Wrocławski Naczelny Sąd Administracyjny pokazał wyraźnie i jasno, że w demokracji litery prawa trzeba trzymać się sztywno, a najmniejsze uchybienia skutkują nieważnością podejmowanych decyzji. Dlatego uchwałę nyskiej rady o odwołaniu ekipy burmistrza Janusza Sanockiego unieważniono z powodu tego, że przewodniczący zapomniał przeczytać dwóch świstków papieru. No i dobrze. Procedury wymyślono po to, żeby ich przestrzegać, a jak kto gapa, niech płacze. Jednak sprawa nabiera też drugiego wymiaru - czysto politycznego.
Byłem świadkiem paraliżu odciętej od władzy, mimo wyraźnej przewagi w radzie, koalicji SLD-AWS-PSL. Oczywiście nie złożyli oni broni. Każdy ich misternie knuty plan utrącenia Sanockiego kończył się jedną konkluzją: "Przecież wojewoda nam to utrąci, bo jest za Sanockim". "A gdzie prawo, odwołania, sądy?" - pytałem naiwnie. "To wszystko istnieje - patrzyli na mnie z politowaniem. - Ale zanim procedury się zakończą, Sanocki spokojnie skończy kadencję":
Los jednak płata figle: Niedługo może zacząć martwić się triumfujący obecnie Sanocki. Któż bowiem zaręczy, że za kilka tygodni wojewoda z SLD nie uzna, że rezygnacje, o których piszemy dziś na stronie 10 są ważne i Sanocki nie jest burmistrzem? Decyzja nabierze mocy natychmiast, a ewentualne odwołanie sąd rozpatrzy w następnej kadencji samorządu. Dlatego w tej sprawie nie może być wątpliwości. Bo jeżeli ten czarny scenariusz się spełni, zarząd komisaryczny będzie najmniejszym zmartwieniem mieszkańców, którzy dowiedzą się, że od maja w gminie nie było burmistrza i nikt nie podejmował legalnych decyzji.
Dlatego szkoda, że wojewoda nie zdecydował się na wyjaśnienie wszystkich spornych kwestii w tej sprawie przed sądem. A tylko tak mógłby rozwiać formułowane przez część nyskich radnych wątpliwości co do swojej bezstronności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?