Rząd chce ukrócić sprzedaż leków bez recepty

Redakcja
W niektórych sklepikach asortyment leków jest bogatszy niż nabiału, wędlin czy innych podstawowych produktów.
W niektórych sklepikach asortyment leków jest bogatszy niż nabiału, wędlin czy innych podstawowych produktów. Paweł Stauffer
Kiedyś w sklepie czy na stacji benzynowej można było kupić zaledwie 18 rodzajów farmaceutyków. Ich sprzedaż wymknęła się jednak spod kontroli i ta lista liczy już 200 pozycji. Rząd chce to ukrócić.

Według zapowiedzi ministra zdrowia sprzedaż leków poza aptekami będzie ograniczona, co ma nastąpić za trzy miesiące. Na razie nie wiadomo, które z nich znikną, a które pozostaną. Na ten temat wypowiedzą się dopiero eksperci. Jest już jednak prawie pewne, że np. w przypadku tabletek przeciwbólowych lub przeciwzapalnych zmiana ma polegać na tym, że w sklepie czy kiosku będą dostępne tylko opakowania liczące najwyżej 2-4 sztuki.

- To dobrze, że Ministerstwo Zdrowia zamierza pozaapteczną sprzedaż farmaceutyków ukrócić, bo panuje pod tym względem wolnoamerykanka - mówi Marek Brach, wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Opolu. - Handluje nimi kto chce, panuje bezhołowie. Doszło do tego, że wymknęła się spod kontroli nawet sprzedaż leków przeciwwirusowych, co nie powinno mieć miejsca, bo nie można nimi szafować i tylko lekarz wie, kiedy je podać.

Przez lata po lekarstwa, w tym bez recepty, chodziło się tylko do apteki i nikt nie wyobrażał sobie, że może być inaczej. Ale czasy się zmieniły, a wraz z nimi sposób zaopatrywania w tabletki, czy to na żołądek, ból głowy, czy też na przeziębienie. Coraz więcej ludzi bierze z półki leki i automatycznie, bez zastanowienia wrzuca do koszyka, jak chleb, ser czy ziemniaki.
Według firmy IMS Health, monitorującej rynek farmaceutyczny w Polsce, na medykamenty kupowane w nietypowych miejscach (w tym także na poczcie) Polacy wydawali dotąd rocznie blisko pół miliarda złotych i kwota ta stale rośnie. Niepokoi szczególnie to, że ludzie coraz częściej łykają łatwo dostępne farmaceutyki bez zastanowienia, nie mając pojęcia, że mogą przedawkować. Często je mieszają, nie zdając sobie sprawy, że może dojść do niebezpiecznych interakcji.

- Osoba, która kupuje w sklepie np. panadol i paracetamol, aby szybko zbić u siebie gorączkę lub uśmierzyć ból, często nie ma pojęcia, że oba preparaty zawierają tę samą substancję czynną - podkreśla dr Danuta Henzler, gastroenterolog ze Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. - Nieświadomie dubluje więc dawkę. Doraźnie sobie ulży, ale z czasem może to doprowadzić do uszkodzenia wątroby.

- Jeśli ktoś jedzie w nocy samochodem i nagle rozboli go głowa, to niech sobie kupi na stacji benzynowej opakowanie liczące 2 tabletki - dodaje Marek Brach. - Doraźnie mu to pomoże, a jak na drugi czy trzeci dzień głowa nie przestanie go boleć, to powinien udać się do lekarza, by wyjaśnić, czy nie jest to coś poważnego.
Sprzedaje, kto chce
O wydanie zakazu obrotu lekami poza aptekami lub przynajmniej ograniczenie tego procederu walczy od dawna Naczelna Rada Aptekarska, ale nie przyniosło to dotąd skutku.

- Uważamy od początku, że handlowanie lekami w przypadkowych miejscach odbywa się ze szkodą dla pacjentów - zaznacza Marek Tomków, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Opolu. - W supermarkecie czy na stacji benzynowej leki wydają osoby do tego nieprzygotowane, którym jest wszystko jedno, co sprzedają. Poza tym w miejscach tych nikt nie kontroluje, jak farmaceutyki są przechowywane, czy leżą w miejscu nasłonecznionym czy wilgotnym, czy są w zasięgu ręki dziecka - a często leżą na najniższych półkach. Nikt też nie sprawdza, gdzie się taka placówka w leki zaopatruje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska