Referendum w Nysie już za trzy dni

Klaudia Bochenek
Jedni: odbierzmy klikom nasze miasto! Drudzy: Nie bierzmy udziału w tej manipulacji! Tak komitety walczą o poparcie przed niedzielnym głosowaniem.

Mury w śródmieściu wytapetowane plakatami, z których komitet referendalny krzyczy: Referendum! Brońmy rynku! Na plantach afisze: Kłamstwa! Nie bierzmy udziału w tej manipulacji! Pod kościołami ulotki, w gazetach ogłoszenia, stanowiska, wypowiedzi, planowane wiece. Wojna polityczna w mieście trwa. Czuć, że zbliża się jeden z dwóch jej kulminacyjnych momentów - głosowanie.

- Ja nie idę, ale nysanie sami powinni zdecydować i postąpić zgodnie ze swoim sumieniem. W imię demokracji - zapewnia burmistrz Jolanta Barska, która jeszcze w styczniu bardzo przejmowała się polityczną zawieruchą w mieście. Dzisiaj trochę ochłonęła, wpadła w wir gminnych inwestycji. Żal jej, że z jednej ubiegłorocznej uchwały umożliwiającej sprzedaż kilku działek w rynku zrobiła się w Nysie taka zadyma. Ale jednocześnie zapewnia, że tamta decyzja była słuszna i dzisiaj podjęłaby taka samą.

Również Janusz Sanocki z komitetu referendalnego żałuje, że miasto się podzieliło. Oraz że w całej tej zawierusze gdzieś po drodze zgubiło się sedno problemu, a całość przybrała formę walki. Co nie zmienia faktu, że on również obstaje przy swoim i twierdzi, że pomysł ze sprzedażą był głupi. - Jasne, że wygląda, jakby to była moja prywatna wojna, ale tak wcale nie jest - zapewnia Sanocki. - Chodzi przede wszystkim o miasto. O to, że trzeba je uratować, zanim całkowicie się pogrąży. Wojna jest złem, ale czasem to jedyna skuteczna metoda.
Komitet zdaje sobie sprawę, że niedzielne referendum to dlań być albo nie być. Że jeżeli frekwencji nie będzie, to klamka zapadnie - działki w rynku będą mogły być wystawione na sprzedaż. - Dlatego oczywiście boimy się o frekwencję, bo jeśli ta nie dopisze, to będzie nieszczęście - twierdzi Sanocki.

Adam Mazguła, który jest po drugiej stronie mocy, czyli w komitecie antyreferendalnym, jest spokojny o losy miasta. Wierzy, że... frekwencji nie będzie. - Nysanie są znużeni ciągłymi atakami, manipulacją. Ci co bardziej światli na pewno do urn nie pójdą - przekonuje Mazguła.
Aby zachęcić społeczeństwo do niedzielnego wypoczynku, zamiast wędrówek ku urnom komitet wystosował nawet apel: - Zachęcamy, by ludzie ten dzień spędzili radośnie, na łonie natury, z dala od trosk, sporów i waśni - mówi Mazguła. - Po co tracić czas na referenda, skoro jesienią i tak spotkamy się na wyborach.
Innego zdania jest Ruch Rozwoju Regionu. Przedsiębiorcy w nim zrzeszeni nie tyle obruszyli się na sprzedaż działek w rynku, co na fakt, iż nie mogli w tej sprawie się wypowiedzieć. - Dlatego powinniśmy iść do urn, a później raz jeszcze przemyśleć kwestie sprzedaży i rewitalizacji rynku - dodaje Andrzej Mitoraj z RRR.

Sami inicjatorzy referendum również nie próżnują. W piątek o godz. 17.00, czyli na kilka godzin przed początkiem ciszy wyborczej, która zaczyna się o 20.00, zaplanowali spotkanie w rynku. - Będziemy zachęcać ludzi do głosowania. To ostatni dzwonek żeby przekonać ich, że losy miasta są w ich rękach - przyznaje Sanocki.

Mieszkańcy martwią się tylko, by ten ostatni dzwonek nie dzwonił na przykład podczas drogi krzyżowej. Wszak agitacja pod kościołami juz miała miejsce ubiegłej niedzieli. U werbistów proboszcz z ambony odciął się od rozdających pod kościołem ulotki. Pod bazyliką tez było zamieszanie. - Coś słyszałem, ale histerycznie nie reagowałem - uśmiecha się proboszcz Mikołaj Mróz. - Swoją drogą nie jestem przeciwny referendom, ale pod warunkiem, że rozstrzygają o fundamentalnych sprawach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska