Nie matura, lecz chęć szczera...

Mirosław Olszewski [email protected]
Każdy może spłodzić dziecko, lub ustanawiać prawa w III RP. Cenzus wykształcenia podstawowego wymagany jest przy czynnościach poważnych - na przykład na egzaminie na prawo jazdy.

Dopominałem się przed tygodniem o okablowanie miasta i uczynienie z Opola "silikonowej doliny". Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował. Związkowcy też nie, choć przecież perspektywa publicznych robót powinna być dla nich nęcąca. Wcześniej snułem projekty wykorzystania energii słonecznej. Walnięcia na dachy kilku wieżowców baterii i zobaczenia, co z tego wyniknie. Odezwali się jedynie naukowcy z opolskiego uniwerku, co mnie wbija w dumę, ale czemuż tylko oni?
Piekliłem się kiedyś, że na rzece Białce po stronie czeskiej jest kilkanaście elektrowni wodnych, po naszej bodaj dwie. Ich właściciele wyjaśnili mi, że naszych energetycznych potentatów guzik w zasadzie obchodzi ich produkcja. Pewnie, wydajność tych kręciołów nijak się ma do Elektrowni Opole, śmiem jednak przypomnieć, że UE nakłada na nas obowiązek systematycznego zwiększania ilości energii wytwarzanej ze źródeł odnawialnych. Klamka zapadła.
Kilka dni temu potrzebowałem gwoździ. W supermarkecie, którego nazwy nie wymienię, gwoździ było jak wstążek na głowie głupiej Kaśki. Jednak jak okiem sięgnąć - wszystkie były made in Germany. Do licha ciężkiego! Czy my nie potrafimy robić gwoździ? Czy przy czymś takim w ogóle da się stosować dumping? Zachód wraca do butelek wielokrotnego użytku. Mimo że do bólu usprawnili segregację i przeróbkę śmieci, doszli do wniosku, że wkrótce utoną w plastykowych odpadach. U nas puszki zbierają prawie wyłącznie menele, a butelki wyrzuca się do śmieci. Ba, importujemy także makulaturę oraz szmaty, o czym informuje rocznik statystyczny. Czy ponad nasze siły byłoby zorganizowanie skupu? Oczywiście, że nie. Ale tym się u nas nikt nie interesuje. Nie interesuje nas ani skup szmat i makulatury, ani baterie słoneczne, ani elektrownie wodne, ani informatyzacja. Co najgorsze - wiem czemu.
Otóż w którymś z miast polskich samorządowcy podnieśli wielkie larmo, bowiem w myśl obowiązującego od niedawna prawa, by być burmistrzem, trzeba mieć wyższe wykształcenie. W imieniu porażonych tym łajdackim aktem agresji wobec suwerennych decyzji wyborców najgłośniej darł się jakiś burmistrz, z wykształceniem nienajwyższym właśnie. Krzyczał do sitka mikrofonu, że nie ani myśli przestrzegać głupiego prawa i on je - mospanie - do trybunału zaskarży!!!
Jeśli zjednoczonym siłom niewykształconych burmistrzów uda się obalić wymóg legitymowania się formalnym poświadczeniem poziomu wykształcenia, a co za tym idzie - inteligencji i wyobraźni, to płacz Polsko. Z samorządów powstaną enklawy, do których lgnąć będą ludzie nie mający szans na robotę w poważnych firmach. Staniemy się takim krajem, w którym bez solennego wykształcenia można będzie jedynie płodzić dzieci lub piastować stanowiska w parlamencie czy samorządach z poręki pospolitego, wyborczego ruszenia, czyli w gruncie rzeczy nikogo.
Jeśli ktoś sądzi, że przesadzam, przerysowuję, ciepię bez sensu - niech pogada o pożytkach wynikających z informatyki czy innych zaawansowanych technologii z absolwentem podstawówki. Szukać daleko nie musi. Wystarczy pokręcić się w kuluarach podczas sesji najbliższej rady

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska