Publiczny transport Opolanom nie pasuje

Redakcja
Nawet korki, takie jak ten codziennie na ul. Piastowskiej w Opolu, nas nie odstraszają od jazdy autem do pracy.
Nawet korki, takie jak ten codziennie na ul. Piastowskiej w Opolu, nas nie odstraszają od jazdy autem do pracy. Paweł Stauffer
Ciągle wolimy dojeżdżać własnym autem, choć miasta starają się nas od tego odwieść.

Miasta zachęcają ludzi, żeby, w ramach tygodnia zrównoważonego transportu przesiadali się na komunikację publiczną. Ale żeby działanie było skuteczne, przyczyniło się do rozładowania korków w mieście, a do tego zmniejszyło emisję spalin, ludzie powinni zmienić nawyki nie tylko od święta.

Na to, że kierowcy zostawią własne samochody w garażach i przesiądą się na komunikację miejską, liczyła Nysa. Władze miasta wykalkulowały, że ludzie chętniej skorzystają z miejskich autobusów, jeśli będą mogli podróżować za darmo.

Zamiast biletu wystarczy mieć przy sobie prawo jazdy kategorii B i ważne dokumenty rejestracyjne pojazdu. Choć rozwiązanie funkcjonuje już od roku, to rewolucji komunikacyjnej nie ma: ulice korkują się nadal, a i autobusy nie są oblegane przez pasażerów.

- Z naszych szacunków wynika, że na ulicach średnio ubyło około 100 samochodów dziennie - mówi Radosław Tyczyński, kierownik działu przewozów MZK w Nysie.

Gdy Nysa wprowadzała transportową rewolucję, Opole patrzyło na nią z zazdrością.
- Dzisiaj nadal patrzymy z zazdrością, ale trochę mniejszą - przyznaje wiceprezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski. Jego zdaniem wprowadzenie takiego rozwiązania w stolicy województwa byłoby sporym wyzwaniem finansowym. Opole ma na miłośników czterech kółek inny sposób. Zamiast kusić darmowymi biletami, chce ich najpierw przekonać, że autobusami można podróżować szybko i wygodnie.

- Chcemy zwiększyć częstotliwość kursów na tych liniach, gdzie zainteresowanie jest spore, a autobusy jeżdżą zbyt rzadko. Chodzi o obsługę m.in. takich miejsc jak szpitale przy ul. Katowickiej i Witosa, strefa ekonomiczna przy ul. Północnej czy strefa przemysłowa na Metalchemie, w której stworzono około 2 tys. miejsc pracy, a komunikacji miejskiej brakuje - wyjaśnia wiceprezydent Wiśniewski.

To, kiedy plan uda się wcielić w życie, zależy od finansów. Zdaniem wiceprezydenta jest szansa, że prace nad nim ruszą w przyszłym roku. Miasto stawia również na odnowienie taboru - pod koniec listopada do Opola trafi kolejnych 12 nowych autobusów. - Ludzie, aby chcieli skorzystać z miejskiej komunikacji, muszą czuć się w niej komfortowo, a brak klimatyzacji w upalne dni na pewno do podróżowania nie zachęca - przekonuje Arkadiusz Wiśniewski. - Później możemy ewentualnie myśleć o wprowadzeniu bezpłatnych przejazdów dla tych, którzy zrezygnują z własnych samochodów.

Dla tych, którzy do stolicy województwa muszą dojechać z dalszych zakątków Opolszczyzny, często najwygodniejszym środkiem transportu jest pociąg. Ale i tutaj kryzys dał się we znaki.

W 2012 r. z 250 pociągów, które każdej doby przejeżdżały przez Opolszczyznę, zlikwidowano 30. Powodem były pieniądze. - Do jednego kilometra trasy pociągu musimy dopłacać około 14 złotych, co w skali roku daje ponad 42 miliony złotych - wylicza Bartłomiej Horaczuk, dyrektor Departamentu Infrastruktury i Gospodarki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego. - Ale dokonując cięć, staraliśmy się wybierać te trasy, gdzie zainteresowanie pasażerów było najmniejsze.

Kłopot mają mieszkańcy Głubczyc, które nie mają bezpośredniego połączenia kolejowego ze stolicą województwa. Pasażerowie z Namysłowa i Olesna dojadą do Opola, ale z przesiadką. Pozostałe miasta powiatowe mają bezpośrednie połączenia ze stolicą województwa.

Tyle szczęścia nie mają np. mieszkańcy Mnichusa (gmina Ozimek), gdzie kolej nie dojeżdża, a autobusów jest jak na lekarstwo.
- Między 7 rano a 14 nie jedzie żaden autobus, więc ludzie nie mają nawet jak się dostać do Opola - mówi Irena Kokot, sołtys wioski. - W trakcie wakacji, kiedy dzieci nie dojeżdżają do szkoły, to nawet te połączenia nam zabrali i nie jeździł żaden autobus.

Największy problem mają oczywiście osoby starsze i schorowane.
- Staramy się sobie pomagać, więc jeśli ktoś nie ma jak dojechać np. do lekarza, to pozostaje mu liczyć na sąsiada. No, a gdzie się da, dojeżdżamy na rowerach - mówi Irena Kokot i zastrzega, że to nie miłość do ekologii zmusiła mieszkańców wioski do korzystania z dwóch kółek.

Kierowcy deklarują, że chętniej wybieraliby publiczne środki transportu w stolicy województwa, gdyby np. między Opolem Zachodnim a dworcem głównym kursował wahadłowo szynobus, dzięki któremu mogliby ominąć korki i skrócić czas dojazdu do centrum.

W urzędzie marszałkowskim twierdzą, że pomysł jest do zrealizowania, ale nie od razu. - Takie rozwiązanie wymagałoby porządnych torów. Dopóki polskie koleje nie przebudują węzła w Opolu, nie ma co o tym marzyć - mówi Bartłomiej Horaczuk z Departamentu Infrastruktury i Gospodarki.

Alternatywą może być działający np. w Warszawie system Park&Ride (parkuj i jedź). - Chodzi o to, aby dojeżdżać na obrzeża miasta i po okazaniu opłaconego biletu parkingowego móc bezpłatnie skorzystać z komunikacji miejskiej - wyjaśnia Tomasz Zawadzki, naczelnik biura transportu zbiorowego w opolskim urzędzie miasta. - Ludziom się to opłaca, bo nie muszą marnować paliwa, stojąc w korkach, ani tracić czasu na szukanie wolnego miejsca parkingowego w centrum - argumentuje. Jest plan, aby również w Opolu stworzyć takie parkingi, m.in. przy ul. Arki Bożka (wlot do miasta od strony Częstochowy), w Grotowicach czy rejonie dworca zachodniego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska