Ofiary muszą poczekać

Muszę z przykrością powiedzieć, że to, na czym Zarządowi Województwa szalenie zależało, czyli oddanie hołdu ofiarom łambinowickiego obozu z lat 1945-46, niestety, nie mogło się stać w zaplanowanym terminie. Niestety, te ofiary muszą jeszcze trochę poczekać na właściwy, godny pogrzeb. Stało się tak nie - jak powiedział pan wojewoda - z winy Urzędu Marszałkowskiego. Stało się tak chyba dlatego, że za dobrze chcieliśmy. Aż tak, że nie do końca mogliśmy sprawdzić całą pragmatykę z tym związaną. Tym bardziej, że tej pragmatyki tak naprawdę nie ma, ponieważ jest to pierwsze tego typu miejsce upamiętniające obóz powojenny w Polsce. Uczymy się tej pragmatyki wszyscy, łącznie z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - powiedział marszałek Stanisław Jałowiecki.
Przypomniał on, że określenie cmentarz symboliczny zostało zakwestionowane przez radę dopiero kilkanaście dni temu. Za element "chcenia aż za dobrze" marszałek uznał także chęć strony niemieckiej, by na tablicach umieścić jak najwięcej nazwisk nazwisk ofiar obozu, żeby oddać im cześć.
Marszałkowie zadeklarowali, że zrobią wszystko nie tylko dla jak najszybszego zweryfikowania listy niemieckiej, ale także dla ujednolicenia pisowni nazwisk, zgodnie z księgami metrykalnymi, na liście dr. Nowaka.
Wicemarszałek Ryszard Galla przypomniał, że pierwotnie listy polska i niemiecka miały być połączone, a weryfikacją obu, także w archiwach niemieckich, miał się zajmować dr Edmund Nowak. Przeszkodziła temu, trwająca do dziś, choroba dra Nowaka.
Dziennikarze zostali poinformowani, że do Urzędu Marszałkowskiego nie dotarły do piątku żadne negatywne głosy ze strony rodzin ofiar, choć można się spodziewać, że są one rozczarowane. Wczoraj trwał proces odwoływania zaproszeń na uroczystość.
Od przyszłego tygodnia wznowione zostaną prace zmierzające do weryfikacji listy oraz wyjaśnienia spraw związanych z prawem budowlanym. Otwarcia cmentarza można oczekiwać w ciągu kilku miesięcy.