Nie zawiedli tylko kibice. ROW Rybnik - Oderka Opole 2-1

fot. Mariusz Matkowski
Opolscy kibice przez 90 minut nie ustawali w dopingu.
Opolscy kibice przez 90 minut nie ustawali w dopingu. fot. Mariusz Matkowski
Grupa 465 sympatyków opolskiego zespołu była po meczu zawiedziona. Ich ulubieńcy przegrali w Rybniku mecz, którego nie powinni.

Pod lupą

Pod lupą

Pobili swój rekord

Wśród 465 kibiców opolskiego zespołu (tym razem nie towarzyszyli im kibice zaprzyjaźnionych klubów: Polonii Bytom i Zagłębia Lubin, bo ich kluby miały prestiżowe mecze w ekstraklasie) zapisanych na wyjazd do Rybnika byli przedstawiciele aż 31 miejscowości z naszego regionu. Podróż w obie strony odbyła się bez żadnych ekscesów. Spokojnie było też na stadionie ROW-u. Kibice naszego zespołu dali pokaz dopingu. Jednocześnie pobili swój "rekord wyjazdowy“. To był najliczniejszy ich wyjazd poza granice województwa od czasów, gdy Odra grała w ekstraklasie. Od tego czasu minęło prawie 30 lat.

Drużyna ROW-u to faworyt III-ligowych rozgrywek, ale nie zmienia to faktu, że nasi piłkarze powinni ten mecz przynajmniej zremisować. - Ta porażka jeszcze długo będzie siedzieć w mojej głowie - mówił szkoleniowiec Oderki Dariusz Kaniuka.

- To był naprawdę dobry mecz mojego zespołu. Żaden z zawodników nie zawiódł, a mimo to zostajemy bez punktów. W pierwszej połowie gospodarze mieli kilka groźnych sytuacji, ale po przerwie w zasadzie żadnej. Wówczas jednak strzelili dwa gole.

Goście znakomicie zaczęli mecz. Już ich pierwsza akcja pokazała, że przyjechali oni po zwycięstwo. Zza linii obrony wyszedł Tadeusz Tyc i zabrakło mu centymetrów aby wyprzedzić bramkarza ROW-u Piotra Pasia. Po chwili padł jednak gol dla naszego zespołu.

Na strzał z ponad 25 metrów z pierwszej piłki zdecydował się Sebastian Deja. Po tym uderzeniu z woleja Paś był bezradny. - Trafiłem w okienko i to na pewno jeden z najładniejszych goli, jakie zdobyłem w życiu - mówił Deja. - Szkoda tylko, że ta bramka nie dała nam choć punktu.

Oderka poszła za ciosem. Dobrą okazję miał Wojciech Scisło, ale z bliska główkował wprost w Pasia. Widząc nieporadność swoich podopiecznych, trener ROW-u Jan Furlepa w 27. min wpuścił do gry Marcina Kocura, który w ostatnim kwadransie pierwszej odsłony dwukrotnie "zatrudnił“ Jakuba Bellę, a raz trafił w poprzeczkę.

Chwilę po zmianie stron mogło być już "po meczu“. Po rzucie rożnym w polu karnym rybniczan znalazło się w dogodnej sytuacji aż trzech zawodników Oderki. Michał Bednarski zamiast podwyższyć wynik, uderzył zbyt lekko wprost w bramkarza.

Po raz kolejny sprawdziło się więc stare piłkarskie porzekadło o niewykorzystanych okazjach. Niebiesko-czerwoni stracili dwa gole po dośrodkowaniach z rzutów rożnych.

Zachowanie przy stałych fragmentach gry dla rywali to pięta achillesowa Oderki. Opolanie w tym sezonie wszystkie bramki stracili właśnie po takich sytuacjach.

- Trener uczulał nas, że ROW to mocny fizycznie zespół mający groźne stałe fragmenty gry - mówił załamany pomocnik gości Krystian Kowalczyk. - Powinniśmy wcześniej wykorzystać swoje szanse, a pewnie mielibyśmy trzy punkty więcej.

- W tym meczu nie zawiedli tylko nasi kibice - podsumował trener Kaniuka. - My mimo niezłej gry zostajemy niestety z niczym. Jesteśmy wszyscy bardzo rozgoryczeni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska