O tym, co musi korektor

Krzysztof Szymczyk
Krzysztof Szymczyk
Krzysztof Szymczyk
Duże kłopoty miewają użytkownicy polszczyzny nawet z najpospolitszymi wyrazami. Takie na przykład drobiazgi jak frytka, kluska, rodzynka - nie wszyscy wiedzą, że równie dobrze można na nie mówić "po męsku": (ten) frytek, klusek, rodzynek. Natomiast (ten) kafelek nie ma wersji żeńskiej i jeśli ktoś mówi o nim (ta) kafelka, (tych) kafelek - popełnia błąd. Poprawnie: tych kafelków. A także: sweter, a nie swetr. Każdy powinien o tym wiedzieć, a zwłaszcza korektor!

Nie możemy pominąć w dzisiejszym "Monitorze" tematu numer jeden, którym od paru dni żyją tutejsi korektorzy, a także wcale liczne grono Opolan chcących ich wesprzeć w zbożnym dziele doskonalenia językowego naszej gazety. Ogłosiliśmy mianowicie na łamach "NTO", iż redakcja przyjmie do pracy wykwalifikowaną osobę na stanowisko korektora. Ponieważ odebraliśmy już w tej sprawie przeszło dwadzieścia telefonów, a odbierzemy w najbliższym czasie zapewne jeszcze więcej (zgłoszenia przyjmujemy jeszcze przez tydzień), zaś anons - jak to anons - był dość lakoniczny i ubogi w szczegóły, chciałbym i przy tej okazji opowiedzieć nieco o specyfice naszej żmudnej pracy, uprzedzając ewentualne pytania. Mam przy tym nadzieję, iż rzecz zainteresuje wszystkich Czytelników tej rubryki (a nie jedynie tych, którzy liczą na zatrudnienie), jako że zawód korektora jest, proszę Państwa, niezwykle ciekawy, fascynujący i w ogóle najważniejszy na świecie!
Spróbujmy sporządzić charakterystykę idealnego, wymarzonego kandydata na korektora gazety lokalnej. Część najistotniejszych cech podaliśmy w naszym ogłoszeniu, niektóre - choć też niebłahe - się nie zmieściły, a o jeszcze innych prawo zabrania w ogóle pisać. Na przykład o płci delikwenta, któremu się oferuje pracę, o jego kolorze skóry, urodzie, wdzięku itd. Określenie tego rodzaju wymagań groziłoby oskarżeniem pracodawcy o dyskryminację - oświeceni obrońcy praw człowieka podnieśliby natychmiast wielką wrzawę i wnet doprowadzili firmę do ruiny. Ciż sami oświeceni nie dostrzegają wszakże w takim rozumowaniu oczywistej krzywdy i niesprawiedliwości, jaka się przez to dzieje bezpośredniemu szefowi potencjalnego podwładnego. W tej sytuacji to jego poddaje się dyskryminacji i szykanom. Kierownika działu korekty tym sposobem ubezwłasnowolniono, pozbawiono możliwości wyboru osoby optymalnej (pięknej blondyny o dużych niebieskich oczach), a nakaże mu się obcowanie, dajmy na to, z wielkim, strasznym Murzynem - tylko dlatego, że ten wygra konkurs czy coś w tym rodzaju. Niestety, przepisy nie dają mu szansy decydowania o tych jakże ważnych przymiotach osoby, z którą mu przyjdzie spędzać dzień w dzień wiele godzin, a może i długich lat swego niełatwego życia.
Wyczerpawszy kwestię fizyczności kandydata na doskonałego korektora, a raczej pozostawiwszy ją w stanie niedopowiedzianym, przejdźmy do cech intelektualnych tegoż kandydata. Tu już nie ma żartów, liczą się konkretne umiejętności i wiedza. Kto by chciał podjąć tak piękną, atrakcyjną, ale i odpowiedzialną pracę, musi bowiem wygrać konkurs. Będzie on polegał na korygowaniu kilku najeżonych pułapkami tekstów oraz napisaniu krótkiego, lecz supertrudnego dyktanda dla profesjonalistów. Kryteria są jasne: kto wskaże najwięcej błędów, a w dyktandzie popełni ich najmniej - zostanie przyjęty do pracy. Naturalne jest, że największe szanse mają osoby świetnie znające język polski, w tym ortografię, składnię i interpunkcję, jednak nie osiągnie w tej branży sukcesu, kto jest powolny i mało spostrzegawczy. Spostrzegawczość, "nos", wyczulenie na rozmaite gafy i pułapki - oto podstawowe cechy czujnego poprawiacza. Bez tego swoistego talentu nawet najlepszy nauczyciel, ba, profesor filologii nie poradzi sobie ze skorygowaniem gazety. Niżej podpisany zbadał to zjawisko empirycznie na wielu przykładach.
Idealny korektor nie musi dysponować jakąś gigantyczną wiedzą encyklopedyczną. Raczej "krzyżówkową". Nie potrzebuje koniecznie precyzyjnych informacji na temat wyników ostatnich wyborów samorządowych ani rozgrywek Champions League, ale powinien wiedzieć, że nazwisko prezydenta Opola to się pisze przez em, a wicestarosty - przez s w środku, a nie z; że kanclerz Niemiec ma w nazwisku ö (ewentualnie oe), zaś polski premier - podwójne l; powinien dobrze znać nazwy drużyn 1. Bundesligi tudzież innych wybitnych lig europejskich, a nawet NBA i NHL, nie mówiąc o ligach polskich (że np. Prosna to zespół ze Zdziechowic, a nie ze Zdzieszowic); nie musi pamiętać, co skomponował Mendelssohn-Bartholdy, ale musi znać skomplikowaną pisownię jego nazwiska. I tak dalej. Słowem - niezbędne jest wszechstronne oczytanie, ogólna orientacja we wszelkich dziedzinach, zwłaszcza w realiach miasta, regionu, kraju i świata, w gospodarce, geografii, historii, kulturze, literaturze, sztuce, oświacie, sporcie... Tylko tyle.
*
Na koniec odpowiedź na świeże pytanie stałego Czytelnika Kordiana K., do wiadomości wszystkich internautów. Z Uchwały ortograficznej Rady Języka Polskiego przyjętej na IX posiedzeniu plenarnym 5 grudnia 2000 r.: "Tytuły stron internetowych przyjmują postać ortograficzną taką jak tytuły czasopism, co oznacza, że każdy wyraz odmienny wchodzący w ich skład należy pisać wielką literą".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska