Piłka nożna. Fałszywe gwizdki się zdarzają

SXC
Pomyłki sędziów to nieodłączny element futbolu. Takie twarde stanowisko ma światowa federacja piłkarska (FIFA). Chyba jednak, choć bardzo powoli, się łamie.

Wszystko za sprawą dwóch niezwykle kontrowersyjnych sytuacji na trwającym w Republice Południowej Afryki mundialu. Do obu doszło w ostatnią niedzielę. Najpierw urugwajski arbiter Jorge Larrionda nie uznał bramki Anglikom w meczu z Niemcami, a kilka godzin później Włoch Roberto Rosetti uznał gola dla Argentyny, który padł z ewidentnego spalonego w meczu z Meksykiem.

Zespoły Niemiec i Argentyny były znacznie lepsze od rywali, ale nie wiadomo, jak skończyłyby się spotkania, gdyby nie te fatalne pomyłki. Piłka po strzale Anglika Franka Lamparda była co najmniej metr za linią bramkową po odbiciu się od poprzeczki. Gdyby sędzia uznał bramkę, byłoby 2-2 i wcale nie jest powiedziane, że Niemcy rozbiliby ostatecznie wyspiarzy. Argentyńczyk Carlos Tevez strzelił natomiast bramkę na 1-0. Te dwie decyzje miały więc poważny wpływ na dalsze losy spotkań.

Według słów znakomitego angielskiego zawodnika Davida Beckhama, który w RPA z powodu kontuzji nie mógł grać, ale był w sztabie trenerskim, kiedy sędzia Larrionda, zszedłszy na przerwę, zobaczył kontrowersyjną sytuację na powtórce telewizyjnej, powiedział tylko: O mój Boże!

- Wiadomo, że nie na każdym meczu są kamery telewizyjne i niemożliwe jest wprowadzenie jednakowych zasad dla spotkań na mistrzostwach świata i choćby w rozgrywkach juniorów - mówi trener Ruchu Zdzieszowice Andrzej Polak. - Na najważniejszych spotkaniach, gdzie w grę wchodzi duży prestiż i pieniądze, przy kontrowersyjnej sytuacji wydawanie decyzji przez sędziego na podstawie zapisu telewizyjnego jest koniecznością.

FIFA stoi na stanowisku, że pomyłki sędziów są nieodłącznym elementem futbolu. Poza tym na każdym boisku zasady muszą być takie same. Kolejnym argumentem przeciw wprowadzeniu nowinek technicznych jest to, że zabijałoby to ducha gry. Akcje byłyby często przerywane. Futbol straciłby dynamikę, a że jest najpopularniejszą dyscypliną na świecie, nie należy nic zmieniać.

Najbardziej pamiętne pomyłki sędziowskie

(fot. SXC)

Najbardziej pamiętne pomyłki sędziowskie

Stalingrad
Finał mistrzostw świata w 1966 roku. Mecz pomiędzy gospodarzami - Anglią - i RFN-em zakończył się wynikiem 2-2. W 11. min dogrywki gola na 3-2 dla Anglików strzelił Geoff Hurst. Po jego uderzeniu piłka odbiła się od poprzeczki, uderzyła o ziemię i wyszła w pole. Szwajcarski sędzia Gottfried Dienst nie widział dokładnie całej sytuacji, więc skonsultował się z Tofikiem Bachramowem - radzieckim arbitrem liniowym. Ten stwierdził, że piłka była za linią bramkową, więc Dienst mimo wielkich protestów Niemców gola uznał. Kilkanaście lat temu analizy wykonane przez specjalistów od balistyki wykazały, że gol nie mógł paść. Według legendy, zapytany na łożu śmierci Bachramow, czemu tak stwierdził, odpowiedział jednym słowem: "Stalingrad". Ostatecznie Anglicy wygrali 4-2, zdobywając jedyne mistrzostwo świata. W ostatnią niedzielę koło fortuny się obróciło. Anglikom nie uznano prawidłowej bramki w meczu z Niemcami.

Ręka Boga
Anglicy dużej krzywdy doznali w ćwierćfinale mundialu w 1986 roku. Grali wówczas z Argentyną, która w składzie miała geniusza - Diego Maradonę. Przy stanie 0-0 przeskoczył on o głowę wyższego bramkarza Petera Shiltona i zdobył bramkę. Jak się okazało, pomógł sobie ręką, czego nie zauważył sędzia Ali Bennaceur. Maradona nigdy się nie przyznał do oszustwa, tłumacząc, że strzelił gola głową. A ręka? - To była ręka Boga - buńczucznie odpowiedział argentyński idol. Kilkanaście minut później Maradona zdobył drugiego gola, który przeszedł do historii jako jeden z najładniejszych w historii mistrzostw świata, mijając slalomem siedmiu rywali. Bardziej zapamiętana była jednak ta pierwsza bramka. Argentyna w latach 80. miała fatalne stosunki z Wielką Brytanią po wojnie o Falklandy. Kibice w Argentynie twierdzili więc, że "ręka Boga" wymierzyła sprawiedliwość.

Oszukana Irlandia
W listopadzie ubiegłego roku znów rozgorzała dyskusja o konieczności zmian w sposobie sędziowania. Stało się to po tym, jak francuski napastnik Thierry Henry przyjął piłkę ręką w polu karnym Irlandii, a potem zagrał ją do Williama Gallasa, który zdobył gola. Dał on Francji remis 1-1 z Irlandią w barażowym meczu o miejsce na mundialu, co oznaczało awans "trójkolorowych" na imprezę w RPA. Mecz prowadził Szwed Martin Hansson. Henry się przyznał później do zagrania ręką, ale wynik meczu nie został zmieniony. Nie doszło też do powtórki spotkania.

- Takie argumenty są nie do przyjęcia - odpiera trener Polak. - Powtórki telewizyjne wykorzystuje się w hokeju na lodzie, siatkówce czy tenisie i jakoś nie zaburza to rytmu gry. Futbol na najważniejszych imprezach czy prestiżowych spotkaniach pucharowych jest inny niż ten na najniższych szczeblach. Nie można przykładać jednej miary. Na poważnych zawodach lekkoatletycznych czas mierzony jest komputerowo, a na mało prestiżowych - ręcznie.

To nadal jest jednak lekkoatletyka. Tak samo powinno być w piłce. W tych najpoważniejszych rozgrywkach gra staje się coraz szybsza i nie potępiam sędziów, którzy popełniają błędy. Najnormalniej w świecie nie nadążają za błyskawicznie zmieniającymi się sytuacjami.

Do tej pory FIFA kategorycznie odrzucała możliwości zmian, choć do kilku jednak doszło. W ostatnim sezonie mecze w Lidze Europejskiej prowadziło pięciu sędziów. Dwóch stało za liniami końcowymi boiska i reagowało tylko na wydarzenia w polu karnym. Oceniali też, czy piłka w spornych sytuacjach przekraczała linię bramkową.

Od kilku lat trójka sędziowska oraz arbiter techniczny mają między sobą łączność i mogą sobie podpowiadać w trudnych sytuacjach. Taki zestaw ma coraz więcej arbitrów w Polsce, na meczach ekstraklasy to już właściwie norma, nie wspominając już o mundialu. Pomyłki się jednak nadal zdarzają.

- Bo zawody prowadzą ludzie - przypomina były znakomity arbiter, a do niedawna prezes PZPN Michał Listkiewicz. - Każdy się może mylić, więc i sędziowie też. Skoro dajemy prawo do złych zagrań czy kiksów piłkarzom, to musimy się pogodzić z tym, że i arbitrzy mogą się mylić. Rozwiązaniem proponowanym już od kilku lat przez Międzynarodowy Związek Piłkarzy Zawodowych (FIFPro) jest wprowadzenie technologii "goal-line".

Odpowiednie czipy w piłce i w bramce dawałyby sygnał sędziemu, czy piłka przekroczyła linię. W takiej sytuacji gol strzelony przez Lamparda Niemcom musiałby zostać uznany. Prezydent FIFA Szwajcar Sepp Blatter po pomyłkach w ostatnią niedzielę stwierdził, raczej na odczepnego, że FIFA ponownie rozpatrzy udział technologii goal-line. Na to trzeba jednak jeszcze poczekać.

Sekretarz generalny FIFA Jerome Valecke zapowiedział, że na razie nie ma takiej możliwości, a dopiero rozważany jest projekt wprowadzenia sędziów za bramkami podczas następnych mistrzostw świata w 2014 roku w Brazylii. Zmianą przepisów piłkarskich zajmuje się Międzynarodowa Rada Piłkarska (IFAB) i tylko za jej zgodą mogą zostać one wprowadzone.

W marcu tego roku ta niezwykle konserwatywna organizacja głosowała projekt zmian w przepisach - wprowadzenie czipów w piłkach. Projekt jednak przepadł w głosowaniu. Tylko dwóch na ośmiu członków było za zmianami. W skład tej rady wchodzą czterej przedstawiciele FIFA oraz po jednym z czterech federacji, które dały początek futbolowi: angielskiej, walijskiej, irlandzkiej i szkockiej. Gdyby byli wiedzieli, że drużyna z Wysp Brytyjskich zostanie skrzywdzona na mundialu, może głosowaliby inaczej?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska