Seks w wielkim świecie

sxc.hu/mpietrzyca
sxc.hu/mpietrzyca
Amerykanie zakładają dwie prezerwatywy naraz, Brazylijczycy uwielbiają trójkąty, Australijczycy uprawiają seks gdzie popadnie, a Węgrzy znają najwięcej pozycji.

Synonimem wyrafinowanego kochanka jest Francuz. Panowie znad Sekwany, owszem, kochają się często i chętnie, ale nie są ze swego życia intymnego zadowoleni. O ile na świecie 44 procent ludzi jest szczęśliwych w łóżku, to tylko co czwarty Francuz powie, że w tej dziedzinie jest u niego OK. Co jeszcze dziwniejsze, w czołówce seksualnie zachwyconych znajdują się Polacy. 54 procent zadowolonych nie zdarza się w żadnej innej dziedzinie w kraju urodzonych malkontentów.

Największy temperament mają Grecy (164 "kochania" rocznie, Polacy - 143). Listę zamykają Japończycy, którzy seksualnymi treściami otoczeni są na każdym kroku (superpopularne są erotyczne komiksy), ale z własnych poczynań cieszy się zaledwie 15 procent badanych. Zdaniem francuskiego seksuologa Jacquesa Waynberga to kwestia wysokiej kultury i długoletniej tradycji ars amandi, która sprawia, że Francuzi i Japończycy są po prostu bardziej wymagający.

Być może jednak powód jest inny. Francuzi się spieszą. Liberalni i wyuzdani Brytyjczycy na grę wstępną przeznaczają 17,44 minuty, a Francuzom, uchodzącym za mistrzów uwodzenia, wystarcza niespełna kwadrans. Prawdziwymi długodystansowcami są jednak Meksykanie, którym cały akt miłosny zajmuje ponad 23 minuty.

To, czego można pozazdrościć Francuzkom, to wybitne wyposażenie ich partnerów. Według niemieckiego producenta prezerwatyw Francuzi używają największego rozmiaru w całej Unii Europejskiej. Kiedy poproszono klientów - 10 tysięcy mężczyzn - o zmierzenie długości przyrodzenia, okazało się, że przeciętny francuski członek ma 15,5 centymetra i bije na głowę wszystkie inne. Najkrótszy jest grecki - zaledwie 12,5 cm (polski mieści się pośrodku). Grekom to jednak wcale nie przeszkadza i kochają się najczęściej na świecie - średnio 4,2 raza w tygodniu. Hojniej obdarowani przez naturę Polacy robią to dwa razy w tygodniu. Może by im się chciało więcej, ale za mało mamy słońca. W Grecji świeci ono niemal przez cały rok, a to wpływa na wydzielanie się testosteronu w mózgu. W kraju nad Wisłą, gdzie jak nie powódź, to tornado, nie mamy do seksu takiej głowy.

Wolą piłkę od seksu
Ledwo zaczęły się mistrzostwa świata, a nasi zachodni sąsiedzi płci męskiej stracili zainteresowanie dla spraw łóżkowych. Zaledwie 5 procent Niemców zgodziłoby się wyłączyć telewizor w czasie meczu, by oddać się erotycznym igraszkom. Co innego po mistrzostwach, zwłaszcza udanych, jak cztery lata temu, gdy Niemcy zajęli trzecie miejsce - 9 miesięcy później odnotowano znaczny wzrost urodzeń.
Inna sprawa, że Niemcy mają wyjątkowy talent do obrzydzania seksu. Tylko u nich mogła się pojawić reklama społeczna przedstawiająca Hitlera uprawiającego seks bez zabezpieczenia. Celem było zwiększenie świadomości o AIDS, ale kampania wywołała ogromną falę krytyki.

Badania potwierdzają też drastyczny spadek potrzeb seksualnych Niemców, zwłaszcza tych, którzy żyją w stałych związkach (na liście wierności Niemcy są na drugim miejscu za Polakami). Na początku lat 80. przeciętny trzydziestolatek kochał się 23-28 razy w miesiącu, a teraz 4-10 razy. Im starsi tym gorzej. Może jednak wiedzą, co robią. Jeszcze 10 lat temu medyczne pisma zalecały czterdziestolatkom, by uprawiali seks dwa razy w tygodniu, bo miało to zapewnić im dłuższe życie i lepsze zdrowie. Teraz taka aktywność jest de mode, bo jak twierdzi amerykański psychiatra Martin Kafka, najbardziej naturalna częstotliwość kontaktów seksualnych wynosi od 2 do 4 w miesiącu.

Amatorzy zabawek
Specjaliści twierdzą, że urozmaicanie łóżkowych igraszek sprzyja trosce o zdrowie. Do najbardziej dbających o zdrowie należą Amerykanie. Ponad połowa kobiet oraz 45 procent mężczyzn przyznaje się do korzystania z wibratorów. Większość używa ich podczas gry wstępnej, ale co szósty zadowala się samą elektryczną zabawką, bez konieczności włączania w to partnera.

Polakom wystarcza ciało - partnera i własne. Jesteśmy największymi nudziarzami świata w łóżku. Prawie połowa nigdy nie skorzystała z żadnej "pomocy naukowej", ale co piąty przyznaje, że zdarza mu się związać partnera, zawiązać mu oczy lub założyć w łóżku kajdanki. Co dziesiąty przebiera się w sypialni - najchętniej za służby mundurowe - panie za pielęgniarki, panowie za dzielnych policjantów.
Amerykanie natomiast urozmaicają sobie życie seksualne nie tylko gadżetami, ale i wyrafinowanym prawem. W dwudziestu stanach policja będzie interweniować za mimowolną erekcję widoczną przez ubranie. W jednym z miast stanu Utah kobietom (tylko kobietom) nie wolno uprawiać seksu w karetce pogotowia.

A w Aleksandrii w stanie Minnesota można trafić do więzienia za stosunek po zjedzeniu czosnku, cebuli lub sardynek. W Hastings w Nebrasce nie wolno natomiast iść nago do łóżka. Nawet we własnym domu. W Waszyngtonie i Atlancie wolno kochać się tylko w pozycji misjonarskiej. W ponad 20 stanach zakazany jest seks oralny, nawet z własnym mężem.

Mistrzowie szczytowania
Bogami seksu są Włosi. Na sto stosunków aż 65 kończy się u nich pełną satysfakcją i błogostanem. Na dodatek nie są w tym egoistami - 60 procent mieszkańców Półwyspu Apenińskiego chwali się, że ich partnerki każde zbliżenie kończą w siódmym niebie. Zdaniem Laury Rivolty, psychologa z uniwersytetu mediolańskiego, dzieje się tak, gdyż Włosi zawsze uważali, że dawanie przyjemności dowodzi męskości.

Polak Włochowi może tylko pozazdrościć - bo orgazmem kończy się u niego 45 procent stosunków, ale to i tak znacznie lepiej niż średnia światowa, która mówi, że zaledwie co trzeci trud nie idzie na marne. Co ciekawe, nasi panowie są przekonani, że również 45- procentową skuteczność gwarantują swym kochankom. Okazuje się, że to zwykłe przechwałki - pytane o to samo panie podają dwukrotnie niższy wynik. Powody do płaczu mają natomiast Chińczycy, którzy pełną radość z seksu odczuwają zaledwie
19 razy na sto prób.

Bijący rekordy
Dla Chińczyków, którzy w ostatnich latach pokazują światu, że są we wszystkim najlepsi, musi to być frustrujące doświadczenie, ale że naród to ambitny i wytrwały, nie ustają w doskonaleniu się i pewnie dlatego mają sporo - bo około dwudziestu - partnerów seksualnych.

Jednak i tak nikt nie pobije Brytyjczyków, którzy królują na listach najbardziej rozwiązłych narodowości. Takie wyniki przyniosły badania na Uniwersytecie w Bradley w USA. Brano w nich pod uwagę kraje rozwinięte, w miarę zamożne. Pytano przede wszystkim o liczbę jednonocnych romansów, liczbę partnerów i podejście do sportowego seksu. Polacy znaleźli się w ogonie stawki, co tym razem jednak może być wyłącznie powodem do dumy. Jesteśmy wierni jak mało kto, choć kiedy przyjrzeć się liczbom, to daleko nam jednak do zdeklarowanych monogamistów. Przeciętny Polak ma 5 partnerów seksualnych w życiu, ale aż 52 procent mężczyzn przyznaje się do jednorazowej przygody seksualnej (średnia światowa to 58 proc). Daleko nam jednak do Portugalczyków, którzy miewają najwięcej kobiet na jedną noc (przyznaje się do tego 81 procent badanych) i uważają, że każda pora i miejsce jest dobre na seks.

Poszukiwacze przygód
Tego, gdzie można się kochać, najlepiej nauczyliby nas jednak Australijczycy. Ich fantazja - i odwaga (lub bezmyślność) nie znają granic. W ankietach wymieniają 19 miejsc, w których się kochali. Oprócz tradycyjnego łóżka wskazują plażę, windę, biuro, dach budynku, autobus miejski, taksówkę, restauracyjną toaletę.

Antropolodzy tłumaczą to ich skłonną do przygód naturą, wynikającą z wysokiego poziomu testosteronu i dopaminy. Testosteron - wiadomo - ma bezpośredni związek z seksualnością, natomiast dopamina wpływa na podejmowanie ryzyka i poszukiwanie nowych doznań. U Australijczyków przekłada się to na szukanie coraz ciekawszych miejsc do uprawiania seksu. A najciekawsze miejsca to te, gdzie może nas ktoś podejrzeć lub podsłuchać, a więc miejsca publiczne. Zdaniem seksuologów ryzyko związane z możliwością nakrycia nas przez innych, zwiększa podniecenie.

Zupełnie innego zdania są Brytyjczycy, którzy przede wszystkim cenią domowe zacisze - nie sypialni jednak, ale kuchni. Co piąty mieszkaniec Wysp wskazuje kuchenny blat (niekoniecznie uprzątnięty po kolacji), jako ulubione miejsce miłosnych figli. Nic dziwnego, że co trzeci Brytyjczyk uszkodził się podczas gorących chwil (naukowcy wykazali, że seks powoduje więcej urazów wypadkowych niż praca we wszystkich gałęziach przemysłu).

Co piąty badany Australijczyk przyznaje się do seksu w samochodzie... podczas jazdy. Aż 57 procent robiło to w aucie zaparkowanym. W tej ostatniej dyscyplinie mistrzami świata są jednak Włosi, zwłaszcza młodzi, którzy nie mają gdzie się ze swą namiętnością podziać i z rozdygotanych i zaparowanych aut na poboczach czynią najbardziej włoski widok.

Nic więc dziwnego, że chcąc ulżyć doli rodaków - pewien Włoch postanowił otworzyć "parking miłości". Parking pod gwiazdami podzielony został na 38 boksów o trzech murowanych ścianach i jednej opuszczanej zasłonce. Cena - 5 euro za godzinę - to znacznie taniej niż za hotel. I tylko jeden minus - seks w samochodzie należy do najbardziej urazowych. Bardziej niebezpiecznym miejscem do erotycznych wyczynów są jedynie schody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska