Ogromny żal zamiast szczęścia

Tadeusz Wyspiański
Miała być wielka radość, pozostało zniechęcenie. Najlepsza polska zawodniczka, Aida Popiołek, nie pojechała do Kanady.

Zawodniczka Opolskiego Międzyszkolnego Klubu Łyżwiarstwa Szybkiego we wspaniałym stylu wygrała rywalizację w short-tracku podczas Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży oraz mistrzostw Polski. Pokonała koalicję zawodniczek Juvenii Białystok i spełniła warunek kwalifikacji na mistrzostwa świata w Montrealu, jaki postawił szef szkolenia PZŁS Jerzy Liebchen.
Radość Aidy i jej trenerki Anny Łukanowej nie trwała jednak długo, bo tylko dwa dni. Po mistrzostwach Polski Liebchen zadzwonił do trenerki, stwierdzając, że Aida ma jeszcze wystartować w Maple Cup w Białymstoku.

- Tłumaczyłam, iż zawodniczka jest przemęczona po dwóch najwyższych rangą zawodach w kraju i powinna odpocząć i wejść w cykl przygotowań do mistrzostw świata - mówi Łukanowa. - Start w zawodach niższej rangi był jej zupełnie niepotrzebny.
Bezpośrednio przed Maple Cup odezwał się również prezes PZŁS Kazimierz Kowalczyk, twierdząc, że opolanka może sobie wybić mistrzostwa świata z głowy, jeśli zabraknie jej w Białymstoku. Argumentem prezesa było to, że... nie był na mistrzostwach Polski i nie widział Aidy w akcji.
- Aida pojechała do Białegostoku, ale była tam niedysponowana, musiała skorzystać nawet z pomocy lekarza - mówi Łukanowa. - Można też było spodziewać się decyzji o niewysłaniu Aidy do Kanady, na czym bardzo zależało dyrektorowi SMS w Białymstoku Januszowi Bielawskiemu, także przewodniczącemu Komisji Short-Tracku PZŁS, którego zawodniczkom Aida ciągle pokazuje plecy w czasie zawodów.

Warto wiedzieć, że Aida Popiołek w ubiegłym roku na mistrzostwach świata juniorek zajęła 15. miejsce, będąc najlepszą z Polek, ale w nagrodę... nie pojechała na mistrzostwa świata tej kategorii. Nie wysłano jej też na tegoroczne mistrzostwa Europy, choć startowały tam dwie jej słabsze koleżanki. Związek argumentował, że nie było pieniędzy, a zawodniczki pojechały na swój koszt.
- Aida w ubiegłym roku została zauważona przez międzynarodową federację - kontynuuje Łukanowa - i otrzymała stypendium w wysokości pięciu tysięcy dolarów. Pieniędzy w klubie nie zobaczyliśmy, a przecież miały pójść na przygotowania i starty w zawodach. Mogła za to też sama sobie sfinansować wyjazd na mistrzostwa świata. Podobnie nasz klub nie dostaje żadnych dotacji ze związku. Aida przygotowywała się do imprez w klubie, a nie na zgrupowaniach kadry, a mimo to ciągle jest lepsza od kadrowiczek, i może to boli białostockich działaczy, którzy czują się zagrożeni, bo mają SMS, a nie mają wyników.

Efekt tego jest taki, że opolska zawodniczka czuje się bardzo pokrzywdzona i nosi się z zamiarem rezygnacji z uprawiania sportu.
- Kilka razy już nas oszukano w związku - mówi Łukanowa. - Solą w oczy działaczy jest to, że w Opolu osiąga się lepsze wyniki niż w szkole mistrzostwa, na którą idą duże pieniądze. Być może przeszkadza im też moja osoba, stojąca poza układami. Tylko jaki jest sens naszej pracy? Czy ja po każdym załamaniu zawodniczki mam jeszcze nadal prawo dawać jej nadzieję na zmiany? Białostocki układ z panem Bielawskim na czele do tego nie dopuszcza. Aida jest w naszym klubie wzorem dla młodszych, którzy widzą przecież, jak traktowana jest najlepsza zawodniczka w Polsce. Co mam powiedzieć tym dzieciom, jak motywować do uprawiania sportu?
W tej sprawie opolska trenerka skierowała oficjalny protest do Urzędu Kultury i Sportu w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska