Przystojny stomatolog pozna alkoholiczkę

sxc.hu
Część obcokrajowców podejmuje u nas pracę w budownictwie.
Część obcokrajowców podejmuje u nas pracę w budownictwie. sxc.hu
Obcokrajowcy, żeby zdobyć prawo pobytu na Opolszczyźnie, decydują się nierzadko na fikcyjne małżeństwa.

Pani Rusłana ma 38 lat. Do Polski przyjechała z mężem Gruzinem i córką. Ona miała szczęście, bo niemal natychmiast dostała pracę przedstawiciela handlowego.

- Pochodzę z małej miejscowości pod Lwowem. Zdecydowaliśmy się wyjechać, bo tutaj nasza córka ma szansę na lepszą przyszłość - mówi kobieta. W Polsce mieszkają od 4 lat. Kupili w tym czasie mieszkanie, chwalą sobie i kraj, i ludzi. Nie zamierzają wracać w rodzinne strony.

Ale nie wszyscy mieli od razu tyle szczęścia. Bożenie Kalecińskiej z oddziału ds. cudzoziemców i obywatelstwa w opolskim urzędzie wojewódzkim utkwiła w pamięci pewna lekarka z Ukrainy. - Co roku składała wniosek o przedłużenie pobytu. Zamiast pracować w zawodzie, handlowała bielizną. Wykazywała niewielkie dochody z tej działalności, a mnie zwyczajnie było jej szkoda. W końcu powiedziałam jej, że to wstyd, żeby kobieta z jej wykształceniem, zamiast leczyć ludzi, sprzedawało majtki. I podziałało - opowiada z uśmiechem.

Kobieta, żeby móc leczyć, musiała biegle znać język polski oraz zdać państwowy egzamin, który dał jej prawo wykonywania zawodu. - Droga do tego jest naprawdę długa i żmudna, ale jej się udało. Dzisiaj jest w trakcie robienia specjalizacji - opowiada Kalecińska.

Tyle szczęścia nie miała jej krajanka, pani Maria, która od 3 lat mieszka w Polsce z mężem i synem. - Zdobycie uprawnień sporo kosztuje, a mnie na razie nie stać na opłacenie egzaminu - opowiada. Kobieta nie chciała rezygnować z leczenia, dlatego zajęła się medycyną niekonwencjonalną. - Robię ludziom masaże m.in. bańką chińską, które leczą np. zapalenia oskrzeli - tłumaczy.

Każdego roku na Opolszczyźnie prawo pobytu dostaje około tysiąca cudzoziemców, głównie z Ukrainy, Mołdawii, Uzbekistanu, a ostatnio nawet z Korei Południowej. Tym, co ich wyróżnia jest upór i wręcz niewiarygodna konsekwencja w działaniu. - Oni nie czekają z założonymi rękami, aż ktoś da im pracę, nie marudzą, że zarobki są za niskie, albo że muszą pracować poniżej swoich kwalifikacji - mówi z podziwem Kalecińska. - Ceniony anestezjolog, który uciekł z Ukrainy zaczynał u nas jako salowy, później awansował na pomocnika sanitariusza, ale nie buntował się, tylko ciężko pracował. Dziś jest uznawanym specjalistą - opowiada.

Podobnie zaczynają inżynierowie, architekci, czy prawnicy, których sporo przyjeżdża na Opolszczyznę, żeby układać sobie życie. Takich problemów właściwie nie mają tylko profesorowie, którzy podpisują kontrakty z działającymi w regionie uczelniami. - Oni nie potrzebują zezwoleń na pracę, wystarczy, że znajdzie się uczelnia, która chce aby dany profesor u nich wykładał - mówi Bożena Kalecińska. Dlatego profesorowie, to właściwie jedyną grupa, która nie przyjeżdża do Polski w ciemno.

Do czego są w stanie posunąć się cudzoziemcy, żeby dostać prawo pobytu w Polsce - czytaj w piątkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska