Choć z poprzedniej edycji Pucharu Polski opolanie mieli bardzo dobre wspomnienia, o tyle teraz, po losowaniu par ćwierćfinałowych stało się jasne, że powtórzenie ubiegłorocznego sukcesu będzie dla nich graniczyć z cudem. W minionym sezonie otarli się bowiem o finał, o włos przegrywając półfinałowy dwumecz z Azotami Puławy.
W piątkowym starciu 1/4 finału, do którego Gwardia dotarła dzięki zwycięstwom nad Olimpią Piekary Śląskie (38:25) oraz Pogonią Szczecin (40:30), nie dawano jej natomiast praktycznie żadnych szans na sukces. Dziwić to nie mogło, bo na Vive od lat nie ma w Polsce mocnych.
Pewnej nadziei na nawiązanie wyrównanej walki opolscy szczypiorniści mogli upatrywać w tym, że mistrz kraju po raz kolejny w obecnym sezonie przyjechał do Stegu Areny w bardzo okrojonym składzie. Trener kielczan Tałant Dujszebajew dysponował tylko dziesięcioma graczami, w tym dwoma bramkarzami. Głównie było to spowodowane kontuzjami bądź niedawnym udziałem kilku szczypiornistów w kończących się właśnie mistrzostwach świata.
Fakt, że przyjezdni mieli tylko jednego nominalnego obrotowego (Bartłomiej Bis) oraz lewoskrzydłowego (Mateusz Jachlewski) w ogóle nie wpłynął jednak na ich boiskowe poczynania. Doszło praktycznie do powtórki scenariusza z 1. kolejki PGNiG Superligi, kiedy to Vive wygrało w Opolu 36:26.
Gospodarze stawiali rywalom solidny opór tylko przez pierwszy kwadrans. Po jego upływie przegrywali jedynie 7:8, w czym duża była zasługa ich bramkarza Adama Malchera, który kilka razy efektownie zatrzymał rzuty zawodników z Kielc. W ofensywie najwięcej przebłysków notował Przemysław Zadura, lecz generalnie w tym aspekcie gwardziści poczynali sobie dość nerwowo. Często tracili piłkę bądź ich rzuty były blokowane. To wkrótce solidnie się zemściło, w postaci wyniku na tablicy świetlnej.
Pomiędzy 15. a 30. minutą już bowiem na boisku niepodzielnie dzielili i rządzili goście. Ten fragment spotkania wygrali oni aż 12:3, bezlitośnie obnażając wszelkie niedociągnięcia po stronie opolan. Tym samym na półmetku wygrywali już 20:10 i było właściwie „po zawodach”.
Po przerwie miejscowi grali już wyłącznie o honor. Wychodziło im to fragmentami całkiem przyzwoicie, a ze szczególnie dobrej strony pokazał się bramkarz Mateusz Zembrzycki. Długo dzielnie radził on sobie z niełatwymi rzutami kielczan, ale w końcówce, podobnie jak i jego koledzy nieco spuścił z tonu, przez co ostatecznie Gwardia okazała się gorsza aż o 16 trafień.
Gwardia Opole - Vive Kielce 20:36 (10:20)
Gwardia: Malcher 1, Zembrzycki, Skrzypczyk - Lemaniak, Siwak, Zarzycki, Klimków, Zieniewicz 1, Jankowski 3, Zadura 7, Mauer 5, Milewski 2, Morawski 1, Skraburski.
Vive: Ivic, Wałach - Jurecki, Jachlewski 8, Bis 5, Janc 4, Lijewski 1, Jurkiewicz 4, Kulesz 7, Moryto 7.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?