Niezwykłe podróże. Tomek Michniewicz jak Indiana Jones
Szacuje się, że z wielkich statków, które z Ameryk, Afryki czy Indii zwoziły do Europy przed wiekami góry złota, drogich kamieni, pereł, srebra i wszelkich kosztowności, do celu nie dotarło 10 procent. Tylko na dwóch szlakach łączących Amerykę Łacińską z Europą mowa jest o 17 tysiącach udokumentowanych rejsów. Do portu z ładunkami nie dotarło więc ok. 1700.
– Połowę tych okrętów wraz z zawartością podobno już odkryto, choć to rzecz niepotwierdzona – opowiada Tomek Michniewicz. – Poszukiwanie skarbu nie jest bowiem nielegalne, ale kiedy się go znajdzie i chce zatrzymać lub sprzedać, to już jest przestępstwo. Wyciąga po niego ręce państwo, na którego terytorium się znajduje statek, czy właściciel ziemi. Albo konkurencja, która nie przebiera w środkach.
Prócz skarbów zatopionych w morzach, są też te ukryte na pustyniach i w skałach. Szukając ich, nie czujesz się jak pirat z Karaibów, tylko jak Indiana Jones.
- Poszukiwanie skarbów jest jak zabawa dorosłych chłopców w to, o czym marzą mali – śmieje się globtroter. – Tyle że bywa naprawdę niebezpiecznie. W tym świecie jest jak w świecie tajnych służb - nie można ufać nikomu. Jeden z moich rozmówców opowiadał o człowieku, któremu lufę do skroni po odnalezieniu skarbu przystawił przyjaciel.
Tomek wspomina też o braciach, którzy pracowali dla MFT. Jeden z nich podczas eksplorowania dna znalazł kilka pereł. Schował je do kieszeni i nikomu nic nie powiedział. Po kilku godzinach podzielił się tym z bratem. A ten wezwał policję.