Oskarżeni, nagrodzeni...

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Trzech robotników zginęło w Petrochemii Blachownia półtora roku temu. Mimo to, firma zdobyła Srebrny Laur w konkursie firma Fair Play.
Trzech robotników zginęło w Petrochemii Blachownia półtora roku temu. Mimo to, firma zdobyła Srebrny Laur w konkursie firma Fair Play.
Petrochemia Blachownia przez lata otrzymywała trofea w konkursach bezpieczeństwa. Nawet, gdy zginęli trzej pracownicy firmy.

Ostatnią z nagród, Srebrny Laur w konkursie Firma Fair Play, zakład dostał w grudniu minionego roku. Wcześniej Petrochemia zdobywała jeszcze tytuły: Pracodawcy - Organizatora Bezpiecznej Pracy, Gazela Biznesu, Panteon Polskiej Ekologii czy Firma Bliska Środowisku. Szczyci się także certyfikatem ISO.

Tymczasem sześć osób z kierownictwa obsypanej nagrodami firmy ma poważne zarzuty prokuratorskie. Dotyczą one tragicznego wypadku sprzed półtora roku, kiedy zginęło trzech robotników. Ich ciała znaleziono w zbiorniku z benzolem. Zatruli się cyjanowodorem.
Zapytaliśmy pracowników biura programu Przedsiębiorstwo Fair Play, czy wiedzieli o śmiertelnym wypadku.

- Wiedzieliśmy o tym, że w Petrochemii doszło do tragicznego wypadku, bo zawsze skrupulatnie sprawdzamy firmy biorące udział w naszym konkursie - informuje Paulina Bednarz z działu public relations. - Ale w momencie kiedy wydawaliśmy ostatni certyfikat, nie było jeszcze zarzutów prokuratorskich dla kierownictwa firmy - dodaje.

Przedstawiciele biura zaraz po naszym telefonie zażądali jednak wyjaśnień od Petrochemii Blachownia.
- Audytor rekomendował firmę z zastrzeżeniem, że jeżeli wyjdą na jaw nowe okoliczności w tej sprawie, to nadanie tego tytułu powinno jeszcze raz zostać rozpatrzone - mówi dalej Paulina Bednarz.
Nie chce jednak sprecyzować, co to oznacza.

Kędzierzyńska spółka to jeden z największych pracodawców w mieście. Zatrudnia przeszło sto osób. Przez lata postrzegana była jako jedna z najbardziej solidnych firm w regionie. Dziś jeden z kierowników w firmie ma zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci, grozi mu do pięciu lat więzienia.
- Według naszych ustaleń to on wysłał pracowników do obmurza zbiornika z benzolem, by uruchomić instalację - mówi Henryk Mrozek, szef kędzierzyńsko-kozielskiej prokuratury.

Pozostałej piątce, w której jest m.in. dyrektor techniczny firmy, kierownik wydziału i specjaliści od BHP, postawiono zarzut braku nadzoru nad przestrzeganiem przepisów bezpieczeństwa pracy. Zagrożone jest to karą roku pozbawienia wolności. Zdaniem prokuratora powinni oni byli przewidzieć, że stężenie cyjanowodoru w zbiorniku może zabić pracowników.

Prezes firmy, Jerzy Wiertelorz, nie zgadza się z ustaleniami śledczych. - Nie ma żadnych dowodów na winę naszych pracowników - przekonuje. - Prokurator prowadził śledztwo przez półtora roku. W tym czasie zbudował sobie jakąś koncepcję. Prosił o kolejne opinie, ponieważ nie umiał znaleźć argumentów na uzasadnienie swoich domysłów.

Wiertelorz tłumaczy dalej, że wysiłek jego ludzi szedł w kierunku wyjaśnienia przyczyn tragedii, po to, by uniknąć podobnej w przyszłości. - Wysiłek prokuratora biegł w innym kierunku. Jego nie interesuje bezpieczeństwo naszych pracowników, jego interesuje to, kogo by tu oskarżyć - mówi stanowczo prezes firmy.
Przyznaje, że firma sama nie potrafi ustalić precyzyjnie przyczyn śmierci swoich ludzi. - Próbowaliśmy odtworzyć przebieg wydarzeń, ale nie próbowaliśmy sobie wyobrazić takich historii fabularnych, które sobie wyobraził prokurator - mówi odważnie.

Szefowie firmy są przekonani, że sąd ich uniewinni. Podkreślają, że sprawy bezpieczeństwa pracowników są u nich - co wynika z nagród - traktowane priorytetowo.
Jednak już kilka miesięcy temu wątpliwości wobec tego miał Wiesław Bakalarz, szef Państwowej Inspekcji Pracy na Opolszczyźnie. Wytknął on, że pracownicy, których ciała znaleziono w zbiorniku z benzolem, poruszali się po wypełnionym wodą dnie w... sandałach. Ponadto co najmniej jeden z nich był pod wpływem alkoholu.
- Idąc do pracy, nie mam pewności, czy z niej wrócę - napisał jeden z internautów
na forum poświęconym tamtemu wypadkowi. Podawał się za pracownika firmy. Podobnych wpisów było więcej.

Trzy dni temu, w środę, w Petrochemii doszło do kolejnego wypadku. Nad ranem pracownicy firmy spostrzegli, że z jednego ze zbiorników wycieka kwas siarkowy, i wezwali straż pożarną. Podczas akcji ranny został jeden ze strażaków.
- Chciał nałożyć opaskę, aby zatamować wyciek i kwas prysnął w jego stronę - wyjaśnia starszy aspirant Mirosław Mikulski z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu.

Żrący środek poparzył strażakowi ręce. Został odwieziony do szpitala. Akcja wypompowywania kwasu do zastępczych zbiorników kolejowych trwała 13 godzin. W tym czasie kwas zniszczył część strażackiego sprzętu. Prezes spółki bagatelizował jednak wypadek. - To drobna awaria, a wy już szukacie sensacji - mówił do dziennikarzy Jerzy Wiertelorz.

Reporterzy chcieli zobaczyć tę "drobną awarię", ale szef firmy nie wpuścił ich na jej teren. Jego zdaniem to właśnie media są odpowiedzialne za szum, jaki tworzy się wokół Petrochemii. Sugeruje nawet, że decyzja prokuratura dotycząca postawienia zarzutów kierownikom firmy to efekt publikacji prasowych. Jego zdaniem media już wydały wyrok na firmę i przedstawiają ją jak organizację przestępczą.
Po odczytaniu prokuratorskich zarzutów członkowie kierownictwa firmy stwierdzili, że się z nimi nie zgadzają i odmówili złożenia wyjaśnień.

- Wcześniej te osoby były już przesłuchiwane i nie muszą drugi raz mówić tego samego - komentuje Wiertelorz. Dodaje przy tym, że jego ludzie nie muszą pomagać prokuratorowi w oskarżeniu.
W nagradzanej za bezpieczeństwo pracy Petrochemii od dawna dochodzi do wypadków. W 2003 roku spalił się tam zbiornik z węglowodorami. Winnych nie było. Jako przyczynę pożaru podano zwarcie na jednym z elektrozaworów.

O wzorowej według wielu kapituł firmie najlepszego zdania nie mają także emerytowani inżynierowie z branży chemicznej.
- Petrochemia jest odpowiedzialna za fatalny stan naszego powietrza - uważa inż. Lubomir Horyl, były pracownik Zakładów Azotowych Kędzierzyn.
Raporty dotyczące ochrony środowiska potwierdzają, że w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim przekroczone są stężenia pyłów, benzenu i innych szkodliwych substancji. Inspektorzy od ochrony środowiska nie potrafią jednak wskazać, kto faktycznie za to odpowiada. Dyrektor Petrochemii tłumaczy, że winne są firmy znajdujące się na terenie Holdingu Blachownia, ale kierowane przez niego przedsiębiorstwo do nich nie należy.

W marcu sprawa sześciu oskarżonych pracowników firmy ma trafić do sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska