Oferty wysokiego ryzyka

Robert Lodziński
Robert Lodziński
Na Opolszczyźnie wśród biur obiecujących pracę w Niemczech działają także nieuczciwe firmy. Na ślad dwóch z nich wpadła także redakcja NTO.

Wraz z nadejściem wiosny dziesiątki firm pośredniczących w załatwianiu pracy zamieszcza swoje anonse w prasie. Zwiększona liczba ogłoszeń jest efektem rozpoczęcia wielu budów na terenie Niemiec. Szczególnie poszukiwani są właśnie fachowcy z branży budowlanej.
W ubiegłym tygodniu Czytelnicy zawiadomili naszą redakcję o działalności opolskiego biura BP Reisen Club. Firma oferuje pracę w Niemczech w październiku i listopadzie, od klientów nie wymaga posiadania niemieckiego paszportu. Jednak już teraz pracownicy biura pobierają od zainteresowanych 300 marek zaliczki. Z oferty skorzystało na razie pięć osób.
Jak ustaliliśmy, firma nie posiada odpowiedniej zgody na działalność, a jej właścicielem jest bezrobotny palacz, który nigdy wcześniej nie pracował za granicą i nie ma kontaktów z niemieckimi pracodawcami. Prawdopodobnie jest on tzw. słupem - czyli osobą, która pod własnym nazwiskiem rejestruje działalność prowadzoną przez kogoś innego.
- Jeżeli firma przed podpisaniem umowy żąda od klienta jakichkolwiek pieniędzy, wówczas należy jak najprędzej zrezygnować z jej usług. Polskie prawo zabrania tego typu praktyk. Pobieranie pieniędzy jest przestępstwem wobec ustawy o przeciwdziałaniu bezrobociu. Na pośrednictwo pracy trzeba mieć także zgodę wydaną przez Prezesa Krajowego Urzędu Pracy - tłumaczy Irena Lebiedzińska, zastępca kierownika Powiatowego Urzędu Pracy w Opolu.
Reporter NTO odwiedził biuro, podając się za osobę poszukującą pracy. Pracownica poinformowała, że firma od dwóch lat pośredniczy w załatwianiu pracy w Niemczech. Nie chciała jednak podać numeru telefonu do swojego szefa. Przedstawiła jedynie dokumenty rejestracyjne biura, w których zawarto jego nazwisko i adres. Nie wiedziała nic o pozwoleniu na działalność, którą powinien wydać prezes KUP. Z dokumentów rejestracyjnych wynikało, że Marian C., zamieszkały w gminie Pawłowiczki, zarejestrował biuro dopiero w tym roku. Potwierdzili to także pracownicy Urzędu Gminy w Pawłowiczkach. Skontaktowaliśmy się telefonicznie z jego żoną. Kobieta zapewniła, że jej mąż nie jest szefem żadnego biura pośrednictwa pracy. - Mąż przez całe życie był palaczem. W styczniu poszedł na bezrobotne, a miesiąc później wyprowadził się z domu. Nie potrafiłby prowadzić żadnej działalności gospodarczej - tłumaczy małżonka.
Zapewniła, że mężczyzna nigdy nie pracował w Niemczech, nie ma niemieckiego pochodzenia i żadnych kontaktów za zachodnią granicą. W sprawie "jego firmy" kontaktowało się z nią już kilku przeczuwających niebezpieczeństwo klientów biura. - Wszystkim mówiłam, że nie mamy z tym nic wspólnego. Boję się jedynie, że będę musiała płacić za to biuro - stwierdziła kobieta.
Kiedy w sobotę zadzwoniliśmy ponownie do biura, telefon odebrał mężczyzna. - Pan Marian C. przebywa obecnie w Niemczech. Nie interesują mnie jego stosunki z żoną i nie wiem, dlaczego nie jest ona wtajemniczona w działalność męża. Pieniądze, które pobieramy, przeznaczone zostaną na opłacenie ubezpieczenia pracowniczego. Nie potrzebujemy zezwolenia prezesa KUP, ponieważ umowy podpisujemy bezpośrednio z niemieckim pracodawcą - stwierdził pracownik firmy.
Innego zdania jest Irena Lebiedzińska. - Jeżeli firma zatrudnia osoby, które nie mają pochodzenia niemieckiego, musi mieć na to zgodę prezesa KUP. Inaczej działa nieprawnie.
- Mąż nie przebywa w Niemczech. Dwa dni temu dzwonił do mnie z Wrocławia i poinformował, że poddał się tam leczeniu.
- Według komisarza Leszka Nowińskiego, naczelnika wydziału przestępczości gospodarczej w komendzie miejskiej policji, działalność opolskiego biura może wzbudzić podejrzenia. - Jeżeli rzeczywiście pobierane są zaliczki, trzeba będzie wszystko sprawdzić i natychmiast zajmiemy się tą sprawą. Zwykle w takich sytuacjach firma zatrudnia pracownicę, która nie wie o niczym. Właściciel znika z pieniędzmi, a na dziewczynę spada niezadowolenie klientów. W tej chwili sprawdzamy już uczciwość innego opolskiego biura. Sygnał waszej redakcji jest już drugim, które otrzymaliśmy w ostatnim czasie - stwierdził naczelnik.
Wczoraj skontaktowała się także z nami mieszkanka Zawady, której mąż przed świętami został oszukany przez inne biuro. - Miał zgłosić się w Berlinie do firmy, która potrzebowała regipsiarzy. Wraz z czterama kolegami zapłacili po 300 marek zaliczki i zostali odwiezieni do Niemiec. Tam przez tydzień czekali bezskutecznie na kontakt z pracodawcą. Z ogromnymi kłopotami dotarli z powrotem do Polski. Właściciel firmy, który załatwiał pracę, wyłączył telefon i nie mamy z nim kontaktu - opowiada pani Gertruda. Jej mąż zaraz po świętach znalazł pracę w Niemczech, lecz skorzystał już z usług firmy, która nie pobierała żadnej zaliczki.
Redakcja również próbowała skontaktować się z nieuczciwą firmą. Głos w automatycznej sekretarce prosił jednak o pozostawienie numeru kontaktowego.
- Tego typu firmy wykorzystują przede wszystkim naiwność ludzką. Ta natomiast nie ma granic. Cały czas trzeba jednak przypominać, że nie wolno płacić za towar, który dopiero ktoś obiecuje - kończy komisarz Nowiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska