Referendum rękoczynów

Bogdan Bocheński
W Kędzierzynie-Koźlu znów pojawiły się osoby chcące odwołać radę miejską. Ich szef, Władysław Malik, działalność społeczną rozpoczął od rzucenia się z pięściami na dziennikarza "NTO".

Po raz pierwszy pan Malik próbował odwołać radnych przed upływem kadencji wiosną ubiegłego roku. Pod koniec marca 2000 wydał odezwę, w której napisał m. in., iż przed wyborami samorządowymi w 1998 roku dzisiejsi radni najpierw kusili mieszkańców Kędzierzyna-Koźla różnymi programami i obietnicami, potem zaś ich ugrupowania o skrajnie odmiennych poglądach, łącząc swoje siły rzekomo dla dobra miasta, w rzeczywistości utworzyły REPUBLIKĘ KOLESIÓW. Zdaniem Malika podstawowym zadaniem koalicji AWS-SLD-UW-MN było dogadywanie się w celu osiągania własnych korzyści.
W Kędzierzynie-Koźlu zawiązała się 8-osobowa grupa inicjatywna w sprawie odwołania rady miejskiej przed upływem kadencji z Malikiem jako jej pełnomocnikiem. Wojewódzki Komisarz Wyborczy w Opolu wyznaczył Malikowi termin dostarczenia listy z podpisami 10 procent kędzierzynian niezadowolonych z półtorarocznej pracy miejskich samorządowców na połowę maja (tyle głosów na "nie" potrzeba było do odwołania rady). 10 procent stanowiło wtedy 5232 mieszkańców aglomeracji.

- Bez problemu zbierzemy taką ilość podpisów - zapewnił na początku maja pełnomocnik Malik.
Jak się okazało, buńczuczne stwierdzenia pana Malika rozminęły się z rzeczywistością. Pierwsi zawiedli go trzej członkowie grupki referendalnej, którzy postanowili ją opuścić jeszcze przed ruszeniem referendum. Jednak prawdziwy cios w plecy zadali mu tuż przed datą złożenia list w Wojewódzkim Komitecie Wyborczym nieznani złodzieje. Chcąc najpewniej zrobić na złość pełnomocnikowi Malikowi i jego współpracownikom, włamali się do siedziby Rady Osiedla "Śródmieście" przy ul. Głowackiego 20, gdzie były składowane dokumenty dotyczące referendum i wynieśli z niej 261 list z ponad 3130 podpisami popierającymi inicjatywę usunięcia rajców. Do rozpoczęcia procedury odwoławczej nie doszło. Zdesperowani członkowie grupy inicjatywnej, w tym Stefania Mikoluk, szefowa miejskiej struktury Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Jan Chmielewicz, były przewodniczący RO "Śródmieście" zainteresowali kradzieżą policję, prokuraturę, sąd, wojewódzkiego komisarza wyborczego oraz samego premiera Jerzego Buzka.

31 października 2000 roku Prokuratura Rejonowa w Kędzierzynie-Koźlu umorzyła dochodzenie w sprawie kradzieży list. Konkluzja pięciostronnicowego wyjaśnienia dla składających zażalenie była następująca - brak dostatecznych danych uzasadniających popełnienie przestępstwa (przy okazji postępowania prokuratorskiego wyszedł na jaw wyjątkowy nieprofesjonalizm inicjatorów referendum przy zabezpieczeniu potrzebnej im dokumentacji).
Niezadowoleni z obrotu rzeczy Mikoluk i Chmielewicz, obecnie asystent Bogdana Tomaszka, senatora RP z ramienia... AWS, odwołali się od tej decyzji do Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu. Sąd na swym posiedzeniu 3 kwietnia 2001 podtrzymał w mocy ubiegłoroczne postanowienie prokuratury.

Cisza referendalna trwała pięć miesięcy. Władysław Malik, niezrażony postawą miejscowych prokuratorów i sędziów oraz brakiem odpowiedzi z Rady Ministrów RP na skargę resztek grupy inicjatywnej w sprawie włamania do pomieszczenia RO "Ś", zebrał siły i 21 sierpnia tego roku zawiadomił o "zamiarze przeprowadzenia referendum gminnego o odwołanie Rady Miejskiej w Kędzierzynie-Koźlu przed upływem kadencji" prezydenta miasta Jerzego Majchrzaka i wojewódzkiego komisarza wyborczego w Opolu, Ryszarda Janowskiego.
29 sierpnia Malik przekazał do Urzędu Miasta Kędzierzyna-Koźla listę członków 7-osobowej grupy inicjatywnej, zaś komisarz Janowski zapytał prezydenta Majchrzaka o to, czy inicjatorzy referendum posiadają czynne prawo wyborcze.
W składzie grupy poza Malikiem nie ma nikogo z poprzedniej ekipy referendalnej. 27 sierpnia zawiązali ją: Władysław Malik (pełnomocnik), Genowefa Paterek i Kazimierz Paterek, Teresa Owca i Kazimierz Owca, Adam Gądek oraz Lech Marian Ciemiecki.
W środę chcieliśmy zapytać niektórych inicjatorów referendum o to, co zamierzają zarzucić radnym miejskim.
- Nie wypowiadam się na ten temat, niczego nie komentuję - oświadczyła o 19.16 przez telefon Genowefa Paterak. Po wszelkie informacje o zbliżającym się referendum odesłała nas do "źródła", czyli pełnomocnika Malika.
Pan Malik nie ma telefonu, ale jego adres - jako czołowego kędzierzyńsko-kozielskiego społecznika - jest w mieście powszechnie znany.

Była punktualnie 20.00, gdy działacz otworzył drzwi dziennikarzowi "NTO".
- Dobry wieczór. Staram się dowiedzieć czegoś więcej o pańskiej inicjatywie... - dziennikarz nie dokończył zdania, bo całą uwagę musiał skupić na atakującym go panu Maliku. Chwilę później dostał pięścią w ramię. Zaraz potem kułak pełnomocnika wylądował na jego plecach i znowuż na ramieniu.
Rozwścieczony pełnomocnik na półpiętrze próbował zaatakować fotoreportera.
- Czy 261 list z ponad trzema tysiącami podpisów, które zniknęły panu wiosną ubiegłego roku może się nagle odnaleźć i stać się bazą danych w tegorocznym referendum? - padło pytanie do wymachującego rękami i odgrażającego się Malika.
- To jest najście! Wyp...ć! - krzyknął pełnomocnik, zamierzając wyrwać fotoreporterowi aparat fotograficzny. Kiedy ten zszedł niżej ku parterowi i zaczął pstrykać, pan Malik szybko wycofał się do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska