Niemcy od dawna bez swastyki

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Poseł Jacek Protasiewicz na lotnisku krzyczał "Heil Hitler!", wyzwał celników od nazistów, pytał, czy byli w Auschwitz. Wywołało to w Niemczech niesmak, bo symbole i hasła hitlerowskie są tam od dawna zabronione.

Czasem ten zakaz bywa egzekwowany aż do przesady - opowiada Krzysztof z Opola. - Wybrałem się kiedyś ze swoim synem do sklepu modelarskiego w Schwaebisch Hall w Badenii-Wirtembergii.

Wśród różnych samolotów, statków z plastiku znaleźliśmy niemiecki samolot z czasów II wojny światowej. Zabawka była zresztą japońska. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że na pudełku, w który model został zapakowany, sprzedawca pracowicie zamalował na czarno wszystkie, nawet najmniejsze swastyki.

- Sprzedawca postąpił całkowicie słusznie - ocenia Matthias Lempart, niemiecki historyk z Uniwersytetu Vechta. - Swastyka mogłaby się pojawić w akademickim podręczniku do historii, ale nie na zabawce w sklepie, czyli w przestrzeni publicznej. Zamalował ją, by nie złamać ustawy i uniknąć kary.

Prawo zabrania pokazywania nazistowskich symboli także wtedy, gdy krzewienie tej ideologii nie jest celem takiej demonstracji. Jedna ze skrajnie prawicowych partii pokazała na plakacie zdjęcie Himmlera i wypowiedź Hitlera o islamie. Wypowiedź pozytywną. Ale partia miała z tego powodu sprawę w sądzie.

Swastyka w kukurydzy

Twardy zakaz nie tłumi fantazji środowisk skrajnych, które próbują nazistowskie symbole przemycać. W bawarskim Assling prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie swastyki wyciętej w polu kukurydzy. - Symbol miał wymiary 20 na 20 metrów i można go było odczytać tylko z samolotu.

Z drugiej strony, obowiązujące od początku istnienia Republiki Federalnej tabu prowadzi do przeczuleń. W jednym z miasteczek Meklemburgii mieszkanka powiadomiła policję, że kształt i układ brukowej kostki nawiązuje - jej zdaniem - do znaku hakenkreuza.

- Traktowanie w Niemczech symboliki związanej z narodowym socjalizmem ma dwa aspekty - uważa prof. Piotr Madajczyk, niemcoznawca z Instytutu Studiów Politycznych PAN. - Jednym jest celowa pragmatyczna polityka obliczona na absolutne jej wypychanie z otoczenia. Dziennikarka, która jednym zdaniem w telewizji wypowiedziała się pozytywnie na temat prorodzinnej polityki Hitlera, od razu znalazła się na marginesie. Ale powodem takiej tabuizacji jest i to, że w niemieckim społeczeństwie wciąż czai się strach, że ta symbolika może jednak okazać się dla kogoś atrakcyjna.

W Polsce oczywiście także nazizmu propagować nie można, ale praktyka sądowa bywa inna niż u zachodnich sąsiadów. Jakiś czas temu głośno było w mediach o młodym mężczyźnie z Chorzowa, który chodził po mieście w koszulce ze swastyką oraz z czarnym orłem trzymającym w szponach wieniec, także ozdobiony swastyką.

Trzydziestolatek pił z kolegami piwo na ławce, a gdy napoju zabrakło, ruszył do sklepu po alkohol. Nasłuchał się od przechodniów, zwłaszcza starszych. Ale gorzałkę kupił i chyba także wypił, skoro miał we krwi blisko cztery promile. W końcu zatrzymała go policja. Daremnie, bo sąd uznał, że jego zachowanie było naganne, ale nie wychwalał totalitaryzmu i nie nakłaniał do jego popierania, został uniewinniony.

Łatwiej też w Polsce kupić na targu staroci albo w internecie Krzyż Żelazny z okresu II wojny światowej lub odznakę z nazistowską symboliką. Korzystają z tego także kolekcjonerzy z Niemiec.

Bez wiców o Hitlerze

Bernard Gaida, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce, jeździ do Niemiec, także jako biznesmen, bardzo często.

- Nie tylko nie spotkałem się tam z używaniem narodowosocjalistycznych symboli - mówi. - Dobry ton zabrania też opowiadania żartów związanych z drugą wojną światową, osobą Hitlera, tematyką holokaustu itd.

To jest kategorycznie niedopuszczalne w jakimkolwiek niemieckim towarzystwie, z jakim się spotykałem. Gdyby ktoś przyjechał z Polski i - znając bardzo dobrze język niemiecki - próbował takie, w Polsce dość popularne, kawały opowiadać, spotkałby się w najlepszym razie z głuchym milczeniem. Na murach niemieckich miast nie wiedziałem ani jednego hakenkreuza. U nas malują je czasem nawet dzieci i te znaki na murach zostają często na długo, bo traktuje się je jednak dość swobodnie.

Oczywiście wyłączam z całego tego wywodu partie neonazistowskie. Bo te środowiska jako polityczny margines są jednak w Niemczech obecne. Ale nawet one - przy całym radykalizmie poglądów czy retoryki - w życiu publicznym zmuszone są prawa przestrzegać, by się nie narazić na reakcję policji. Nawet jeśli na zamkniętych spotkaniach zachowują się gorzej, co czasem do opinii publicznej przenika

Matthias Lempart zwraca uwagę, że neonaziści najpopularniejsi są w nowych i niezbyt zamożnych niemieckich landach: w Meklemburgii-Pomorzu Przednim oraz w Saksonii, gdzie partia NPD ma ośmiu posłów do landtagu. Powodem jest nie tyle brak denazyfikacji, której w dawnej NRD nie przeprowadzono, ile problemy społeczne i ekonomiczne.

- Myślę, że wśród ich wyborców prawdziwi neonaziści stanowią nie więcej niż 10 procent - szacuje historyk. - Reszta to tzw. elektorat protestu rozczarowany poziomem życia i partiami głównego nurtu.

- Nawet w tych landach, w których neonaziści mają swoich posłów, deputowani ci są świadomie marginalizowani - dodaje prof. Madajczyk. - Zazwyczaj się z nimi nie rozmawia.
Lukas Wasielewski, attache prasowy Ambasady Niemiec w Warszawie, podkreśla, że ze względu na niemiecką przeszłość pod karą zabronione są nie tylko hasła i symbole narodowosocjalistyczne, ale i negowanie holokaustu, istnienia obozów koncentracyjnych itp. Niemiecki Trybunał Konstytucyjny wiele razy orzekał, że te ograniczenia nie są sprzeczne z konstytucyjnymi wolnościami.

- Godność ofiar została uznana za większe dobro - dodaje pan Wasielewski. - Neonaziści są społecznym wyzwaniem, z którym można walczyć, przede wszystkim rozwiązując problemy społeczne tego środowiska. W Niemczech toczy się dyskusja nad delegalizacją NPD.

Dotąd trybunał orzekał, że nie udało się udowodnić, że są partią narodowosocjalistyczną. Część społeczeństwa uważa, że należy podjąć kolejną próbę jej delegalizacji. Inni są zdania, że właśnie ona przysporzy im zwolenników.

Denazyfikacja bonzów

Niemcy zareagowali na incydent na frankfurckim lotnisku krytycznie także dlatego, że - choć nie bez trudności - przeprowadzono tam jednak solidną denazyfikację.

- Miała ona taki skutek, że do niemieckiego życia politycznego po wojnie nie przeniknęli nazistowscy bonzowie - podkreśla Matthias Lempart. - Gdyby świadomość polityczna w 1955 roku była taka jak dziś, przed sąd trafiłyby z pewnością miliony Niemców. Ale i wtedy kilka tysięcy procesów się odbyło, co było dużym wysiłkiem dla niemieckiego aparatu sądowego, a winnych ukarano.

Nie przeprowadzono natomiast denazyfikacji wśród urzędników średniego i niższego szczebla, którzy byli członkami NSDAP. Tu państwo niemieckie postępowało zgodnie z myślą Konrada Adenauera: Jeśli mam wyłącznie brunatną wodę i całą tę wodę wyleję, zostanę w efekcie bez wody.

Stosunek powojennych Niemiec do hitlerowskiej symboliki i retoryki dobrze ilustrują dzieje programowego dzieła wodza, czyli "Mein Kampf". W przeciwieństwie do różnych krajów europejskich, w tym Polski, w Republice Federalnej "Mein Kampf" nie miało ani jednego wydania. Dba o to konsekwentnie Wolne Państwo Bawaria, który jest właścicielem praw autorskich po Hitlerze.

- Tyle tylko, że te prawa w roku 2015, czyli 70 lat po śmierci autora książki, wygasają - zauważa Matthias Lempart. - Od pewnego czasu toczy się więc w Niemczech dyskusja nad przyszłością dzieła. Bawaria zleciła nawet kilka lat temu renomowanemu instytutowi historycznemu w Monachium przygotowanie krytycznego wydania z objaśniającym komentarzem historycznym. Prace były już mocno zaawansowane. Ale w ostatnim czasie władze Bawarii postanowiły jednak zaprzestać finansowania tego projektu i zawiesić plany wydawnicze. Górę wzięło przekonanie, że część czytelników nie przejmie się komentarzem, tylko zachłyśnie przemyśleniami Hitlera. A zatem trzeba szukać kruczków prawnych, by tekst nie mógł się ukazać.

Jak rzecz się skończy, nie wiadomo. Instytut, który włożył w projekt wiele pracy, już zapowiada, że spróbuje wydać tekst samemu. A co ważniejsze, od 2015 roku będzie to mógł zrobić każdy, kto zechce zaryzykować trochę pieniędzy w nadziei że zarobi jeszcze więcej.

Z perspektywy niemieckich i polskich reakcji na zachowanie wrocławskiego europosła Bernard Gaida ocenia jego postawę bardzo krytycznie.

- Wiele fundacji, partnerstw szkolnych, wymian młodzieży, słowem tysiące ludzi zabiega latami o to, by poprawiać relacje polsko-niemieckie i wzajemne postrzeganie się w obu krajach. W ostatnich 20 latach niechęć do Niemców w Polsce obniżyła się znacząco.

Bardzo szkoda, że z powodu nadużycia alkoholu przez jednego posła ten dorobek zostaje zachwiany. A dzieje się tak, gdy ktoś przyjmuje za swoją użytą przez pana Protasiewicza retorykę. Na szczęście nawet na forach internetowych nie dominował ton typu: Niemcy tacy są, jak powiedział Protasiewicz. Internauci namawiali go raczej do powiedzenia: przepraszam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska