Nasz poseł w Brukseli

Krzysztof Ogiolda [email protected]
Stanisław Jałowiecki w sali plenarnej w Strasburgu. Eurodeputowani spędzają tu jeden tydzień w miesiącu.
Stanisław Jałowiecki w sali plenarnej w Strasburgu. Eurodeputowani spędzają tu jeden tydzień w miesiącu.
Jeśli deputowany ma na wystąpienie 2 minuty, to może je przedłużyć najwyżej o 20 sekund. Potem przewodniczący odbiera mu głos.

Rygorystycznie pilnowany czas na przemówienia jest jedną z nielicznych rzeczy, które zaskoczyły Stanisława Jałowieckiego w Parlamencie Europejskim.
- W pierwszej w swoim życiu sesji parlamentu uczestniczyłem 23 lipca, ale już wiem, że bez takiego porządku nie udałoby się chyba uchwalić żadnej ustawy, bo procedura tworzenia europejskiego prawa jest bardzo skomplikowana - przyznaje poseł Jałowiecki. - Dlatego rozgadywać się - inaczej niż w polskim Sejmie - nie wolno.
Być może prowadzący obrady mają dla gaduł serca z kamienia także z bardziej prozaicznego powodu. Na weekend ponad 700 eurodeputowanych odlatuje z Brukseli do swoich krajów. Bilety są wykupione z góry, więc nie ma mowy, by marszałek przedłużył obrady o kolejny dzień.
Inaczej niż w polskim Sejmie, eurodeputowani nie mają podczas obrad plenarnych (te odbywają się w Strasburgu) stałych miejsc.
- Prawdopodobnie chodzi o to, by poseł patrzył na salę obrad za każdym razem z innej perspektywy - mówi Stanisław Jałowiecki - Na poprzedniej sesji miałem miejsce numer 336, na ostatniej dostałem 419. Jeszcze nie odkryłem, jaki jest klucz ich przydzielania.
W porównaniu do naszego Sejmu w Europarlamencie częściej korzysta się z pomocy ekspertów. Poseł może z pieniędzy przyznanych mu na działalność poselską przeznaczyć pewną pulę na ich opłacenie.
- Musi tak być, bo przy tworzeniu prawa europejskiego w grę wchodzi tyle sprzecznych interesów różnych grup narodowych, politycznych i lobbingowych, że niełatwo wyrobić sobie własne stanowisko - mówi Stanisław Jałowiecki. - Dodatkowo korzystamy z pomocy ekspertów Misji Polskiej w Brukseli czy Komisji Europejskiej Sejmu, by wiedzieć dokładnie, jakie jest w danej sprawie stanowisko polskiego rządu i parlamentu.
Ale nawet w Brukseli i Strasburgu nie wszystko działa bez zarzutu.
- Głosowania przebiegają bardzo szybko, a wtedy często psuje się aparatura do oddawania głosów. Bez przerwy ktoś protestuje, że nie zdążył nacisnąć guzika, albo że właśnie nacisnął, ale maszyna i tak nie zadziałała. Służby techniczne uwijają się jak w ukropie. Słowem, przy całej europejskiej sprawności technicznej, maszynki do głosowania są równie zawodne jak w polskim Sejmie - ocenia Jałowiecki.
Nie tylko podczas głosowań europejski poseł się nie nudzi. Stanisław Jałowiecki przyznaje, że jeszcze nie miał czasu na zwiedzanie Strasburga czy Brukseli. Sesje w parlamencie rozpoczynają się o 9.00, a on jako ranny ptaszek przychodzi do sekretariatu już przed ósmą, by przejrzeć pocztę i przygotować się do pracy. Podczas sesji w Strasburgu odbywają się dodatkowo spotkania delegacji narodowych i grup politycznych (PO należy do grupy demokratyczno-ludowej, podobnie jak większość partii chadeckich). Zajęcia kończą się dopiero między 18.00 a 20.00. Wieczorem w Brukseli posłowie odbywają jeszcze spotkania w Misji Polskiej lub w Ambasadzie RP w Brukseli.

Jest gdzie zostawić kapcie
- W Strasburgu mieszkam w hotelu, ale w Brukseli od kilku dni wynająłem mieszkanie na trzecim piętrze starej kamienicy, niedaleko Parlamentu Europejskiego - cieszy się poseł. - Jest sympatyczniej, bo mam wreszcie gdzie zostawić kapcie, dodatkowe koszule, spodnie, książki czy inne bambetle i nie muszę wszystkiego wozić ze sobą.
A okazji do wożenia nie brakuje. Dlatego poseł europejski musi nie tylko znać języki obce, ale nie może też bać się latać samolotem.
- W najbliższy weekend przylatuję do Pyrzowic w piątek wieczorem. W sobotę wcześnie rano jadę do Legnicy i będę tam do soboty po południu. Na chwilę wpadnę do Opola, a w niedzielę w południe lecę już z powrotem do Brukseli, gdzie zostaję do kolejnego piątku. Tak wygląda prawie każdy tydzień. Dla siebie i dla rodziny rzadko udaje się wyrwać choć jeden dzień.

I jak tu się zaprzyjaźnić
Poseł Jałowiecki przyznaje, że decydując się posłować do Parlamentu Europejskiego nie przyjmował na wiarę, że żyjemy w Europie zasad. Na miejscu upewnił się absolutnie, że parlament jest miejscem ostrej gry interesów narodowych.
- Dobrym tego przykładem są ostatnie wysiłki Niemiec i Francji, które zabiegają o osłabienie paktu stabilizacji i rozwoju. Gdyby im się to udało, nie będzie kar dla państw "grzeszników", którzy przekraczają 60-procentowe zadłużenie wewnętrzne i 3-procentową inflację - wyjaśnia Stanisław Jałowiecki. - Z perspektywy Polski oznacza to, że zasady się wprowadza, a jak są dla europejskich potentatów niewygodne, to się z nich rezygnuje. Ostro przeciw temu protestowałem. Powiedziałem kolegom ze "starych" krajów, że jak będą tak postępować, to w następnych wyborach frekwencja wyniesie nie 22 procent, ale dziesięć.
Nie tylko z powodu walki o interesy narodowe posłowie zaprzyjaźniają się rzadko. Posłowi udało się przez dwa miesiące bliżej poznać może z 8-10 osobami.
- Chodzę czasem na kawę z moimi sąsiadkami z sali obrad komisji - posłankami z Wielkiej Brytanii i Węgier, co jest okazją do ciekawych rozmów na różne tematy, ale nie przeradza się od razu w jakieś trwałe sojusze polityczne - relacjonuje parlamentarne życie towarzyskie Stanisław Jałowiecki. - Mam też dobry kontakt z hetmanem (odpowiednik naszego marszałka) ołomunieckim, który został deputowanym i jeszcze z kilkoma posłami z różnych krajów. I to wszystko. Spotykamy się niby często, ale raz w komisjach, innym razem w grupach politycznych, ciągle siedzimy w różnych miejscach, obok coraz to innych osób. To nie sprzyja zawieraniu przyjaźni.

Teraz mamy
układ z Grekami
Polscy deputowani próbują stworzyć sojusz środkowoeuropejski, pracują też nad skonsolidowaniem grupy posłów z krajów nadbałtyckich, ale mają świadomość, że to nie będą jakieś trwałe pakty. Zwykle wsparcia szuka się doraźnie, dla załatwienia konkretnej sprawy. Polacy mają teraz układ z Grekami. Popierają ich kandydata na rzecznika praw obywatelskich i liczą na wzajemność, gdy sami będą chcieli kogoś lub coś przeforsować.
Wbrew obawom polscy parlamentarzyści - w opinii Jałowieckiego - prezentują się w Brukseli bardzo dobrze. Okazuje się, że znają języki i potrafią się znaleźć. Ich przemówienia są krótkie i dobrze przygotowane.
- Był tylko jeden taki przypadek, gdy polski poseł - którego nazwiska nie wymienię - powiedział podczas obrad komisji, że Polska nie jest przygotowana do przyjęcia funduszy strukturalnych - mówi Stanisław Jałowiecki. - Ponieważ stare państwa Unii chcą obniżyć te fundusze dla nowych krajów, ten głos dostarczył im argumentu i trzeba go było "odkręcać". Tym bardziej, że walka o utrzymanie funduszy strukturalnych na dotychczasowym poziomie, mimo że nie są one wykorzystywane w stu procentach, jest jednym z polskich priorytetów w Parlamencie Europejskim.
Podczas ostatniego spotkania polskiej grupy narodowej posłowie dyskutowali m.in. o tym, komu przyznać Nagrodę Andrieja Sacharowa przyznawaną przez parlament.
- Zgodziliśmy się, że Polacy poprą kandydaturę rosyjskiego obrońcy praw człowieka Sergieja Kowaliowa - relacjonuje poseł Jałowiecki. - Nie udało nam się natomiast uzgodnić jednolitego stanowiska Polski w sprawie przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej, ale na to jest jeszcze dużo czasu. Klasycznego polskiego piekła na razie nie było. Widać natomiast, że eurodeputowani bardzo rywalizują o dobrą opinię u wyborców w Polsce.

Jakie mają być zderzaki
Większość czasu w Brukseli posłowie poświęcają na pracę w komisjach. Poseł Jałowiecki jest członkiem Komisji Transportu i Turystyki oraz zastępcą członka Komisji Rozwoju Regionalnego.
- Dyskutujemy m.in., jakie mają być zderzaki, by podróż samochodem była w Europie bezpieczniejsza, albo czy tankowce będą miały podwójne ścianki. To są konkretne sprawy, które trzeba rozstrzygnąć, ale póki prawo nie zostanie uchwalone, niezbyt poruszają one opinię publiczną.
Niektóre ustawy, nad którymi pracuje komisja transportu, mogą już wkrótce dotyczyć większości z nas. Jedną z nich jest ustawa o ujednoliceniu prawa jazdy w Europie. Nie można wykluczyć, że posłowie zrównają przy okazji przepisy ruchu drogowego i zasady zdawania egzaminów dla przyszłych kierowców.
Poseł nie może się jednak ograniczać tylko do pracy w swojej komisji.
- Przed chwilą dzwonił do mnie mój asystent i poinformował, że w komisji rolnej pojawił się pomysł, by zrezygnować z dopłat do eksportowanego cukru produkowanego z buraków, a promować cukier z trzciny cukrowej. Będziemy to obserwować, bo to jest istotne dla Polski i dla regionu - relacjonuje Jałowiecki.
Na jeden tydzień w miesiącu eurodeputowani przenoszą się do Strasburga na obrady plenarne.
- Ostatnio odbyła się na sesji plenarnej bardzo ciekawa dyskusja na temat terroryzmu. Ku mojemu zaskoczeniu Zieloni ostro atakowali Putina. Tyle tylko, że debata nie zakończyła się żadną uchwałą ani rezolucją, bo w Parlamencie Europejskim nie ma takiej konieczności - mówi Stanisław Jałowiecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska