Powrót facetów po przejściach

Justyna Janus [email protected]
2001 rok. 40. urodziny Kapłona i wielki muzyczny jubel w opolskim SCK-u. Od lewej: Piekarczyk, Niekrasz, Nowak.
2001 rok. 40. urodziny Kapłona i wielki muzyczny jubel w opolskim SCK-u. Od lewej: Piekarczyk, Niekrasz, Nowak.
Pod koniec marca ukaże się nowa płyta najbardziej kultowej grupy heavymetalowej w kraju.

Wracają dla fanów

Wracają dla fanów

- Dlaczego zespoły, które powstały ponad dwadzieścia lat temu decydują się na wielki powrót?

Odpowiada Marek Sierocki:
- O to najlepiej zapytać samych muzyków. Mogą być różne powody, dla których grupy decydują się na comeback: pieniądze, sława, tęsknota za sceną. Myślę, że nie zawsze się to udaje. Są jednak tacy, którym ta sztuka wyszła całkiem nieźle. Fenomenalnym na to przykładem jest grupa The Eagles. Zeszli się. Zagrali jedną, drugą, trzecią trasę koncertową i są fantastyczni. Powrót po latach może być ukłonem w stronę fanów, którzy dwadzieścia lat temu chodzili na koncerty grupy. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak sentyment do muzyki i może właśnie o to chodzi w comeback-ach.

Długie włosy, czarna koszulka, chińskie trampki, dżinsy z dziurami na kolanie i wojskowy plecak z emblematami TSA. Tak ponad dwadzieścia lat temu wyglądał typowy fan pierwszej polskiej grupy, która odważyła się sięgnąć po ostre brzmienia heavy metalu. TSA wywodzi się z Opola. Dzisiaj na ich koncerty przychodzą zarówno piętnastolatkowie z czerwonymi włosami jak i menedżerowie ze skórzanymi teczkami.
- Na jeden z naszych ostatnich koncertów przyszedł dziennikarz w garniturze, krawacie i z laptopem. Potem widziałem jak wywijał pod sceną, aż mu spadły okulary. Nie lubię określenia fan, wolę "przyjaciel muzyki". Słuchają nas te same osoby, które lubią Metallicę, AC/DC i Złe Psy - mówi Andrzej Nowak, muzyk, dzięki któremu wszystko się zaczęło.

Dworek nocnych dźwięków
A zaczęło się w Opolu. Była druga połowa lat siedemdziesiątych. Marek Kapłon (późniejszy pierwszy perkusista TSA) trafił do Młodzieżowego Domu Kultury, do pracowni muzycznej prowadzonej przez Czesława Buchwalda. Tam na korytarzach mijał się z Stefanem Machelem (gitara) i Andrzejem Nowakiem (gitara). Przyszły lider TSA wtedy jeszcze nie grał na gitarze, lecz na organach. Wszyscy patrzyli na niego jak na półboga, bo nosił włosy za łopatki, a na koncertach w hali "Gwardii" (Test, Dump, Lokomotiv GT, Omega) z nim właśnie ormowcy mieli najwięcej kłopotów - tak wywijał i skakał w tłumie.
- Nie od razu zaczęliśmy grać razem. Oni już coś potrafili, a ja dopiero się uczyłem. Chodziłem tam i ich podglądałem - wspomina Marek Kapłon.
Tajne Stowarzyszenie Abstynentów (wtajemniczeni twierdzą, że skrót jest ironią na opak) zawiązało się w 1980 roku z inicjatywy Andrzeja Nowaka i basisty Tomasza Zatwarnickiego. Potem do grupy dołączył basista Janusz Niekrasz, który przyprowadził perkusistę Marka Kapłona.
- Zakład produkcyjny "Opolanka" oddał nam do dyspozycji budynek socjalny, tak zwany dworek - wspomina Marek Kapłon. - Przez dłuższy czas mogliśmy tam grać nawet w nocy i nikt nas nie uciszał.
Pierwszymi słuchaczami TSA były więc kucharki ze stołówki w klubie "Dworek" w Szczepanowicach. To właśnie tam muzyka TSA nabrała niepowtarzalnego brzmienia. Młodzi metalowcy zafascynowani byli tym co robi AC/DC, słuchali Claptona, uczyli się podstaw blusa i rocka. Wykorzystywali gitary w prosty sposób podłączone do wzmacniaczy. To właśnie wzmacniacze "Marshalla", z których wydobywało się 99 procent mocy, dały ten jedyny niepowtarzalny efekt ostrości i metaliczności dźwięku.
- Sami to odkryliśmy - mówi Andrzej Nowak. - Oczywiście nie byliśmy pierwsi, którzy tak grali. Marshalle zauważyłem na koncercie Breakautów. Ich gitary niesamowicie brzmiały. Nie używali żadnych przeszkadzajek. Tylko Marshalle, kabel, granie i nie potrzeba nic więcej.
Granie w "Dworku" bardzo często kończyło się dopiero nad ranem.
- Kiedyś Kasa Chorych ze Skibą była na koncercie w Głogówku. W drodze powrotnej wstąpili do nas na próbę. Jammowaliśmy wspólnie do białego świtu - wspomina perkusista.
Jarocin wzięty
TSA wpasował się w pustkę na polskim rynku. Żaden z istniejących wtedy zespołów rockowych nie grał tak ostro, nikt nie miał tak szokującego sposobu bycia. Andrzej Nowak, Janusz Niekrasz, Marek Kapłon, Stefan Machel i Marek Piekarczyk (wokal) - najsłynniejszy skład zespołu - szokowali ówczesną "inteligencję" długimi włosami, nagimi torsami i drapieżnym zachowaniem scenicznym. Pierwszy koncert TSA zagrało w opolskiej "Bursie", drugi w Kędzierzynie.
Przyszłe gwiazdy polskiej sceny rockowej wzięły udział w XI Muzycznej Jesieni Grodkowskiej, gdzie zajęły III miejsce. Nagrodą było zaproszenie do studia nagraniowego Rozgłośni Opolskiej Polskiego Radia. W trakcie czterogodzinnej sesji nagrali sześć utworów "na żywo". Raz czy dwa nagranie wyemitowało opolskie radio.
- Nie było mnie wtedy w zespole. Mam jednak wrażenie, że tak do końca to chyba nie wiedziano co z nami zrobić. TSA nie pasowało do żadnej szuflady - mówi Kapłon.
Młodzi ludzie, którym przejadły się cukierkowe kawałki i słodkie do obrzydliwości gwiazdy muzyki lansowane w telewizji, pokochali ich od pierwszego wejrzenia. Było to w czerwcu 1981 roku. TSA skasowało konkurencję i zagrało pierwsze skrzypce na prestiżowym rock-festiwalu w Jarocinie. Pojechali tam jeszcze bez Marka Piekarczyka, który dołączył do zespołu zaraz potem.
- To był duży sukces, ale wtedy nie mieliśmy czasu o tym myśleć - mówi Marek Kapłon. - Jechaliśmy w kolejną trasę. Poza tym nie byliśmy nastolatkami i w jakimś stopniu panowaliśmy nad tym, co się wokół nas dzieje.
A działo się wiele. Rok 1981 był początkiem pasma sukcesów. Do końca roku 1981 TSA zagrało m.in. na POP Session w Sopocie, Rock Jamboree w Warszawie, Rockowisku w Łodzi, a także na wrocławskiej imprezie "Rock na wyspie". Ponadto czterdzieści koncertów w całej Polsce i dwie sesje nagraniowe dla Tonpressu. Rok 1982 to 150 koncertów oraz dwie płyty długogrające. Wiosną w czasie trasy zarejestrowano koncert w krakowskim Teatrze STU. Z nagrań tych zremiksowano materiał na słynną płytę "TSA LIVE", sprzedaną w 200 tys. egzemplarzy. Byli stale obecni na radiowych listach przebojów.

Rdza na metalu
Muzycy przebywali ze sobą 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Grali po dwa koncerty dziennie. Jeździli na trzytygodniowe trasy. Stefan Machel próbował studiować, ale nic z tego nie wyszło - zabrakło czasu. TSA było jak dobrze naoliwiona metalowa machina. Nie śpiewali (jak większość zespołów metalowych) o piwie i szybkich dziewczynach. Poruszali ważne dla młodych ludzi tematy. "Wychowały cię mass media, nie wysilał się twój mózg..." - śpiewali na swoim debiutanckim singlu. Mieli liczną grupę fanów.
- Nasi fani stanowili zamkniętą pakę - mówi w 1997 roku Marek Piekarczyk - Każdy musiał przejść swoisty test. Polegało to na tym, że trzeba było znać ideę powstania ballady "51", znać na pamięć jej tekst ("Idąc cmentarną aleją, szukam ciebie, mój przyjacielu..."). Następnie wymienić wszystkie piosenki wydane na singlach (...). Ukoronowaniem wysiłków był łyk wina i sztach sportem.
Dzisiaj Marek Piekarczyk nie wierzy w to, że coś takiego wyszło od niego.
- Nie byliśmy jakąś mafią. Każdy mógł przyjść na nasz koncert i uczestniczyć w tym, co robimy. Nie wiem, skąd wziął się ten tekst - śmieje się wokalista.
Jesienią 1983 roku po nagraniu płyty "Heavy Metal World" z zespołu odchodzi dwóch muzyków. Perkusista Marek Kapłon instaluje się w Bandzie i Wandzie, a Andrzej Nowak u boku Martyny Jakubowicz.
- Byliśmy chyba sobą zmęczeni. Potrzebowałem odmiany i odpoczynku - wspomina dzisiaj tamten okres Marek Kapłon.
Niechętnie wraca do tego również Andrzej Nowak.
- Założyłem ten zespół i w każdej chwili wolno mi było odejść. To tak jak w przypadku samca i samicy, nie można niczego trzymać na siłę.
Tym samym zaczął się dość dziwny okres w historii TSA: odejścia - powroty - odejścia - powroty... itd. Muzycy grali dalej bez Kapłona (zastąpił go Zbigniew Kraszewski) i Nowaka (za niego grał Antoni Degutis). TSA nadal było na topie. Pojawiało się na scenach polskich, niemieckich, belgijskich, holenderskich i francuskich. Andrzej Nowak wrócił do zespołu w 1986 roku. Zespół przygotowuje muzykę do polskiej wersji sławnej rock-opery "Jesus Christ Superstar". Rock-opera odnosi sukces, a zespół gra bez większych wewnętrznych konfliktów przez najbliższe trzy lata. W 1989 roku "trzaskając drzwiami" odchodzi Marek Piekarczyk - TSA traci wokalistę.
Dalsze losy zespołu zależą od tego, kto je opowiada. Jedni twierdzą, że od 1988 roku TSA przestało istnieć, inni, że grało nadal, ale w innym składzie. W 1990 roku w trakcie opolskiego festiwalu na deskach amfiteatru pojawia się TSA bez Nowaka i Piekarczyka. W odpowiedzi Piekarczyk i Nowak jadą z nowym TSA do Jarocina. W tej sytuacja grupa Machela i Niekrasza zmienia nazwę na TSA-Evolution.
- To nieprawda, że TSA nie było - mówi Nowak. - Tylko w USA TSA zagrało od 20 do 30 koncertów w różnych miastach. Z nowym składem nagraliśmy trzy płyty. Tego nie można nie zauważyć.
Nowak przywiózł ze Stanów amerykański skład TSA, w tym Pawła Jastrzębskiego-Mąciwodę, ps. Baby, który dzisiaj gra ze Scorpionsami.
Od 1992 roku muzycy oryginalnego składu spotykali się częściej na sali sądowej niż na scenie koncertowej. Zaczęło się od Nowaka, który ramię w ramię z Markiem Piekarczykiem idą do sądu i walczą o prawa do nazwy. Siedem lat później podobny pozew składa Janusz Niekrasz, Stefan Machel i Marek Kapłon. Domagają się od Piekarczyka i Nowaka (którzy właśnie wrócili ze Stanów Zjednoczonych i dali kilka koncertów pod szyldem TSA) zaprzestania działalności artystycznej pod nazwą TSA.
- Nie chodziło nam o wygranie sprawy. Kiedy się wygrywa w sądzie, to zawsze pojawia się druga strona, która zostaje uznana winną. Nam chodziło o ugodę. Chcieliśmy znowu grać razem, pod jednym szyldem - wspomina Marek Kapłon. W 2000 roku ugoda zostaje podpisana, w czym duży udział mieli mecenasi Witold i Kazimierz Meissner, prywatnie wielbiciele muzyki TSA.
- Potem poszliśmy na piwo i pierwsze lody zostały przełamane - mówi Kapłon.

Urodziny na dobry początek
- W tej chwili to ja sam już nie wiem, czemu łaziliśmy po tych sądach - mówi Marek Piekarczyk. - Kiedy do tego wracamy w rozmowach, to nikt już nie pamięta powodów kłótni. To chyba jak w dobrym małżeństwie. Ludzie się kochają, schodzą i rozchodzą, a życie toczy się dalej.
Pierwsza okazja do wspólnego granie pojawiła się w maju 2001 roku. Zbliżały się 40. urodziny Marka Kapłona. - Z pomysłem organizacji niewielkiego przyjęcia podzieliłem się z Jackiem Lechowskim - wspomina Marek. - Jackowi spodobał się pomysł, choć miał zastrzeżenia co do rozmachu imprezy. Wziął sprawy w swoje ręce i to, co udało mu się zrobić, całkowicie przeszło moje oczekiwania. To było takie opolskie pospolite ruszenie.
W organizację urodzinowej imprezy zaangażowało się wielu ludzi. Marek Lachowicz bezpłatnie udostępnił nagłośnienie, Ryszard Zydek ustawił zawodowe oświetlenie. Browar Namysłów zapewnił piwo, drukarnia ARG wydrukowała plakaty, które pojawiły się w całym Opolu. Urodziny zmieniły się w koncert rockowy, który poruszył murami studenckiego "Kotła". Na scenie wystąpili: Bluss Power, Złe Psy oraz Anika i Guitar Workshop Leszka Cichońskiego. Na koniec, bez żadnego przygotowania i zapowiedzi, gitary w ręce wzięli dawni przyjaciele z TSA. Zagrali jak kiedyś, a publiczność szalała.
- To był znak, że nadal możemy grać razem. Każdy z nas tego chciał - mówi Marek Kapłon.
Od tamtej pory TSA koncertuje w całej Polsce. Od dwóch lat trwają przygotowania do wydania nowej płyty. Płyta ukaże się na przełomie marca i kwietnia, a jej roboczy tytuł to "Proceder". Słowa wszystkich utworów napisał Marek Piekarczyk. W tej chwili muzycy zajęci są nagraniami.
- To są zupełnie nowe piosenki. U nas jest tak, że najpierw powstaje muzyka, a potem słowa, więc musiałem się dostosować do tego, co stworzyli koledzy. Ta płyta to nie wszystko, mam już piosenki na kolejną. Jesteśmy jak małżeństwo, ale na szczęście nie bezpłodne - mówi Marek Piekarczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska