Ściągałeś programy i filmy z internetu? Zapłacisz za to aż 1300 zł

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Masową obławę na internautów rozpoczęli m.in. polscy filmowcy. Za jeden tytuł żądają  aż 550 zł. Wezwani do zapłaty mogą być internauci, którzy pobrali nielegalnie filmy: "Być jak Kazimierz Deyna”, "Czarny czwartek” i "Drogówka”.
Masową obławę na internautów rozpoczęli m.in. polscy filmowcy. Za jeden tytuł żądają aż 550 zł. Wezwani do zapłaty mogą być internauci, którzy pobrali nielegalnie filmy: "Być jak Kazimierz Deyna”, "Czarny czwartek” i "Drogówka”. Mariusz Jarzombek / Archiwum
Twórcy filmów i aplikacji rozsyłają do Opolan żądania zapłaty za piractwo.

Pani Aleksandra spod Opola dostała właśnie "rachunek" na taką kwotę. Kancelaria prawna z Warszawy domaga się od niej zapłaty za udostępnienie w internecie programu "Automapa", czyli samochodowej mapy Polski.

- Jak przeczytałam to pismo pierwszy raz, aż mi się słabo zrobiło - mówi. - W życiu nie miałam problemów z prawem, a z listu od kancelarii dowiedziałam się, że jeżeli nie pójdę na ugodę i nie zapłacę 1300 zł, to czeka mnie sąd!

Kobieta zarzeka się, że nigdy nie udostępniała w internecie cyfrowych map. Przypuszcza, że mógł to zrobić jej syn lub jego koledzy, którzy czasami korzystają z jego komputera. Ci także przekonują jednak, że "Automapy" nie udostępniali.

Problem w tym, że mogli to zrobić bezwiednie. Internetowa sieć P2P, która umożliwia m.in. pobieranie pirackich programów, filmów lub muzyki, jest skonstruowana w taki sposób, że osoba ściągająca pliki udostępnia automatycznie innym internautom. W ten sposób staje się piratem.

Janusz Kamiński, przedstawiciel producenta "Automapy", tłumaczy, że firma zwróciła się o pomoc do kancelarii prawnej, bo jej program jest wyjątkowo często udostępniany i ściągany nielegalnie. - Skala piractwa w Polsce jest bardzo wysoka, na czym traci m.in. nasza firma - mówi Kamiński. - Szacujemy, że aż 90 proc. oprogramowania, które trafia na smartfony, pochodzi z nielegalnych źródeł. Problemem nie jest wysoka cena oprogramowania, bo startowa wersja "Automapy" kosztuje zaledwie 4 zł. Problemem jest mentalność ludzi, którzy uważają, że wszystko, co jest w internecie, można bezkarnie ściągać.

Radosław Maculewicz z Lege Artis Service zapewnia, że jego kancelaria wysłała w skali kraju zaledwie setkę wezwań do zapłaty ws. "Automapy" i nie ściga masowo internautów.

- Znacznie częściej przeprowadzamy przeszukania miejsc przy udziale policji, gdzie wykorzystywane jest pirackie oprogramowanie - mówi Maculewicz. - Tak było niedawno w Brzegu, gdzie w warsztatach samochodowych odkryliśmy nielegalne programy warte 250 tys. zł.

Masową obławę na internautów rozpoczęli za to polscy filmowcy. Za jeden tytuł żądają aż 550 zł.

Wezwani do zapłaty mogą być internauci, którzy pobrali nielegalnie filmy: "Być jak Kazimierz Deyna", "Czarny czwartek" i "Drogówka".

W przypadku polskich produkcji filmowych wydawcy wystąpili do prokuratury o ściganie dziesiątek tysięcy internautów w całym kraju. Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie pod Warszawą, gdzie zawiadomienie o łamaniu prawa złożyła kancelaria ze stolicy.

- Prowadzimy jednocześnie kilka postępowań - przyznaje Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Ale na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

Sprawa ścigania internautów mocno obciąża prokuratorów i policję, bo muszą oni najpierw zdobyć dane podejrzewanych osób od dostawców internetu. Prawnicy w kancelariach wiedzą, że trwa to długo, dlatego w międzyczasie rozsyłają do ludzi pisma z "propozycją" ugody. Za piractwo tylko jednego tytułu filmowego, żądają nawet 550 złotych. W zamian proponują, że wycofają wniosek z prokuratury, co zakończy nieprzyjemności.

Dariusz Pietrykowski z zarządu firmy "Film it", która odpowiadała za produkcję "Drogówki", uważa, że współpraca z kancelarią prawną to w zasadzie jedyny możliwy sposób obrony przed piractwem. - Kopie naszych filmów krążą po sieci już zaraz po tym, jak w kinie pojawi się premiera - mówi Pietrykowski. - Straty są ogromne, bo jak ktoś zobaczy już taki film przez internet, to na pewno do kina się nie wybierze.

Choć w Polsce ściganie internautów przez masową wysyłkę pism z żądaniem zapłaty jest legalne, to w wielu krajach europejskich już nie. Jest traktowane jako groźby prawne, bo kancelarie często adresują pisma na właściciela łącza internetowego, tymczasem nie mają pewności, że to on popełnił przestępstwo.

Próbowaliśmy skontaktować się z warszawską kancelarią prawną, która rozesłała już kikadziesiąt tysięcy pism z żądaniem zapłaty. Ale prawnicy nie odpowiedzieli na maila, a tylko taką formę kontaktu preferują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska