Puchar Świata w piłce nożnej dla Europy. W wielkim finale szanse są pół na pół

Redakcja
Hiszpanie obawiają się sędziego Howarda Weeba, ale wierzą w wyrocznię samca ośmiornicy Paula. Holendrzy w finale bali się... Niemców. Ale teraz już liczą na złoto.

Jedno jest pewne - turniej w RPA zakończy się sukcesem europejskiej drużyny. Co przed mundialem było mało prawdopodobne, bowiem jeszcze nigdy w historii mistrzostw świata ekipa z Europy nie wygrała mundialu na obcym kontynencie. Sam finał też będzie historycznym wydarzeniem, bo po raz pierwszy ozłocona zostanie reprezentacja Hiszpanii lub Holandii. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego jeszcze nigdy nie grali w finale. Pomarańczowi już dwa razy walczyli w decydujących meczach, ale przegrywali z Niemcami (1-2 w 1974 roku) i Argentyną (1-3 w 1978 roku).

Ośmiornica znów wskazała na Hiszpanię
W krajach finalistów nie ma jeszcze gorączki złota. Natomiast po oczekiwanym w obu obozach sukcesie zapowiada się fetowanie do rana. Po zwycięstwie nad Urugwajem Holendrzy bali się, że w drugim półfinale górą będą Niemcy i w decydującym meczu też wygrają.

- To miała być dla Oranje święta wojna - opowiada opolanin Piotr Toman, który od 10 lat pracuje w Holandii. - Niemcy to dla nich wyjątkowy rywal, a mecze z nimi mają też podteksty historyczne. Teraz morale Holendrów wzrosło. Da się wyczuć większy optymizm, niż gdyby mieli grać z Niemcami.

Hiszpanie po pierwszym w historii awansie do finału MŚ świętowali do rana. W decydującym meczu szanse oceniają po równo. Obawiają się angielskiego sędziego Howarda Webba. Prasa hiszpańska przypomniała błędy Anglika, które kosztowały drużynę narodową porażkę ze Szwajcarią w fazie grupowej. Nastrój poprawił jednak samiec ośmiornicy Paul, mieszkający w akwarium w Oberhausen.

- Dużym hitem jest tutaj niemiecka ośmiornica typująca wyniki - mówi opolanka Jola Kijas, od 3 lat pracująca w hiszpańskim Orense. - Przed półfinałem wytypowała zwycięstwo Hiszpanów i teraz wszyscy żartują, że Niemcy albo ją zjedzą, albo wyrzucą do morza.

Póki co, Paul ma się dobrze i znów wybierał przysmak z pojemników oznaczonych flagami krajów walczących w decydujących meczach.

W finale postawił na Hiszpanię.

Spotkają się w fontannie

Hiszpanie, aby obejrzeć mecze swych idoli, odwoływali nawet zabiegi medyczne. Opanowani zazwyczaj Holendrzy skracali dzień pracy, żeby oglądać mundial. Opolanie mieszkający w Hiszpanii i Holandii opowiadają, jak rośnie tam futbolowa gorączka.

Szczerze? Gdyby nie przystrojone domy w Rotterdamie, nie wpadłbyś, że reprezentacja tego kraju zagra o mistrzostwo świata. Ale jak wygra, to usłyszy o tym każdy mieszkaniec - mówi opolanin Piotr Toman, który od 10 lat pracuje w Kraju Tulipanów.

Dość sennie do finału przygotowują się także Hiszpanie.
- Jak w dniu półfinału z Niemcami wyszłam o 15.30 do pracy, jeszcze nie było mundialowej gorączki - opowiada Jola Kijas z Opola. Od 3 lat jest fizjoterapeutką w hiszpańskim Orense. - Ale czym bliżej meczu, tym wszystkie rozmowy schodziły na temat futbolu. Samochody z otwartymi szyberdachami, przez które powiewały flagi. I klaksony. Nie dało się nie zauważyć, że coś ważnego się dzieje. W czwartek i piątek znów był spokój, ale od soboty będzie coraz goręcej.

Cisza przed burzą
- Ulice wyglądają trochę inaczej niż przed mundialem - przyznaje pan Piotr, na co dzień wielki kibic. - Na wielu samochodach są pomarańczowe elementy: małe flagi czy choćby wstążki przewieszone przez lusterka. Nad ulicami przewieszono narodowe barwy, domy są przystrojone. Tak jest od czerwca.
- Ładnie to wygląda w Amsterdamie, gdzie jest mnóstwo kanałów i stateczki są przystrojone w barwy narodowe - dodaje pani Bożena, pracująca w holenderskiej firmie słodyczy.

Natomiast nie da się odczuć rosnącego napięcia przed wielkim wydarzeniem.
- To chyba wynika z charakteru Holendrów, którzy są bardzo oszczędni w okazywaniu emocji, na wyrost nie świętują - zaznacza Piotr. - Panuje tu opinia, że piłkarze i tak już osiągnęli sukces, a co uzyskają ponadto, to będzie super. Awans został wywalczony i teraz jest spokój. Taka cisza przed burzą. W zwykłe dni mundialowe napięcia nie było. Ale w dniu meczu, kilka godzin przed gwizdkiem, dało się wyczuć większe podniecenie. W sobotę i niedzielę będzie coraz głośniej i bardziej pomarańczowo.
W Polsce podbijanie bębenka jest powszechne. Sam start reprezentacji w finałach jest odpowiednio odtrąbiony i nagłośniony. I zostaje wielki kac po porażce.

- Jedni mają dobrą drużynę, a inni dobrych kibiców - śmieje się Jola. - Dwa lata temu, podczas Euro 2008, byłam w Polsce i pamiętam, jak wszystkie auta miały narodowe wstążeczki na antenach, biało-czerwone chorągiewki przy szybach, po prostu szał. W Hiszpanii między meczami tak nie jest. Może oni są przyzwyczajeni do tego, że mają dobre drużyny i całą energię zostawiają na świętowanie sukcesu.

Kąpiel w fontannie
A świętują długo i głośno.
- Po zwycięskim meczu z Niemcami wiwatujące tłumy wylały się z pubów, tawern, domów - opowiada Jola Kijas. - Wróciłam do domu dość szybko, przed północą, ale trąbienie samochodów słyszałam jeszcze kilka godzin. A świętowanie zapewne było do rana, bo dla nich to bardzo ważny mecz.
Hiszpania po raz pierwszy w historii awansowała do finału MŚ. Historyczne wydarzenie może też być w Holandii, która dwa razy grała w finałach, ale jeszcze nigdy nie była mistrzem świata.

- Mieszkam na obrzeżach Rotterdamu i po półfinałowym sukcesie klaksony samochodów słyszałem do drugiej w nocy - opowiada Piotr. - Koleżanka z pracy mieszka w centrum i by zasnąć w nocy, musiała założyć stopery, bo w rynku było szaleństwo. W centrum jest wielka fontanna i Holendrzy zawsze przy niej świętują. Kibice do niej wchodzą i fetują zwycięstwo. Jak jest wielki sukces Holandii, to woda płynie w kolorze oranje. Dlatego, że tylu pomalowanych w narodowe barwy kibiców kąpie się w tej fontannie.
W Orense też jest wielki plac, w którego sercu stoi duża fontanna. To miejsce spotkań kibiców.
- Tradycja jest taka, że jak jest wygrany mecz, to wszyscy się spotykają na tym placu - opowiada opolanka. - Chlapią się wodą, wspinają na posąg, machają z góry hiszpańskimi flagami. Podobnie jest, jak któryś z głównych hiszpańskich klubów wygra ważny mecz. Wtedy kibice Barcy lub Realu celebrują sukces wokół tej fontanny.

Choć między meczami w obu miejscach życie toczy się swoim rytmem, to sam pojedynek jest rzeczą świętą.

- Przed półfinałem kilku pacjentów odwołało wizyty, prosząc o wyznaczenie innego terminu - opowiada Jola. - I to nie tylko mężczyźni. Do szefowej zadzwoniła jedna dziewczyna i mówi: "Elwira, przecież Hiszpania gra mecz. Jak ja mogę przyjść na zabieg. Zapisz mnie na następny dzień".
- W naszym zakładzie Holendrzy starali się śledzić wszystkie mecze - przyznaje Piotr. - Jeśli były rozgrywane w godzinach południowych, to schodzili do pokoju posiłków, gdzie jest telewizor i faktycznie przerywali pracę. Na szklarniach szybciej kończyli pracę, by zdążyć do domu na 16. Natomiast ci, którzy musieli zostać, włączali radio na full.

Szanse pół na pół
Holendrzy cieszyli się z własnego sukcesu i czekali na finał z... Niemcami.
- To miała być ich święta wojna - opowiada Piotr. - Niemcy to dla nich wyjątkowy rywal, a mecze z nimi mają też podteksty historyczne. Teraz morale Holendrów wzrosło. Da się wyczuć większy optymizm, niż gdyby mieli grać z Niemcami.

- Po zwycięstwie w półfinale z Urugwajem pogratulowałam Holenderce, mojej koleżance z pracy - opowiada pani Bożena.

Holenderka była jednak już pełna obaw przed niedzielnym finałem, myśląc że jej reprezentacja zagra z Niemcami. I podobnie jak w decydującym meczu mundialu z 1974 roku, górą znów będą odwieczni rywale.

- Koleżanka przypomniała, że po meczu w 1974 roku jej mąż jako mały chłopiec płakał - dodaje pani Bożena. - I teraz pewnie płakaliby jej dwaj synowie, zapaleni kibice. Prawie każdy, z kim rozmawiałam, był przekonany, że w finale zagrają z Niemcami. Dzień później Holenderka miała już lepszy humor i mówiąc o finale, podniosła kciuk do góry.

- Wypytywałam pacjentów o finałowe nastroje i są bardzo ostrożni w typowaniach wyników - mówi Jola. - Twierdzą, że obie drużyny prezentują zbliżony poziom i wszystko może się zdarzyć. Oczywiście chcą zwycięstwa, ale nie są tego pewni. Tu jest takie hasło "podemos", czyli "możemy". Mówią: "możemy wygrać, możemy być najlepsi". Tym bardziej, kiedy już pokonali Niemców. Hiszpanie obawiali się tego meczu. Dwa lata temu wygrali z nimi w finale mistrzostw Europy i myśleli, że teraz rywale z jeszcze większą determinacją zechcą się zrewanżować. Tak się nie stało. A poza walką na boisku dużym hitem jest tutaj niemiecka ośmiornica typująca wyniki. Wszyscy teraz żartują, że Niemcy albo ją zjedzą, albo wyrzucą do morza.

Samiec ośmiornicy Paul ma się jednak dobrze. A w piątek "wytypował", że mistrzami świata zostaną Hiszpanie.

Dziękujemy sklepowi football sport w Opolu za pomoc w przygotowaniu zdjęcia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska