Opolski syndyk uniewinniony po pięciu latach

Artur  Janowski
Artur Janowski
Na zdjęciu: listopad 2005. Syndyk Wiesław Henzler (z prawej) prowadzony przez policję na rozprawę, na której sąd rozpatrywał wniosek o jego aresztowanie.
Na zdjęciu: listopad 2005. Syndyk Wiesław Henzler (z prawej) prowadzony przez policję na rozprawę, na której sąd rozpatrywał wniosek o jego aresztowanie.
Wiesław Henzler, były opolski syndyk, został oczyszczony z zarzutów łapówkarstwa. Ale wyrok Sądu Rejonowego w Opolu, nawet jak się uprawomocni, nie przywróci mu już dobrego imienia.

Gdy w listopadzie 2005 roku Henzlera zatrzymali w Opolu policjanci, informacja obiegła wszystkie media. Syndyk był wówczas osobą znaną, brał trudne sprawy, jakich nie podejmowali się inni, nie unikał też mediów. Zasłynął m.in. z prowadzenia upadłości gospodarstwa sadowniczego w Grudyni Wielkiej, a także spółki Dobre Domy w Opolu (wspólny interes władz miasta i prywatnych biznesmenów, który zakończył się klapą i aferą ratuszową). To Wiesław Henzler doprowadził do zakończenia budowy 100 mieszkań i przekazania ich właścicielom.

Po zatrzymaniu przez policję do opolskiej prokuratury przywieziono go słynnym bordowym polonezem, którym od czasów afery ratuszowej na przesłuchania trafiali wszyscy podejrzani opolscy notable. Prokuratura chciała, żeby Henzler siedział, ale sąd zgodził się na kaucję. 100 tys. zł wpłaciła rodzina syndyka.

Aresztowanie w świetle kamer, a potem oskarżenie o przyjęcie łapówek, przywłaszczenie pieniędzy oraz składanie fałszywych zeznań złamały karierę Henzlera. Niemal w jednej chwili został przez sąd zawieszony w roli syndyka, musiał też zrzec się funkcji likwidatora Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach. Policja - pod nadzorem prokuratury w Legnicy i Wrocławiu - przez kilka lat prowadziła śledztwa przeciwko prawnikowi. Sprawdzono dokładnie niemal wszystkie upadłości, którymi kierował. Ostatecznie dopiero w 2009 do sądu trafiły dwa akty oskarżenia.

Tymczasem Sąd Rejonowy w Opolu oczyścił Henzlera z wszystkich zarzutów. Uznano, że nie ma dowodów na przyjęcie przez syndyka kilkunastu tysięcy złotych łapówek podczas prowadzenia upadłości Instalu, ani też na przywłaszczenie 100 tysięcy złotych, którego miał się dopuścić podczas kierowania zbankrutowanym gospodarstwem sadowniczym w Grudyni Wielkiej. Upadł również zarzut Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, dotyczący składania fałszywych zeznań.

Gdy dzień przed wigilią w sprawie Henzlera zapadł wyrok uniewinniający - niemal równo pięć lat od daty zatrzymania - nikt się nim nie zainteresował.

Były syndyk - dziś prowadzący w Opolu biuro doradcze - do kontaktów z dziennikarzami niespecjalnie się garnie. - Cała sprawa jest dla mnie bolesna i kosztowała wiele zdrowia mnie oraz moją rodziną. Poza tym jeszcze się nie skończyła - przyznaje Henzler, który po komentarz odesłał nas wczoraj do swojego adwokata Piotra Miedziejko.
- Jak pokazał wyrok, nie znaleziono żadnych dowodów na popełnienie przestępstw, które zarzucano mojemu klientowi w aktach oskarżenia - mówi mecenas Miedziejko. - Spodziewamy się jednak, że prokuratura odwoła się od rozstrzygnięcia Sądu Rejonowego w Opolu. Na razie tyle możemy powiedzieć. Na dłuższy komentarz przyjdzie czas po uprawomocnieniu się wyroku.

W obu prokuraturach nie znaleźliśmy wczoraj nikogo, kto mógłby powiedzieć, czy rzeczywiście wyrok zostanie zaskarżony. Takiej decyzji można się jednak spodziewać, bo prokuratura rzadko odpuszcza, a tym bardziej po śledztwie trwającym kilka lat. Z kolei wśród opolskich syndyków panuje przekonanie, że nawet uprawomocnienie się wyroku nie pozwoli już Henzlerowi wrócić do branży.

- Wyrok da mu pewnie sporo satysfakcji, ale dobrego imienia nie przywróci - ocenia jeden z byłych syndyków, który też był gościem w kilku prokuraturach i kilka lat temu wycofał się z tego typu działalności. - Likwidowanie bankruta jest jak wejście do stajni pełnej końskiego gówna. W takim miejscu ubrudzić się nietrudno, a smród ciągnie się za człowiekiem nawet wtedy, jak się dobrze buty umyje. Dlatego nie sądzę, aby Henzler mógł po pięciu latach wrócić. W sądzie, gdzie przydziela się upadłości, nikt nie będzie chciał ryzykować - puentuje syndyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska