Pracownicy pomocy socjalnej wymagają ochrony

123RF
Agresja i wyzwiska to dla pań z MOPR-u codzienność.
Agresja i wyzwiska to dla pań z MOPR-u codzienność. 123RF
Petent przychodzący do "opieki" nie prosi, ale żąda. Ma dostać pieniądze natychmiast, bo jak nie, robi awanturę, przeklina i grozi. Jeszcze pewniej czuje się u siebie, gdzie urzędnik musi go regularnie odwiedzać .

Grudniowy dramat w Ośrodku Pomocy Społecznej w Makowie, który podpalił rozjuszony mężczyzna, bo mu odmówiono miejsca w domu dla starych ludzi, zwrócił uwagę, w jakich warunkach pracują urzędnicy i pracownice socjalne "opieki".

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zapowiedziało nawet wprowadzenie nowych przepisów, które uczyniłyby tę pracę bardziej bezpieczną, ale nie bardzo wiadomo, co należałoby zrobić, aby tak się stało. Na to nie mają pomysłu nawet kobiety, których to bezpośrednio dotyczy.

- Ze statystyk wynika, że 80 procent naszych stałych klientów ma różnego typu dysfunkcje - mówi Małgorzata Kozak, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. Są wśród nich alkoholicy, chorzy i psychicznie niezrównoważeni, ludzie z różnymi dewiacjami, byli więźniowie, którym należy pomóc w zorganizowaniu życia na wolności. Prócz tego są osoby sfrustrowane, bo nie poradziły sobie z rzeczywistością po transformacji - od lat bezrobotne i bezdomne, a także takie, które przeżywają świeże tragedie związane z niemożnościa znalezienia pracy i wyrokiem eksmisji z zadłużonego mieszkania.

Kolejną grupę stanowią ludzie poważnie chorzy - nosiciele wirusa HIV, bezdomni cukrzycy, którzy rozwijają zakrwawione bandaże z cukrzycowej stopy, bezdomni z otwartą gruźlicą, nie leczonymi chorobami skórnymi i świerzbem, który "przyczepił się" z brudu. Oczekują pieniędzy na wykupienie leków lub na jedzenie. Nie znoszą, gdy urzędniczka mówi, że muszą donieść jakieś zaświadczenie. Nie chcą zaakceptować obowiązujących procedur, stają się agresywni i niebezpieczni.
Choć zdarzyło się to przed laty, wszyscy w opolskim MOPR pamiętają kobietę, która z powodu odmowy pomocy wpadła w furię. Zrzuciła z biurka komputer, a potem wybiegła na ulicę. Złorzecząc, zatrzymała ruch i całą złość wyładowała na kierowcach. W tej furii doznała nadludzkiej siły i gołymi rękami wyrwała z samochodu zderzak.

Do dziś pamięta się też mężczyznę, nosiciela HIV, który doniósł do biura specyficzny załącznik do dokumentów, które miał przedstawić. Była to strzykawka pełna krwi. Zapewniał, że to jego krew i nie zawaha się jej użyć, jeśli urzędniczka nie przychyli się do jego prośby...

Zwyczajnych awantur z wyzwiskami i przekleństwami panie z MOPR-u nawet nie wymieniają. To codzienność, do której trzeba się przyzwyczaić. Wśród tych, które na długo pozostają w pamięci, są m.in. wizyty niezrównoważonych psychicznie bezdomnych klientów z innych gmin. Przyjeżdżają "na gościnne występy" do stolicy województwa i żądają pieniędzy na bilet do siebie. Jeden z nich (najpierw był w więzieniu, potem w szpitalu psychiatrycznym) pojawia się tu mniej więcej co kwartał. Od razu szoruje do gabinatu szefowej i bezceremonialnie dyktuje: - Gośka, tylko nie dawaj mi 50 zł. Ma być 70!

Jeden ze stałych podopiecznych, zanim dotrze do MOPR-u, przysyła w kopercie forpocztę- brudną, zakrwawiona szmatę - znak, że stopa cukrzycowa nadal się jątrzy, a on potrzebuje pieniędzy.

Niecodziennym wydarzeniem była też wizyta mężczyzny, który uważał, że go krzywdzono z powodu tego, że jest Żydem. Powiedziawszy to, ściągnął spodnie i zademonstrował urzędniczkom dowód prawdy, potwierdzający, że jest obrzezany.

Zupełnie odrębną grupę klientów stanowią osoby zdrowe, sprawne i po prostu cwane. Od lat, a nawet od pokoleń, nie pracują i pracy nie szukają. Żyją na garnuszku państwa i starają się możliwie jak najwięcej od niego wyciągnąć. Jeśli ich zabiegi nie są skuteczne, w urzędzie robią afery. Jednak dla pracownic socjalnych najgorsze są odwiedziny w mieszkaniach podopiecznych. Zgodnie z przepisami każdy z nich musi być wizytowany raz na pół roku. Takie wizyty bywają dla pracownic MOPR-u naprawdę koszmarnym przeżyciem.

Przydałby się bodyguard

Ewelina Kupka (pracownik socjalny rejonu nr 1) na początku swojej pracy miała przeprowadzić wywiad w domu mężczyzny nadużywającego alkoholu (dla potrzeb Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych). Kilka razy odbiła się od zamkniętych drzwi kamienicy w śródmieściu, więc kiedy wreszcie udało jej się zastać lokatora, nie myślała o zagrożeniu. Był tam z gościem - mężczyzną, który po wyjściu z więzienia miał elektroniczną bransoletkę.

Główny lokator zamknął drzwi na klucz i nie chciał dziewczyny wypuścić. Próbowała wezwać pomoc komórką, ale nie było zasięgu. Wreszcie po negocjacjach z udziałem byłego więźnia, który najwyraźniej nie chciał wracać tam, skąd wyszedł, drzwi zostały otwarte. Odtąd do podopiecznych, którzy mogą być niebezpieczni, pracownice socjalne idą po dwie.

Tak też się stało, gdy po pomoc w urządzeniu się po odsiadce zgłosił się do MOPR były więzień, skazany za pedofilię. Jolanta Kurp (pracownik socjalny z rejonu I w Opolu) poszła tam z koleżanką. Mężczyzna mieszkał w niewielkim pokoiku. Na każdym meblu wypisał sobie i przykleił wielkie hasła, które miały oznaczać, co w jego życiu teraz jest ważne.

Największe napisy krzyczały: pieniądze! Kiedy jednak mężczyzna dowiedział się, na jakie sumy może liczyć od państwa, strasznie się zezłościł. Przyszedł do biura z pistoletem, którym wymachiwał nad głowami urzędniczek. Udało im się wezwać policję, a gdy przyjechała, okazało się, że mężczyzna miał tzw. starter. Gdyby go użył, mogłyby "tylko" na krótko ogłuchnąć.

Karina Miernik-Grędzińska, specjalista do spraw pomocy środowiskowej i stacjonarnej MOPR, pamięta wizytę w mieszkaniu podopiecznego, o którym wiedziała, że może być agresywny. Jednak to, co w nim zobaczyła, przerosło wyobrażenia o degrengoladzie.

Poszła z koleżanką. Otworzył im pijany mężczyzna o kulach. Oczom kobiet ukazała się brudna nora. Na podłodze walały się kawałki surowego mięsa, którym raczyły się dwa psy i kilka dorodnych szczurów. Nawet gdyby mężczyzna nie wygrażał im kulami, nie weszłyby do środka.

W kolejnym mieszkaniu, do którego kobiety szły na wywiad, mogłoby być niebezpiecznie, gdyby dotarły tam wcześniej. W tym momencie, gdy otwierały drzwi, kilkunastu mężczyzn było już tak pijanych, że żaden nie byłby w stanie nikogo skrzywdzić.
Oprócz sytuacji niebezpiecznych, na które narażone są pracownice socjalne, ta praca obfituje w zdarzenia po prostu bardzo nieprzyjemne. Nie należy do przyjemności oglądanie mężczyzn, którzy zamiast odpowiadać na pytania, z lubością się obnażają, otwierają drzwi rozebrani, usiłują się spoufalać, dotykając kobiety niby przypadkiem. Na drugim biegunie są tacy, którzy po odmowie zasiłku potrafią skląć i opluć.

Agresywni ludzie trzymają też agresywne psy, których pracownice boją się jeszcze bardziej. Często zwierzęta bywają wychudzone, brudne i zaniedbane, patrzące nieufnie na obcych. Nigdy nie wiadomo, kto jest bardziej groźny - człowiek czy zwierzę.

Myliłby się ten, kto by uważał, że do "opieki" przychodzą po pomoc tylko ludzie, którzy nie mają z czego żyć. Są bowiem i tacy, którzy mają dużo, ale wolą wyłudzić coś jeszcze. Do najdrastyczniejszych należy przypadek mężczyzny - zbieracza, który choć ma dom i nieruchomości ziemskie, pisze podania o zasiłki i chodzi po śmietnikach, zbierając co się da, by urządzić hotel, o którym marzy. Jeździ bez prawa jazdy siedmioma starymi samochodami, stanowiąc zagrożenie dla siebie i innych.

Jego dom grozi katastrofą budowlaną, ale sąd nie zgodził się na jego ubezwłasnowolnienie.Prawdziwie detektywistycznym węchem musi się wykazać pracownik socjalny, który musi sprawdzić, czy kobieta, która prosi o wsparcie finansowe, rzeczywiście jest samotną matką, a pan, którego zastaje w jej domu, tylko odwiedza dziecko.

Nie można się zawahać przed otwarciem lodówki w domu podopiecznych, kiedy MOPR dostaje wiadomość ze szkoły, że dzieci wychodzą z domu głodne, a rodzice wydają zapomogi na alkohol. Kto chce tolerować wścibstwo pracownika, który rozpytuje sąsiadów, czy zza drzwi państwa X nie dochodzi płacz dziecka. "Opieka" ma tylko dawać pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska