Patriotyzm czy kiełbasa?

Zbigniew Górniak

W pewnym momencie zwycięskiego pochodu nowej przewodniej siły politycznej w kierunku IV Rzeczypospolitej pojawiło się w publicznym użyciu sformułowanie "genetyczny patriotyzm". Że niby to coś takiego, co się wysysa z mlekiem matki (dotychczas, jak głosiły histerycznie postępowe kręgi, Polacy z mlekiem matki wysysali antysemityzm), coś takiego, co się otrzymuje od ojca - razem z rodzinnym zegarkiem na łańcuszku i łańcuszkiem DNA w genach. Coś jak rodzinny fortepian w salonie, tylko nie tak ciężkie i nieporęczne.
Posiadacze owego daru, zwanego "patriotyzmem genetycznym", mieli być według nowych władców Polski rasą ludzi szlachetniejszych, bardziej wyczulonych na sprawy publiczne, o sumieniach nie zbrukanych Peerelem i całym tym podejrzanym fermentem, jaki po śmierci Peerelu zapanował na kilkanaście lat na polskiej ziemi, aż musieli przyjść bracia i powiedzieć: basta!
Strasznie mnie ciekawi, jak odkrywcy "patriotyzmu genetycznego" wyobrażają sobie nosicieli tej niezwykłej cechy. Wąs a la Putra, czerwone lico, łysinka pyknicza szlachecka? Czy też może końska twarz ascety, staromodne okulary, a pod szyją zalatujący tabletkami na mole fular, zwany przez profanów "apaszką-pederastką"? Co dalej? Rozum w "Naszym Dzienniku", szabla na ścianie, kontusz w szafie, a na koncie pustki?
Zwłaszcza te pustki musiały być obowiązkowe, bo w myśl tego, co powiadano o "patriotach genetycznych", ze względu na swe długotrwałe upośledzenie w PRL, a potem w III RP, nie mieli możliwości się dorobić, a i mocno się tym brzydzili, bo jak tu się dorabiać, kiedy kapitalizm taki brzydki, a wkoło tylko złodziej na aferzyście i agentem pogania.
I wreszcie nadejść miał dzień, w którym "patrioci genetyczni" mogli podnieść śmiało głowy, przerwać dumne milczenie. Nareszcie mieli się już z kim utożsamić w swoim kraju: mieli własną partię, swoje gazety i swoje radio. Zwłaszcza radio...
To głębokie zaczerpnięcie rządzących z przydennych, krystalicznych pokładów narodowej studni wydawało się logiczne. Tyle że tam, przy dnie, wcale nie było czyściej niż na zbełtanej powierzchni. To tylko braciom Kaczyńskim oraz ich piewcom wydawało się, że zagłosowała na nich Polska "genetycznie patriotyczna", że poruszyli jakieś uśpione dotąd bądź tłamszone pokłady polskości, że popiera ich sama czysta szlachetność i poczciwość.
Bo każdy, kto nie ma sklerozy, wie, że to już wszystko było! Co? Ano patriotyczne przebudzenie. Ono nastąpiło, i to w większym wymiarze, w latach 89 i 90. To wtedy właśnie, a nie teraz dopiero, jak chcą tego współcześni propagandyści, miliony Polaków dowiedziały się o okrucieństwie i absurdzie systemu, to wtedy już, a nie teraz dopiero, gazety opisywały zbrodnie służb, afery władzy. To wtedy rozliczano, jeśli jeszcze nie prawnie, to już moralnie na pewno. To wtedy właśnie, na tej fali prawdy, można było odnieść wrażenie, że społeczeństwo nasze składa się z samych patriotów. Tyle że już niebawem, bo w 1993 roku, ci patrioci poszli głosować na komunistów, którzy nie byli jeszcze nawet wtedy "post". Bo im pomachano przed nosem większą kiełbasą. Po prostu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska