Podstawą jest wzajemny szacunek. Nikola Grbic zaczyna rządy w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Nikola Grbic to mistrz olimpijski z 2000 roku. Jako trener, 16 lat później wygrał z Serbią Ligę Światową.
Nikola Grbic to mistrz olimpijski z 2000 roku. Jako trener, 16 lat później wygrał z Serbią Ligę Światową. Wiktor Gumiński
- Nie mogę się nadmiernie spoufalać ze swoimi podopiecznymi, ponieważ może to rodzić niesnaski - mówi Nikola Grbic, szkoleniowiec Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Były znakomity serbski rozgrywający opowiada nam szerzej o zasadach, jakimi kieruje się w pracy trenerskiej.

Ostatnia niedziela września, kiedy Serbia została mistrzem Europy, była dla pana zwyczajnym dniem?

Był to dla mnie naprawdę trudny dzień pod kątem emocjonalnym. Jeszcze w pierwszej połowie sierpnia przebywałem razem z chłopakami, a wcześniej przez trzy miesiące szykowaliśmy się do tego, by jak najlepiej zaprezentować się w mistrzostwach Europy. Po nieudanych kwalifikacjach olimpijskich w Bari przyszedł jednak nowy trener, odbył z drużyną 15 treningów i wydawało się, że wszystko działa w niej perfekcyjnie. Trudno było mi to oglądać, ponieważ zadawałem sobie mnóstwo pytań. Teraz jednak nic już nie zmienię. Od blisko miesiąca jestem już w Kędzierzynie-Koźlu i skupiam się na tym, by wykonywać jak najlepszą pracę w Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

A nie czuje pan, że mistrzostwo Europy dla Serbii to był również pański sukces?

Wiele osób mi mówiło, że to osiągnięcie jest w dużej mierze właśnie moją zasługą. Osobiście czuję, że pozostawiłem naprawdę dobrze przygotowany zespół. Kiedy Slobodan Kovac przejął po mnie reprezentację, bazę miał zrobioną. Po mistrzostwach Europy uważany jest za cudotwórcę, ale gdyby coś nie wyszło, mógłby śmiało powiedzieć: ”co mogłem zrobić w 15 dni?”. Zespół dokonał jednak wspaniałej rzeczy i bez dwóch zdań zasłużył na słowa uznania. A ja się cieszę z tego, że przez cztery lata pod moją wodzą serbska reprezentacja również zanotowała parę sporych osiągnięć.

Za panem generalnie niełatwe pół roku. Obok zakończenia współpracy z Calzedonią Werona i reprezentacją Serbii, na miesiąc przed startem sezonu stracił pan jednego z liderów - Sama Deroo.

To się niestety zdarza. Już po raz czwarty w swojej trenerskiej karierze będę musiał się z taką sytuacją zmierzyć. Kiedy prowadziłem Sir Safety Perugię, próbowaliśmy na fazę play-off pozyskać Amerykanina Matthew Andersona z Zenitu Kazań. Już zapłaciliśmy za transfer, wszystko było dogadane. Miał on przyjechać dwa dni po finałowym turnieju Ligi Mistrzów, ale w jego trakcie doznał drobnej kontuzji pleców. Odpadliśmy w półfinale, co kosztowało mnie utratę kontraktu na kolejny sezon. Podczas mojego pierwszego roku w Calzedonii, nasz wiodący atakujący Mitar Djuric stracił niemal cały sezon z powodu kłopotów zdrowotnych. Rok później było podobnie w przypadku Thomasa Jaeschke. Teraz odejście Sama Deroo również nie nastąpiło w korzystnym momencie, bo wszyscy najlepsi przyjmujący z inklinacjami ofensywnymi są już zakontraktowani. Mimo wszystko będziemy próbowali walczyć z najlepszymi. W minionym sezonie zespół pokazał w turnieju finałowym Pucharu Polski, że potrafi sięgać po trofea również bez Deroo.

Jako były wybitny rozgrywający, teraz będzie pan prowadzić jednego z najlepszych obecnie graczy na tej pozycji - Francuza Benjamina Toniuttiego. Jak pracować z tak wielką osobowością?

Nie ma wielu rzeczy, których taki zawodnik jak Ben może się jeszcze nauczyć lub elementów, w których ma duży margines na poprawę. Mając w zespole tak uznanych graczy jak on, przede wszystkim trzeba zadbać o dobrą komunikację z nimi, wypracować wspólny cel i taki sam stosunek do określonych wartości. Nie tylko Ben, ale także Paweł Zatorski czy Łukasz Wiśniewski nie są bowiem zawodnikami, którym trzeba mówić, co powinni robić. Mają oni na tyle dużo doświadczenia, że czasami po prostu lepiej dać im na boisku wolną rękę bądź pozwolić powiedzieć, jakie według nich będzie najlepsze rozwiązanie dla drużyny. Moją rolą jako trenera będzie tylko dawanie im ewentualnych wskazówek, które mogą im pomóc wykonać daną rzecz w jak najlepszy sposób.

Lubi pan szybko podejmować decyzje. Dotyczy to tylko spraw związanych ze sportem, czy także tych z życia codziennego?

Praca, którą wykonuję, czasami po prostu nie pozwala czekać. Wymaga szybkich, wręcz natychmiastowych decyzji i kierowania się intuicją. Gra jest tak szybka, że nie zawsze w trakcie meczu mam czas przyjrzeć się statystykom bądź szybko przeanalizować coś na wideo. W siatkówce jestem już od ponad 20 lat, dzięki czemu w głowie mam cały czas sporo informacji. Kiedy więc nachodzi mnie konkretne rozwiązanie, staram się za dużo nie myśleć, tylko je wypróbować. Jeżeli ono nie zadziała, próbuję następnego i tak w kółko, bo czasami przeczucie bywa zawodne. Jeżeli chodzi natomiast o życie codzienne, przed podjęciem w nim wiążącej decyzji lubię ją jednak najpierw przemyśleć i wysłuchać opinii osób, którym najmocniej ufam.

Jakub Bednaruk, obecny trener MKS-u Będzin, a w przeszłości pański kolega z Trentino Volley, powiedział: „Nikola jest bardzo wymagający, ale najwięcej wymaga od siebie”. Miał rację?

Absolutnie tak. Nie mógłbym wymagać od kogoś, gdybym najpierw samemu nie dawał przykładu i nie był należycie skupiony na swoich obowiązkach. To robiłem już jako zawodnik. Wtedy było to nawet bardziej widoczne, ponieważ w roli trenera mogę robić dużo rzeczy poza zajęciami, o których zawodnicy nie wiedzą, np. analizy wideo. Kiedy jednak jesteśmy w trakcie treningów, wszyscy już widzą, co robię. Jeżeli więc nie będę sumiennie przykładał się do pracy, to oni zaczną się zastanawiać, dlaczego w takim razie od nich tak dużo wymagam.

Nadal nie pokazuje pan osobiście siatkarzom konkretnych zagrań?

Znam kilka przykładów trenerów, którzy tak czynili i byli źli na zawodników, kiedy ci nie potrafili czegoś wykonać w konkretny sposób. Mi takie zachowanie się nie podoba, bo jest równoznaczne z wywyższaniem się. Nie tak powinny wyglądać relacje trenera z siatkarzami. Moim zadaniem jest rozpoznanie mankamentów u każdego z graczy i dążenie do tego, by rozwinął się na najwyższy możliwy poziom. Gdy pracujemy nad konkretnym zagraniem, oczywiście udzielam zawodnikom technicznych wskazówek, ale nigdy nie mówię „zrób to tak jak ja”.

A jako perfekcjoniście, nie było panu na początku trenerskiej drogi trudno zrozumieć, jak niektórzy mogą popełniać poszczególne błędy?

Rzeczywiście, jako trener musiałem nauczyć się żyć z ograniczeniami poszczególnych siatkarzy. Od siebie samego jako zawodnika próbowałem zaprzestać wymagania perfekcjonizmu dopiero cztery lub pięć lat przed końcem kariery. Kiedy byłem młodszy, właściwie po każdym meczu samemu się biczowałem. Szczególnie mocno, gdy mój zespół przegrał, ale również i po naprawdę udanych spotkaniach. Zawsze uważałem, że mogłem coś zrobić lepiej i to pozwalało mi cały czas iść do przodu. Perfekcjonizm nie jest wrogiem, dopóki nie stanie się źródłem ciągłego braku satysfakcji. Z czasem nauczyłem się dawać samemu sobie nieco wytchnienia, co pomogło mi też na drodze trenerskiej. Oczywiście, lepiej jest mieć w drużynie indywidualności, które potrafią rozstrzygnąć mecz w pojedynkę, ale żadna ekipa nie składa się tylko z takich postaci. Nie każdy będzie zawodnikiem klasy światowej, a trzeba dbać o rozwój wszystkich jednostek.

Preferuje pan relacje z zawodnikami na zasadzie trener - podwładny. Poza boiskiem nie będzie zatem miejsca na przyjacielskie rozmowy?

Jako że Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle będzie grać też w europejskich pucharach, to w trakcie sezonu niemal bez przerwy będziemy razem - na śniadaniu, na obiedzie, w podróży. Każdy z nas musi znać jednak swoją rolę. Płyniemy na tej samej łodzi, mamy wspólny cel i przeciwnika. Ale kiedy trener idzie na siłownię pracować razem z drużyną i zarazem rozmawiać z siatkarzami, to zazwyczaj schodzi się wtedy na sprawy pozasportowe. Tym samym błyskawicznie zmienia się typ relacji, co może stwarzać niesnaski podczas treningu, kiedy pojawią się już ścisłe wymagania względem graczy. Musimy mieć do siebie maksymalny szacunek, ale jako szkoleniowiec nie mogę się nadmiernie spoufalać ze swoimi podopiecznymi.

Pracuje pan już z pokoleniem siatkarzy, które znacznie częściej niż pańskie używa urządzeń mobilnych. Zapanowanie nad tym zjawiskiem to duże wyzwanie?

Tak łatwy dostęp do urządzeń mobilnych może stać się nie tylko problemem, ale nawet prowadzić do destrukcji drużyny. Dlatego bardzo ważne jest wyznaczenie pewnych zasad. Kiedy przebywamy razem, czy to podczas posiłku, czy w szatni przed meczem, nie ma absolutnie żadnej konieczności używania telefonu. Wszyscy twoi najbliżsi wiedzą wtedy, gdzie jesteś. Oczywiście, wyjątek stanowi np. sytuacja, kiedy żona jest w ciąży i ma niedługo rodzić. Wówczas wszystkie ograniczenia schodzą na dalszy plan, ale jeżeli za chwilę jest mecz, a zawodnik tuż przed jego rozpoczęciem przegląda komentarze na Instagramie, to wpływa na zespół destrukcyjnie. A już widywałem sytuacje, gdzie w gronie kilkunastu osób każdy był zapatrzony w telefon i nikt z nikim nie rozmawiał. Z drugiej strony, nie można też jednak przesadnie w to ingerować. Po prostu żyjemy w takich czasach, że bez telefonów nie sposób wyobrazić sobie dzisiejszego świata i trzeba to również umieć
zaakceptować.

W poprzednim sezonie w Weronie miał pan wprowadzić zespół do najlepszej czwórki. W Grupie Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle cele są kolejne trofea. Zatem przed panem teraz trudniejsze wyzwanie niż to ostatnie we Włoszech?

Drużyna z Werony nigdy nie była w najlepszej czwórce Serie A. Pod moją wodzą też się do niej nie dostała, ale dwukrotnie niewiele zabrakło do realizacji tego celu. Trafiając do Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, zdawałem sobie sprawę, że tutaj nacisk kładziony jest na zdobywanie trofeów. Nie zadeklaruję jednak otwarcie, że sięgniemy po mistrzostwo Polski, tym bardziej, że zostaliśmy bez jednego z najlepszych graczy w ostatnim czteroleciu. Ktokolwiek jednak zastąpi Sama Deroo, powinien również dać zespołowi na tyle dużo jakości, że będziemy w stanie godnie rywalizować z najlepszymi. Dysponujemy kadrą, która pozwala nam myśleć o tym, by z powodzeniem walczyć o najwyższe cele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska