Jeśli ktoś nie umie przepchać rury w zlewie, niech się za biznes nie bierze - takich rad udzielał uczestnikom spotkania w Wyższej Szkole Bankowej w Opolu spadkobierca znanej sieci sklepów jubilerskich, ekonomista, były senator.
A jeśli już chcesz robić biznes, to jak się do tego zabrać?
- Trzeba szukać niszy. Jeżeli w Opolu jest 40 sklepów z butami, to kolejnego bym nie otwierał. Ale być może sukcesem byłby sklep z pantoflami nocnymi... - podpowiadał jeden z najbogatszych Polaków. - Myśląc o swojej przyszłej firmie, nie fantazjujcie od razu o limuzynie z kierowcą, dwóch sekretarkach i biznes-lunchach w wytwornych lokalach. Na początku trzeba ciężko harować. Więc jak ktoś ma do roboty dwie lewe ręce...
Zobacz: Meble firmy Kler kupisz również w Bukareszcie
O sobie i swoim jubilerskim fachu opowiadał tak: - Umiejętnie wciągnął mnie w to mój ojciec. Mówił, że jak chcę mieć na kino, mogę na nie zarobić w jego warsztacie. Spinki do mankietów kompletnie mi nie szły, za to wprawiłem się w robieniu popielniczek z miedziorytami, przedstawiającymi znane budowle w różnych miastach Polski. Opolski ratusz też się na nich znalazł!
- A gdyby pana syn się zbuntował i powiedział, że nie chce przejąć rodzinnej firmy, chce być kimś innym? - dopytywała jedna z uczestniczek spotkania.
- To dostałby ode mnie po tyłku - uciął ze śmiechem biznesmen.
Wojciech Kruk wspominał też zakup pewnego pistoletu, który sprawił, że pod koniec lat siedemdziesiątych jego zakład jubilerski stał się liderem wśród jubilerów na poznańskim rynku.
- Był to oczywiście pistolet do przekłuwania uszu. W tamtych czasach zupełna nowość. Kosztował równowartość półtorej średniej pensji - mówił biznesmen. - Miałem tłumy klientek. Sam przekłułem 14, może 16 tysięcy par uszu!
Zobacz: Tytuły dla opolskich przedsiębiorstw i szefów
Wojciech Kruk przypomniał także mniej radosne dla jego firmy wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy. W maju ubiegłego roku Vistula&Wólczanka ogłosiła, że skupi - po wysokiej cenie - 66 proc. akcji Kruków. Dla rodziny, która miała wtedy niespełna 30-procentowe udziały, oznaczało to po prostu utratę firmy.
- Kompletnie nie mogłem sobie tego wyobrazić - przyznał Wojciech Kruk. - Taki scenariusz wydawał mi się nierealny.
Przez jakiś czas próbował znaleźć wyjście z sytuacji, ale ostatecznie sprzedał większość swoich akcji Vistuli. - Mogłem wziąć kredyt i próbować przelicytować Vistulę, ale nie chciałem go spłacać do osiemdziesiątki - tłumaczył.
Ekonomiści do tej pory cmokają z zachwytu nad przenikliwością biznesmena
Za pieniądze ze sprzedaży akcji swojej rodzinnej firmy Wojciech Kruk kupił... 5 procent akcji Vistuli&Wólczanki. Potem dogadał się z innym jej akcjonariuszem, mającym podobny pakiet akcji, i już razem udało im się przejąć Vistulę, zdymisjonować jej dotychczasowy zarząd i obsadzić swoimi ludźmi.
- Mogłem oczywiście za pieniądze ze sprzedaży otworzyć na przykład zupełnie nowy zakład jubilerski, na przykład dla żartu pod nazwą „Wojciech Kruk 2008” albo zacząć coś zupełnie nowego - śmieje się dziś biznesmen. - Ale przecież nie o to chodziło.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?