Nie ma bata na alimenciarza

Agata Jop
Marianna Miller ma czwórkę dzieci. Sześć lat temu rozstała się z ich ojcem. Powinna od niego dostawać na dzieci 800 złotych. Nigdy nie dostała grosza.
Marianna Miller ma czwórkę dzieci. Sześć lat temu rozstała się z ich ojcem. Powinna od niego dostawać na dzieci 800 złotych. Nigdy nie dostała grosza.
Regularnie płaci na utrzymanie dzieci co dziesiąty. Stosują sztuczki, żeby się od płacenia wymigać. Zapominają, że za alimenty można trafić za kratki.

Marianna Miller: - Mieszkam w gminie Łubniany, mam czwórkę dzieci w wieku 15, 12, 9 i 8 lat. Sześć lat temu rozstałam się z ich ojcem. Cztery lata temu został orzeczony rozwód. Powinnam dostawać 800 zł alimentów od byłego męża. Nigdy nie dał na dzieci ani grosza.

Katarzyna Olszewska: - Mieszkam w Opolu, mam córki w wieku 6 i 4 lat. Dwa lata temu rozstałam się z ich ojcem. Powinnam dostawać 550 zł alimentów od byłego męża. Płacił przez pierwsze trzy miesiące. Potem wyjechał za granicę, pewnie pracuje na czarno. Nawet nie wiem gdzie go szukać.

Joanna: - Jestem bezsilna i wściekła. Mieszkam w Opolu, mam syna w wieku 18 lat. Były mąż jest nam winien ponad 20 tys. zł. Widuję go w mieście, ale nie mogę nic zrobić.

Tomasz: - Mam syna, nastolatka. Jego matka odeszła w zeszłym roku. Na sądowym korytarzu powiedziała mi, że obojętnie, ile jej wlepią tych alimentów i tak nie będzie płacić, bo nie ma z czego. Uniosłem się honorem. Nic od niej nie chcę, dajemy sobie radę, dużo pracuję. Ale to nie jest w porządku.

Odwrotnie niż w Unii
W Polsce alimenty bez oporów płaci około 10 procent rodziców, na których ciąży taki obowiązek. W innych państwach Unii Europejskiej proporcje są odwrotne: tylko 10 do 20 procent się ociąga. Słowo alimenty pochodzi od łacińskiego alimentum, czyli pokarm. Najczęściej są to pieniądze od rodzica dla dzieci - na ich wykarmienie, ubranie, naukę. Rzadziej obowiązek alimentacyjny spoczywa na dzieciach, które mają w ten sposób wspomagać rodziców w niedostatku. Ten, kto zalega z płatnościami dłużej niż trzy miesiące, to dłużnik alimentacyjny. Gdy nie płaci przez rok, może zostać wpisany do krajowego rejestru dłużników. Tymczasem płaci za niego państwo, czyli my wszyscy. Samotni rodzice z reguły dostają dużo mniej, niż orzekł sąd. Często nie dostają nic, bo ich dochód jest za wysoki. Wysoki - według prawa, ale nie wystarczający na zapewnienie dziecku godnego życia.

Dłużnikami najczęściej są ojcowie. Powód podstawowy: dzieci w Polsce zostają przy matkach. W tych nielicznych przypadkach, kiedy alimenty ma płacić matka, mało która się od tego miga. Z doświadczenia komorników wynika, że są to najczęściej kobiety z marginesu, w grę wchodzi alkohol.
Tomasz Kinastowski, rzecznik prasowy Izby Komorniczej we Wrocławiu (odsyłają do niego opolskie kancelarie): - Ściągalność alimentów jest większa w państwach dobrobytu, w których ludzie mają zatrudnienie. U nas, za czasów komuny, też inaczej to wyglądało, bo był obowiązek pracy. Jak komornik ma wyegzekwować dług od kogoś, kto nie ma legalnego zatrudnienia, przebywa w Niemczech i jeździ samochodem na białych rejestracjach, który nie należy do niego? Nic nie możemy zrobić.

Joanna Kluzik-Rostkowska, wiceminister pracy i polityki społecznej: - Dłużnicy alimentacyjni są nam wszystkim winni 8 miliardów złotych.

23 zł na dzieci
Zakład Karny przy ul. Partyzanckiej w Opolu, tak zwana wolnościówka. Panowie po wyrokach w dzień pracują "na mieście", popołudniami wracają za kratki. Robotę mają najczęściej fizyczną, załatwianą na mocy porozumienia zakładu z pracodawcami. Dostają połowę najniższego wynagrodzenia, czyli ponad 400 zł brutto. Z tego komornik może im zabrać 60 procent. To ok. 118 zł.
- Niech pani zgadnie, ile z tych 118 dostaje od komornika moja żona? - pyta Darek. - 23 zł!

Historia Darka: jest winien 36 tys. zł. Kiedyś płacił za niego fundusz alimentacyjny - 800 zł miesięcznie na dwójkę dzieci. Teraz, po likwidacji funduszu, kasa idzie przez ośrodek pomocy społecznej. Prawo traktuje żonę Darka jako samotną matkę.
- A my sobie wspólnie wymyśliliśmy taką metodę na życie - śmieje się Darek. - Tak naprawdę to żyjemy zgodnie. Uzgodniliśmy, że ona mnie pozwie, bo to czysty grosz ot tak - do wzięcia od państwa. Tu rodzinne, tam zasiłek pielęgnacyjny na chore dziecko, w sumie z 1400 zł się uzbiera. Nie ma takiej opcji, żeby państwo ściągnęło ode mnie zaległe 36 tysięcy. Dzieci wiedzą, jaki to jest myk. A z czego córka ma komputer? Inaczej by go nie miała.

Darek podkreśla, że nie siedzi za niepłacenie alimentów, tylko z całkiem innego paragrafu.
Historia Jarka: 300 zł zasądzonych alimentów, dwa lata niepłacenia, dług rośnie z miesiąca na miesiąc.
- Chodzi o mojego syna z pierwszego małżeństwa - wyjaśnia Jarek. - Nie płaciłem, bo w tym czasie siedziałem w więzieniu, więc płacić nie mogłem. A jednak była żona mnie pozwała, wlepili mi dwa dodatkowe miesiące do odsiadki, gdzie tu logika? Syn ma 12 lat, nie mam z nim kontaktu, jak mam mieć kontakt, skoro przyjeżdżam, czekam pod domem, a ona wzywa radiowóz i twierdzi, że ja się awanturuję? To już jest złość za złość, chamstwo za chamstwo, dzieci w tym znikają... Mam też drugiego syna, sześcioletniego, utrzymuje go moja obecna, druga żona, bo sąd nie widział powodów, żeby orzec dla niego alimenty. To jawna dyskryminacja jednego z moich dzieci! Moja pierwsza żona zarabia ze 4 tysiące na rękę. Dlaczego miałbym jej jeszcze płacić?

Marianna Miller ma czwórkę dzieci. Sześć lat temu rozstała się z ich ojcem. Powinna od niego dostawać na dzieci 800 złotych. Nigdy nie dostała grosza.

Politycy PiS wymyślili ostatnio, żeby w ramach wojny z alimenciarzami egzekwować dług od nowej żony albo nawet od konkubiny dłużnika. Politycy chcą, żeby zajęły się tym urzędy skarbowe. Nie wymyślili jeszcze sposobu, jak sprawdzić i udowodnić, z kim - tak naprawdę - żyje alimenciarz.
Tomasz Kinastowski, komornik: - Dług ma dłużnik, a nie jego konkubina. To taki sam nierealny pomysł jak ten z wpisywaniem alimenciarzy do krajowego rejestru długów. Oni i tak nic nie mają, żadnego kredytu nie dostaną, komórki nie kupią, więc taka kara w ogóle nie jest dla nich dotkliwa.

Niech się wezmą do roboty
Joanna i Tomasz jakoś sobie radzą, żadne zasiłki, zaliczki alimentacyjne ani nawet świadczenie rodzinne im nie przysługują. Nie ma dla nich znaczenia zapowiadane przez rząd wskrzeszanie funduszu alimentacyjnego. Państwo pomaga, ale tylko rodzinom o najniższych, głodowych dochodach. I nikogo nie interesuje, że po odliczeniu stałych opłat Joannie i Tomaszowi zostaje 700 do 800 zł na cały miesiąc. A przecież obydwoje samotnie wychowują nastoletnie dzieci. Trafia ich jasny szlag za każdym razem, kiedy muszą dzieciom powiedzieć: Nie stać mnie.

- W Niemczech taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia - twierdzi Joanna. - Za niepłacącego alimenciarza pieniądze wykłada państwo, w którego interesie jest go potem ścigać i odzyskać dług, choćby zatrudniając go przy robotach publicznych.
Marianna: - U nas też tak powinno być. Niech alimenciarz odrobi swój dług na przykład na rzecz gminy, w czynie społecznym. Niech pracuje za darmo. Ważne, żeby nie czuł się bezkarny.

Marianna twierdzi, że ojciec jej dzieci był z nimi związany emocjonalnie, opiekował się i bawił. Rozstanie z żoną w praktyce oznaczało jednak rozstanie z dziećmi. Zero kontaktu. Zero opłat. Zero poczucia odpowiedzialności. Mariannie pieniędzy starcza na przeżycie i to tylko dzięki temu, że mieszkają u dziadków.
- Najgorsze są teściowe! - ożywiają się panowie osadzeni w zakładzie karnym. - One to dopiero mieszają!
Historia Damiana: dwójka dzieci, 8 i 14 lat, 500 zł alimentów do płacenia. Teraz, teoretycznie, Damian nie ma nic, wszystkie dobra poprzepisywał na krewnych i znajomych. Nic mu nie można zabrać.

- Płaciłem na dzieci - twierdzi Damian. - Pracowałem za granicą, przysyłałem przez moich rodziców i pieniądze, i prezenty. Zakładałem własną firmę, kiedy teściowa zmusiła moją byłą żonę, żeby ta złożyła pozew przeciwko mnie. Teściowa świadczyła w sądzie, że nie płaciłem, a przecież pieniądze szły z ręki do ręki. I to był mój błąd.

Henryk: - I mój! Pracowałem na kopalni. Przez kilka lat była żona przychodziła do mojego zakładu, do kasy i dostawała alimenty w gotówce, bez pośrednictwa komornika. Straciłem pracę, raz jeden dałem byłej żonie pieniądze do ręki. Wystarczyło, żeby potem mówiła, że nic nie dostała. Po trzech miesiącach pozwała mnie o niepłacenie. I wyeksmitowała, chociaż mieszkanie było moje, zakładowe. Przecież mogła iść mieszkać do swojej matki. Ja nie miałem dokąd pójść. Mam jej płacić? Skąd mam wiedzieć, że pieniądze nie pójdą - powiedzmy - na majtki dla nowego męża?

Komornik czeka na gotowe
Komornicy - psioczy na nich 70 procent wierzycieli.
Tomasz Kinastowski: - Komornik nie stoi po niczyjej stronie. Jest powołany wyłącznie do jednego - wykonania wyroku sądu.
Joanna: - Sprawę o egzekucję zaległych alimentów złożyłam u komornika dwa lata temu. Nic się od tej pory nie wydarzyło.

Katarzyna: - Komornikom łatwiej ściągać długi ze szpitali, to dla nich łatwy i duży zysk. Alimenciarzy nie opłaca im się nawet namierzać.
Kobiety mówią: - Pytają nas gdzie mąż mieszka, gdzie pracuje. Czasem była żona to wie, a czasem, wiele lat po rozwodzie, nie wie. Mamy bawić się w śledczych, szpiegować, żeby oni mogli ściągnąć nasze alimenty i jeszcze zapłatę dla siebie?
Tomasz Kinastowski: - Wiele kobiet ma postawę roszczeniową. Komornik nie jest detektywem.
A czy jest detektywem samotna matka dwójki dzieci?
Komornik: - Nie, ale byłoby idiotyzmem, gdyby kobieta żądała od nas ustalenia miejsca pobytu byłego męża, skoro sama je zna. W całym kraju pracuje nas 650, może 670. Nie dam sobie głowy uciąć za wszystkich komorników, zawsze znajdzie się jakiś, który jest winien bezskuteczności egzekucji. Jednak najczęstszą przyczyną nieściągalności alimentów jest to, że nasze społeczeństwo nie zostało wychowane w poszanowaniu przepisów. Parkujemy byle gdzie, przechodzimy na czerwonym świetle i nie płacimy alimentów. Poza tym komornik nie naleje z pustego w próżne. Jak wyegzekwować alimenty od kogoś, kto nawet nie mieszka tam, gdzie jest zameldowany? Komornik występuje do urzędu gminy, do ZUS-u, do urzędu skarbowego. Jeśli dłużnik pracuje i płaci składki, komornik może przeprowadzić zajęcie.

Henryk: - Niedawno do domu mojej matki, gdzie jestem zameldowany, przyszła policja. Okazało się, że poszukuje mnie komornik. Jak on może nie wiedzieć, że mam wyrok i od kilku miesięcy odsiaduję karę właśnie za alimenty?

Siedzę bez sensu
Damian został osądzony zaocznie, nie było go na rozprawie. Wyrok: 6 miesięcy odsiadki za uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego, proszę stawić się za miesiąc.
- Od razu wyjechałem - opowiada Damian. - Byłem poszukiwany na Opolszczyźnie, ale nigdzie dalej. Po tym, jak żona mnie oskarżyła, że nie płacę, zaciąłem się i rzeczywiście przestałem dawać jej pieniądze. Dług urósł do 30 tys. zł. Wiele razy przekraczałem granicę, w końcu właśnie tam mnie złapali. Chciałem sprzedać busa i spłacić alimenty, ale nie było takiej możliwości. Siedzę, a przecież to bez sensu. Moja firma upadła, a była żona i tak nie dostała pieniędzy. W dodatku państwo mnie teraz utrzymuje.

- Kiedy musiałam pożyczyć pieniądze, żeby kupić synowi buty na zimę, miałam ochotę wsadzić byłego męża - taka byłam zła - opowiada Joanna. - Tyle że rzeczywiście nic by to nie dało.
Nasze dzieci rozumieją, że nie stać nas na wszystko. Muszą rozumieć - mówią samotni rodzice.
- Moje dzieci też wiedzą, że nie płacę. Od byłej żony oczywiście, bo przecież nie ode mnie. Nie ma się czym chwalić - mówi Damian z zakładu karnego.
Damian i Henryk, alimenciarze, chętnie cofnęliby czas.
- Nie opłaca się nie płacić - mówią. - Pani widzi, jak to się prędzej czy później może skończyć.

- Opłaca się płacić - wyjaśniają panowie - ale tylko trochę.
Według matek, to komornicy podpowiadają alimenciarzom superrozwiązanie: dawaj byłej żonie po 20 - 50 zł i nikt się nie będzie czepiał. Była żona nie udowodni, że się pan uporczywie miga od alimentów.
- To prawda, to najlepszy sposób - potwierdzają panowie w więzieniu. - A komornik robi statystykę, wykazuje ściągalność.
- Jak prawo może być tak dziurawe? Kto utrzyma dziecko za 50 złotych? To zwykła granda! - denerwuje się Katarzyna.
Czy alimenciarze uważają się za dobrych ojców?
Damian: - Myślę, że tak, bo jakoś się swoimi dziećmi zajmuję.
Jarek: - To zależy dla którego dziecka.
Henryk: - Nie jestem w stanie tego ocenić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska