej miał siedzibę w okazałym dworku na wysokim brzegu nad płynącym łukiem Czeremoszem, w pobliżu mostu.

Był to jeden z najważniejszych budynków w Żabiem, bo też Fundacja Skarbkowska, której własnością było kilkanaście tysięcy hektarów okolicznych lasów, miała wyjątkowe znaczenie nie tylko w tej okolicy, ale również w kulturze polskiej.

Dziś instytucja ta jest niemal kompletnie zapomniana i przez historyków traktowana po macoszemu. Warto ją przypomnieć jako przykład mądrego mecenatu, dzięki któremu naród polski w niewoli, pod zaborami, rozwijał swą oryginalność.

Metamorfoza hrabiego

Twórcą Fundacji był hrabia Stanisław Skarbek (1780 - 1848) - ziemianin, arystokrata, mecenas kultury, postać wyjątkowa w naszej historii. W młodości był birbantem, częstym gościem kasyn, uwodzicielem i lwem salonowym na licznych balach, wojażerem rozbijającym się między Paryżem a Lwowem.

Przez swe hulaszcze życie znalazł się na krawędzi bankructwa, rozpadło się też jego małżeństwo z Zofią Jabłonowską, którą poślubił, gdy miała zaledwie 15 lat. Po długim procesie rozwodowym, w 1828 roku Zofia odeszła, wiążąc się na stałe z hrabią Aleksandrem Fredrą - komediopisarzem, autorem "Zemsty" i "Ślubów panieńskich.

Odejście żony wywołało wstrząs u liczącego już 48 lat Stanisława Skarbka. W jego biografii nastąpił zaskakujący przełom i wielka przemiana wewnętrzna. Z dnia na dzień porzucił dotychczasowy styl życia i skoncentrował się na działalności gospodarczej.

Nastąpiła rzecz niebywała, której otoczenie hrabiego Stanisława Skarbka początkowo nie chciało dać wiary. Przez upór i konsekwencję ten niedawny lekkoduch i hulaka w krótkim czasie stał się jednym z najbogatszych ludzi w Galicji.

Okazał się perfekcyjnym mistrzem w transakcjach handlowych: przenikliwym, przewidującym, ze "szczęśliwą ręką" do interesów. Zakładał fabryki i tartaki, przechwycił gorzelnie, prowadził wielki handel stadami wołów, pędzonymi z Galicji do Wiednia.

W prasie lwowskiej, krakowskiej i wiedeńskiej ogłaszał swe oferty firmowane nazwiskiem i hrabiowskim tytułem, co wywoływało zgorszenie w jego sferze. Umiejętnie wygrywał z konkurencją austriacką, zwłaszcza z hodowcami bydła.

Do anegdoty przeszło starcie Skarbka z właścicielami wiedeńskich sklepów masarskich, którzy próbowali zbojkotować dostawy mięsa wołowego wysyłanego masowo z Galicji. Gdy trzeba było, Stanisław Skarbek uzyskał audiencję u samego cesarza Franciszka Józefa.

Zdobył jego zaufanie i wyjednał przywilej na uruchomienie w Wiedniu sklepów masarskich. Mając sympatię cesarza, zastosował w nich ceny dumpingowe, które powaliły na kolana konkurencję wiedeńską, faworyzującą rolników z Tyrolu. Nie brał udziału w życiu publicznym, choć piastował różne godności tytularne na dworze wiedeńskim.

W Polsce hrabia Stanisław Skarbek nie był postacią publicznie cenioną i szanowaną, głównie za to, że potępił powstanie listopadowe z roku 1830, uważając je za przejaw polskiej krótkowzroczności i politycznej głupoty. Twierdził, że wąska grupa młokosów i wariatów politycznych bez planu i przewidywania konsekwencji zgotowała okrutny los narodowi.

Głosił, że przywódcy powstania powinni stanąć nie tylko przed "sądem historii", przynieśli bowiem nieszczęście tysiącom Polaków, na których spadły represje carskie. Ci, którzy zaufali retoryce fantastów politycznych, stracili majątki. Trafili na Sybir. Okaleczono ich psychicznie i fizycznie. Tak pragmatyczny pogląd z trudem przebijał się w Polsce do świadomości narodowej i zawsze miał niewielu zwolenników.

Do legendy przeszło też skąpstwo Stanisława Skarbka, który gromadząc finanse na szczytne cele, osobiście doglądał swoich budów: wydawał robotnikom gwoździe, każąc im kwitować ich liczbę. Liczył cegły i przynoszone kubły wapna.

Mitologią obrósł fakt, że swych gości nigdy nie częstował dobrym winem ze swoich piwnic, lecz posyłał służbę do sklepu po węgierskiego cienkusza ("istna lura" - takie zdanie miał Fredrowski Papkin o cienkuszu podanym mu przez Rejenta Milczka w słynnej, dowcipnej scenie w komediodramacie "Zemsta").

Teatr i sierociniec

Zgromadzoną fortunę wydał Stanisław Skarbek na przedsięwzięcia o wielkim znaczeniu dla polskiej kultury, on to bowiem wzniósł we Lwowie w 1842 roku imponujący gmach teatru z widownią na 1460 osób, który nazwano jego imieniem. Do wzniesienia budynku teatru na bagnistym gruncie, w pobliżu przepływającej rzeki Pełtwi, użyto 16 tysięcy bali dębowych przywiezionych z majątków Skarbka z okolic Mikołajowa, Żabiego i Żydaczowa.

Budowa trwała pięć lat. Gdy teatr otwierano, uchodził za jeden z największych w Europie. Był pierwszym nowoczesnym teatrem i pierwszą z prawdziwego znaczenia sceną narodową we Lwowie.

Skarbek zastrzegł w testamencie, że w tym teatrze ma się wystawiać przynajmniej 12 polskich przedstawień miesięcznie. Z czasem z repertuaru zupełnie wyparto przedstawienia niemieckie. Tam odbywały się premiery sztuk Józefa Korzeniowskiego, Aleksandra Fredry i Gabrieli Zapolskiej.

W 1844 roku, na cztery lata przed śmiercią, Stanisław Skarbek cały swój ogromny majątek, łącznie z teatrem, zapisał na stworzenie i utrzymanie w Drohowyżu pod Mikołajowem dużego kompleksu budynków, w którym umieszczono jeden z największych w Europie sierocińców.

Mogło tam jednocześnie przebywać 1000 sierot z ubogich rodzin. Młodzieży tej zapewniano: mieszkanie do pełnoletności, wyżywienie, odzienie, wykształcenie w zawodach rzemieślniczych, a po opuszczeniu domu ułatwiano zatrudnienie w nabytej specjalności. Ten wielki sierociniec w okazałych budynkach - wyraz niebywałej filantropii polskiego arystokraty przetrwał do 1939 roku, a jego kuratorami byli krewni fundatora.

Przez kilkadziesiąt lat swego istnienia - jak napisali Marek Olszański i Leszek Rymarowicz - Fundacja Skarbkowska stała się najważniejszą bodaj instytucją w górnej części dorzecza Czarnego Czeremoszu. Dawała ludności zatrudnienie przy pracach leśnych i spławie drewna, utrzymywała i modernizowała drogi, wybudowała większość budynków użyteczności publicznej, była kolatorem wszystkich okolicznych cerkwi i kościółka w Żabiem-Słupejce.

Nieoceniony był wkład Fundacji Skarbkowskiej w rozwój turystyki w Czarnohorze: była ona m.in. właścicielką pierwszego Dworku Czarnohorskiego w Żabiem, a jej zarządca, Jan Gregorowicz, został pierwszym delegatem Towarzystwa Turystycznego z tej miejscowości. Obszar lasów Fundacji w gminie Żabie wynosił przed ostatnią wojną 13500 hektarów.

Dawni leśnicy Fundacji wspominają, że prowadzono wówczas wzorową gospodarkę leśną: dokonywano wielu zalesień, zwalczano kłusownictwo, tworzono rezerwaty przyrody (jak choćby w Dżembroni).

Rządca fundacyjny był przez całe dziesięciolecia najbardziej wpływowym i szanowanym obywatelem Żabiego, a praca dla Fundacji na stanowisku gajowego była traktowana przez nawet najbogatszych Hucułów jako zaszczyt i honor.

Wojna i okupacja sowiecka zmiotły dorobek Fundacji Skarbkowskiej z powierzchni ziemi. Leśnicy skarbkowscy z Żabiego i okolic w większości zginęli z rąk bandytów, kłusowników bądź zostali wywiezieni na Sybir, a po dawnych gajówkach i klauzach pozostały tylko porosłe chaszczami gruzowiska.

Sam hrabia był w czasach sowieckich w różnych wydawnictwach nazywany krwiopijcą, obszarnikiem i gnębicielem ludu huculskiego. "Graf Skarbek" wymieniany był tylko w negatywnym kontekście. Jest czas, aby przywrócić prawdę i dawny blask Fundacji Skarbkowskiej i przypomnieć tego wyjątkowego filantropa i animatora kultury. Jego potomkowie spoczywają na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, a jego lwowski teatr nosi dziś imię ukraińskiej aktorki Marii Zankoweckiej (1860-1934) i nadal zdobi centrum miasta.

Polskie Muzeum Huculskie w Żabiem

W żabieńskim przysiółku o nazwie Ilcia, na rozdrożu wiodącym do Żabiego-Słupejki oraz do źródeł Burkutu, w pobliżu istniejącej tam do dziś cerkwi, 18 lutego 1938 roku otwarto nowo zbudowany z kamienia ciosanego, w modnym wówczas stylu art déco, imponujący gmach Muzeum Huculskiego.

Budowa tego budynku według projektu Stanisława Listowskiego, o kubaturze 11 tysięcy metrów sześciennych, trwała dwa lata, ale przygotowania do niej sięgały roku 1933, kiedy to w Żabiem zarejestrowano Towarzystwo Przyjaciół Huculszczyzny, a jego prezesem został minister spraw wojskowych gen. Tadeusz Kasprzycki - entuzjasta i wielbiciel sztuki huculskiej.

On też był spiritus movens tej budowy. Umiał zgromadzić niebagatelne fundusze, zakupić 7-hektarową działkę, skupić wokół inicjatywy możnych darczyńców, m.in. Fundację Skarbkowską, Fundację Oficerów Domów Wypoczynkowych, Fundusz Kultury Narodowej i Państwowy Bank Rolny. Dla potrzeb budowy Muzeum Huculskiego stworzono nawet w Żabiem cegielnię.

Gmach był wyjątkowo nowoczesny jak na owe czasy: ze światłem elektrycznym, centralnym ogrzewaniem, wodociągiem, kanalizacją i własną oczyszczalnią ścieków. Muzeum składało się z kilku działów, wśród których najbardziej zasobny był dział etnograficzny, urządzony przez etnografa Jana Kantego Falkowskiego (1901-1940).

Obejmował 5 tysięcy eksponatów. Były tam stare rzeźbione skrzynie, obrazy malowane na szkle, pisanki, wyroby mosiężne, duża kolekcja lasek i toporków, sochy, jarzma i duży zbiór ceramiczny, w którym szczególnie wartościowe były kafle, garnce i talerze, z rzadkimi już nawet w owych czasach dziełami Bachmińskiego, Baranowskiego i Koszaka.

W Muzeum był też zbiór dzieł mieszkającego w Żabiem od 1904 roku Józefa Lewickiego (1880-1964) - absolwenta szkół artystycznych w Krakowie i Lwowie, który nosił przydomek: "Rzeźbiarz Hucułów". Władze Żabiego, a szczególnie wójt Petro Szekeryk, ułatwiły mu urządzenie pracowni rzeźbiarskiej. Tworzył głównie w glinie, przenosząc niektóre swe dzieła na odlewy z brązu. Wyspecjalizował się w portretowaniu Hucułów oraz w wykonywaniu płaskorzeźb ze scenami grupowymi, m.in. tańczących Hucułów i legendarnych huculskich opryszków.

Dużo miejsca w Muzeum Huculskim zajmował dział przyrodniczy, nad którym czuwali profesorowie: Władysław Szafer z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Benedykt Fuliński, Stanisław Kulczyński i Bohdan Świderski. Zgromadzono tam zbiory zoologiczne, mineralogiczne, botaniczne i geologiczne. Ponieważ w momencie oficjalnego otwarcia muzeum nie wszystkie sale były jeszcze gotowe, część tych zbiorów czekała na ekspozycję w magazynach Krakowa i Lwowa.

Trwały też przygotowania do otwarcia w muzeum działu historyczno-legionowego, który miał dokumentować czyn zbrojny II Brygady Legionów na Huculszczyźnie, oraz działu krajoznawczo-turystycznego, gromadzącego mapy, fotografie, obrazy i pierwsze filmy.

W muzeum otwarto też bibliotekę, której katalog tuż przed wybuchem wojny obejmował ponad 1000 pozycji bibliograficznych wiążących się tematycznie z Karpatami Wschodnimi i Huculszczyzną. W lipcu 1938 roku Muzeum Huculskie w Żabiem było miejscem dużego sympozjum zorganizowanego przez Instytut Sztuki, w którym wzięło udział ponad 70 uczonych zajmujących się sztuką ludową.

W sympozjum tym uczestniczyli wybitni znawcy, m.in. Tadeusz Seweryn - historyk sztuki, stryj aktora Andrzeja Seweryna, Jan Stanisław Bystroń, Ksawery Piwocki i Cezaria Baudouin de Courtenay-Jędrzejewiczowa.

Po zajęciu Żabiego przez Sowietów na muzeum przyszedł czas zagłady. Najpierw zadomowił się tam lokalny oddział NKWD, a później umieszczono tam szkołę. Eksponaty rozkradziono.

Tylko niektóre z nich przewieziono do Muzeum Krajoznawczego w Stanisławowie, ale większość skrzyń i rzeźb świątków porąbano i spalono, a huculskie wyroby snycerskie i ceramiczne uznano za bezwartościowe i wyrzucono na śmietnik. U schyłku lat 40. XX wieku budynek muzeum rozebrano do fundamentów, a kamieni i cegieł użyto do budowy siedziby nowej administracji sowieckiej w Żabiem-Słupejce.

Minęło czterdzieści lat i próbę odtworzenia Muzeum Huculskiego w Żabiem (nazywanym już Werchowyną) podjął Roman Kumłyk. W dzisiejszym Żabiem to postać charyzmatyczna. Z pochodzenia Hucuł, syn żabieńskiego organisty, grekokatolik, został wraz z rodziną w 1940 roku wywieziony na Sybir.

Po kilku latach udało mu się stamtąd wydostać i osiąść na Krymie, gdzie ukończył Konserwatorium Muzyczne z dyplomem dyrygenta. A ponieważ "dla Hucuła nie ma życia jak na połoninie", gdy tylko mógł, wrócił do swojego rodzinnego Żabiego i założył kapelę huculską pod nazwą "Czeremosz".

Zaczął koncertować na Ukrainie i w Polsce. Stał się znanym i popularnym multiinstrumentalistą. Osiągając odpowiedni standard materialny, wybudował z żoną własny dom w Żabiem i w nim urządził prywatne muzeum. Pełni w nim funkcję i kustosza, i przewodnika. Posługuje się bezbłędną polszczyzną.

Po mistrzowsku wykonuje pieśń "Czerwony pas", śpiewając przemiennie jedną zwrotkę po polsku, jedną po ukraińsku. Podobne prywatne muzeum huculszczyzny stworzył w Jablonycy Jan Droniak.

Od początku lat 90. XX wieku istnieje też w Żabiem ukraińskie państwowe Muzeum Huculszczyzny, które oprócz gromadzenia eksponatów wydaje bardzo ciekawy periodyk pod nazwą "Huculski Kalendar".

Polskie pomniki patriotyczne na Huculszczyźnie

Huculszczyzna była miejscem krwawych walk, szczególnie w czasie I wojny światowej, bo tam przez długie miesiące zaległy walczące z sobą wojska armii rosyjskiej i austriackiej, w szeregach których były tysiące Polaków i Hucułów.

Wielu z nich poległo, zmarło z ran, zimna bądź głodu. Szczególne straty ponieśli tam legioniści słynnej II Brygady Legionów, zwanej "Żelazną", dowodzonej przez Józefa Hallera.

Tylko w jednej bitwie pod Mołotkowem, 28-29 października 1914 roku, zginęło 600 polskich legionistów, a 1000 zostało rannych. Do dziś zachowały się w Rafajłowej, Pasiecznej, w Żabiem, Krzyworówni, Kosmaczu i Mołotkowie cmentarzyki wojenne i polskie pomniki z epitafiami o treściach patriotycznych. Powstało też wiele wierszy sławiących bohaterskie czyny legionistów, ich cierpienie i patriotyzm.

Wśród wielu opisów epizodów świadczących o bohaterstwie i tragedii polskiego żołnierza na Huculszczyźnie uwagę zwraca wiersz nieznanego autora zapisany w celi więziennej w Maramarosz-Sziget, a zacytowany przez Henryka Gąsiorowskiego w artykule o walkach II Brygady Legionów w kampanii zimowej 1914-1915 na Huculszczyźnie:

W okno więzienne na północ zwrócone
Nie zajrzy nigdy promień słońca złoty
Ni księżyc blady; a jednak w tę stronę
Rwą się me oczy ze łzami tęsknoty…
Na północ, kędy szczyt Howerli białej
Wznosi się ponad zielonkawe mury (…)

Czekając rychło pójdziemy na cmentarze,
Gdzie czarne kruki kości nasze zjedzą.
Biała Howerlo! Mów tatrzańskim szczytom,
A te niech polskim ogłoszą błękitom,
Że my tu stoim dumni, nieugięci,
Bo honor Polski mamy na pamięci.

Na starym szlaku huculskim, wiodącym doliną Czeremoszu na Węgry, zginęło tysiące żołnierzy - Rosjan, Austriaków, Niemców, Polaków, Ukraińców. Miejsce to nazwano "Drogą Mackensona", od nazwiska niemieckiego feldmarszałka Augusta von Mackensona (1849-1945) - wybitnego dowódcy, który rozbił armię rosyjską gen. Brusiłowa pod Gorlicami wiosną 1915 roku i nie tylko powstrzymał Rosjan w ich parciu na zachód, ale odzyskał Przemyśl i Lwów oraz zapobiegł wówczas zalewowi ziem polskich przez agresorów ze wschodu. Mackenson był, obok Paula von Hindenburga, najwybitniejszym dowódcą niemieckim z czasów I wojny światowej.

Nagrodzono go m.in. tytułem Gubernatora Rumunii. Miejscem zamieszkania związany był z Gdańskiem i Lęborkiem. Ciekawostką jest, że to on właśnie uchodzi za głównego twórcę Opery Leśnej w Sopocie - słynnego amfiteatru, który w latach 60. i 70., z racji odbywających się tam międzynarodowych festiwali piosenkarskich był tak popularny jak opolski Amfiteatr Tysiąclecia wzniesiony przez Karola Musioła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska