Seksolatki. Prostytucja dzieci

sxc.hu
Z raportu FDN wynika, że są i takie dzieci, które na własne życzenie wchodzą w prostytuujący się światek.
Z raportu FDN wynika, że są i takie dzieci, które na własne życzenie wchodzą w prostytuujący się światek. sxc.hu
Około pięciu tysięcy dzieci poniżej 15. roku życia jest w Polsce co roku wykorzystywanych seksualnie. Prostytucja dzieci, podobnie jak seksturystyka, stają się poważnym problemem.

- Seksturystyka kojarzy się z krajami azjatyckimi czy afrykańskimi - mówi Dorota Gajewska, psycholog z Fundacji Dzieci Niczyje, zaangażowana w stworzenie raportu na temat komercyjnego wykorzystywania dzieci. - Tajlandia na przykład chce zerwać z tym wizerunkiem, zaostrza więc przepisy. Skoro tam jest trudniej, to problem rozlewa się na inne kraje, których wcześniej nie dotyczył.

Polska to łącznik między zachodnią a wschodnią Europą. U nas jest mniejsze ryzyko zarażenia się chorobami wenerycznymi i AIDS niż w Azji czy w Afryce. Zainteresowani seksualnymi usługami małoletnich biorą to pod uwagę.

Z zachodniej Polski bliżej jest do Berlina czy Amsterdamu, więc w tym rejonie kraju częściej mamy do czynienia z seksturystyką. Polskie dzieci oferujące usługi seksualne spotkać można na trasie Szczecin - Berlin czy Wrocław - Berlin. Także na dworcowych peronach, szczególnie w godzinach, gdy przyjeżdżają pociągi międzynarodowych relacji. Chłopcy chętnie jeżdżą do Berlina na weekendowy zarobek. Tu kasują za homoseksualne usługi stawki nawet kilkadziesiąt razy wyższe niż w Polsce.

- Mamy w Polsce zarówno rodzime, jak i międzynarodowe zorganizowane grupy specjalizujące się w handlu dziećmi. Małoletni trafiają do Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii - mówi Dorota Gajewska.

Ceny w zachodniej Europie za dziecko z Polski są zróżnicowane: od kilku działek narkotyków po kilkaset euro.

Import i eksport

Do domu publicznego w Niemczech trafiła 15-letnia Ania z jednego z zachodnich województw. U dziewczynki w wieku 7 lat stwierdzono niepełnosprawność intelektualną, chodziła do szkoły specjalnej. Jej rodzice rozwiedli się, gdy miała 13 lat, i od tego czasu mieszkała z mamą, sprawiając coraz większe kłopoty wychowawcze. Często uciekała z domu, szukała schronienia na dworcu. Gdy miała 15 lat, na początku wakacji trafiła znów na dworzec, a tam poznała dwóch Bułgarów. Pojechała z nimi w podróż, jak się okazało - do niemieckiego burdelu.

Po jakimś czasie dziewczynce udało się na chwilę dostać do telefonu i zadzwonić do mamy, powiedzieć o wszystkim. Mama powiadomiła polską policję i poprosiła Fundację La Strada o interwencję w sprawie zorganizowania powrotu córki do domu. Kilka dni później dziewczynka została zatrzymana na ulicy we Frankfurcie przez policję niemiecką i umieszczona w placówce, skąd miała być odesłana do Polski. Uciekła stamtąd jednak, a po 10 dniach została zatrzymana już przez polską policję na dworcu kolejowym w swoim mieście. Akurat w czasie, gdy przyjechała, na dworcu jeden ze znanych jej Bułgarów szukał kolejnych ofiar. Ania wskazała go policjantom. Mężczyzna został zatrzymany, następnie oskarżony o handel ludźmi, ale ostatecznie został uniewinniony od tego zarzutu.

- Zeznania małoletniej były niespójne - co wynikało z jej niepełnosprawności. Mężczyzna został skazany za uprowadzenie małoletniej oraz posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami na karę 8 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę 2000 złotych - mówi Dorota Gajewska.

W Polsce działają też gangi sprowadzające dziewczyny z zagranicy, głównie z Ukrainy, Bułgarii, Rumunii.

- Stopień profesjonalizacji tych gangów jest różny - mówi pani Dorota. - Czasem są to dwie osoby, czasem cała międzynarodowa siatka.

Bywa, że w proceder wmieszani są taksówkarze i właściciele polskich agencji towarzyskich.

16-letnia Bułgarka Mira na weselu w swej rodzinnej miejscowości poznała 40-letniego mężczyznę ze Śląska, który powiedział, że może zabrać ją do Polski, gdzie pomoże znaleźć pracę. Dał jej 100 euro, które ona przekazała mamie. Następnego dnia wyjechała z mężczyzną i jego kolegą samochodem do Polski. O wyjeździe nie poinformowała rodziców.

W jednym ze śląskich miast, na terenie ogródków działkowych przyjęła ich mieszkająca tam 32-letnia kobieta, Polka. Miała 11-letnią córkę (jej ojcem był prawdopodobnie jeden z Bułgarów). Bułgarzy oznajmili przywiezionej dziewczynce, że od tej pory będzie prostytutką. Nie chciała, więc ją pobili, usiłowali zgwałcić. Grozili, że ich "znajomi" spalą jej dom w Bułgarii, zabiją rodziców. Dziewczynie udało się uciec. Biegnąc ulicą, zobaczyła obcego mężczyznę i poprosiła o wezwanie policji. Mężczyzna jej nie rozumiał, bo nie znała polskiego, więc zaczęła mu pokazywać rany na ciele. Wtedy zadzwonił. Gdy zrobiono przeszukanie na działce, którą wskazała dziewczynka, znaleziono jej podrobiony dowód osobisty, z którego wynikało, że ma 20 lat.

- Wobec Bułgarów wszczęto śledztwo z zarzutem handlu ludźmi w celu uprawiania prostytucji i osiągnięcia korzyści majątkowej. Niestety, wyroku w tej sprawie nie znamy - mówi Dorota Gajewska.

Po tygodniu po przebywającą w ośrodku opiekuńczym dziewczynkę przyjechała mama i zabrała ją do Bułgarii.

Handlu nie było?

16-letnia Rumunka Olga miała mniej szczęścia. Przeczytała w lokalnej prasie ogłoszenie o możliwości podjęcia dobrze płatnej pracy opiekunki do dziecka w Polsce. Umówiła się na spotkanie z kobietą z ogłoszenia, która pomogła jej w wyrobieniu wszystkich niezbędnych dokumentów. Podobne "agencje" działały 15-20 lat temu w Polsce, tyle że wtedy to Polki trafiały do zachodnich burdeli. Kobieta wywiozła Olgę do rumuńskiej granicy i przekazała innej kobiecie, z którą dziewczynka wyjechała do Polski.

Tu trafiła do domu pod jednym z większych miast. Mieszkało tam 11 kobiet Rumunek (z tego 2 małoletnie). Rumuni zabrali dziewczynce paszport i powiedzieli, że teraz ma pracować, brać po 50 zł od każdego klienta, ale powinna była zarobić nie mniej niż 600 zł dziennie. Była często bita: pierwszy raz na samym początku, ponieważ nie chciała być prostytutką, a potem - gdy nie przynosiła wystarczającej sumy.

Po miesiącu uciekła i zgłosiła się na policję. Zeznała m.in., że zarobiła około 10 000 zł, ale wszystkie pieniądze zostały jej zabrane. Sprawcy po zatrzymaniu nie przyznali się do winy. Twierdzili, że nie mieli pojęcia, czym zajmowała się dziewczyna. Ostatecznie jeden z nich dostał 1 rok pozbawienia wolności i grzywnę 1500 zł. Kara była warunkowo zawieszona na okres 4 lat próby. Został skazany za zapewnienie warunków dla zorganizowania i uprawiania prostytucji oraz za to, że przywoził małoletnie na miejsce uprawiania procederu. Pozostali sutenerzy dostali po trzy lata pozbawienia wolności.

- W wielu sprawach, które ewidentnie dotyczyły handlu ludźmi, na dodatek dziećmi, czynów tak wcale nie kwalifikowano - mówi Dorota Gajewska. - To źle, bo wówczas jest o wiele wyższe zagrożenie karą. Najczęściej Polacy zamieszani w handel ludźmi i prostytucję małoletnich otrzymywali wyroki w zawieszeniu, wyroki bezwzględnej odsiadki trafiały się obcokrajowcom, bo inaczej uciekliby z Polski.

Sprzedana za kokainę

Kasia miała 16 lat, gdy o wiele starszy od niej chłopak jej przyjaciółki poczęstował ją narkotykami, potem pokazał filmy porno z udziałem dzieci. Zaczęli robić to, co na filmie. Spotykali się dość często. W końcu mężczyzna przedstawił ją swemu 22-letniemu koledze. Znów były narkotyki i seks.

- Będziemy jeździć na imprezy - zaproponował jej nowy "partner". Nie ukrywał, że na tych imprezach Kasia ma świadczyć usługi seksualne. Dziewczyna nie zgodziła się, ale wtedy 22-latek zaczął ją szantażować, że upubliczni to, iż jest puszczalska. Dziewczyna uległa i przez pół roku sutener woził ją głównie do domów, klubów czy hoteli, dostarczał tam też narkotyki. Na imprezach zazwyczaj byli sami mężczyźni, w wieku między 25 a 40 lat. Mówili, że dziewczyna ma robić to, co chcą, bo zapłacili za nią jej "opiekunowi". Ona nigdy nie dostała ani grosza. Kiedyś poprosiła o pomoc chłopaka przyjaciółki, ale ten powiedział jej, że jak się jest prostytutką, to się już nią zostanie i że sprzedał ją znajomemu za dwie działki kokainy.

Opowiedziała wszystko mamie dopiero po imprezie, na której ją zbiorowo zgwałcono. Mama zaprowadziła ją do psychologa, zaangażowała się w pomoc córce, którą trzeba było wyleczyć z traumy doświadczeń seksualnych i z narkomanii.

- Czy można odwrócić skutki i rany w psychice wykorzystanego seksualnie dziecka? Można, ale to wymaga prowadzenia terapii przez długi czas, latami - mówi psycholog. - A najważniejsze jest to, aby to opiekunowie wspierali dzieci, nawet jeśli wcześniej stosunki z nimi były bardzo trudne. Zwykle jest jednak tak, że znajomi, koleżan- ki, rodzice, opiekunowie odwracają się od prostytuującego się dziecka. A to dla niego jednoznaczna wskazówka: zostanę tam, gdzie zabrnęłam, tu mnie rozumieją.

Kasia wspierana przez mamę zakończyła terapię i już jako osoba pełnoletnia poszła na policję i zeznała, co się jej przytrafiło. Alfonsa aresztowano i postawiono mu zarzut czerpania korzyści z prostytucji małoletniej. Dostał 1,5 roku w zawieszeniu na 4 lata i 1000 zł grzywny.

Małe profesjonalistki

Z raportu FDN wynika, że są i takie dzieci, które na własne życzenie wchodzą w prostytuujący się światek. Najpierw robią to amatorsko, potem starają się profesjonalnie kierować swą "karierą".

- To szokujące, bo wskazuje, jakimi wzorcami się kierują w życiu, a wzorce te czerpią ze świata dorosłych. Z naszych badań i analizy akt sądowych przestępstw "okołoprostytucyjnych" wynikało, że często dzieci pochodziły z rozbitych rodzin, nie miały dobrego kontaktu z opiekunami. Ale od tej reguły są też wyjątki: ofiarami przestępstw były też dzieci z pełnych rodzin - mówi Gajewska.

Czternastolatki Grażyna i Marcelina spotykały się z umówionymi w necie klientami mniej więcej raz w miesiącu, by mieć pieniądze na swoje wydatki. Same wpadły na pomysł dorobienia do kieszonkowego. Po roku postanowiły być bardziej... profesjonalne. Weszły na czat, gdzie znalazły kontakt do mężczyzny prowadzącego agencję towarzyską. Mężczyzna nie chciał ich zatrudnić ze względu na wiek, ale dziewczyny skutecznie przekonały, go: młodsze są bardziej pożądane.

- W przypadku dzieci wykorzystywanych seksualnie czasami zdarza się, że nadmiernie manifestują swoją seksualność - mówi Gajewska.

Opiekun Grażyny i Marceliny zawiózł je do swego mieszkania, w którym mieszkał z Ukrainką, także prostytutką. Zrobił dziewczynom zdjęcia w bieliźnie, a kobieta umieściła fotki w internecie. Następnego dnia każda miała już po dwóch klientów. Matkom dziewczyn oraz policji udało się odnaleźć córki przy pomocy operatora komórkowego, który namierzył lokalizację telefonów dziewczyn.

Sutener został skazany na 1 rok i 3 miesiące więzienia, a jego partnerka na 1,5 roku w zawieszeniu na 3 lata i 1200 zł grzywny.

W raporcie FDN opisany jest też przypadek nastolatek, które świadomie zatrudniły się na wakacje w agencji towarzyskiej, a rodzicom powiedziały, że znalazły pracę z mieszkaniem przy plantacji truskawek.

Z miłości do taty

Dzieci nie są złe i rozwiązłe same z sobie - zwracają uwagę psychologowie. - W znacznej mierze to od ich najbliższych zależy, jaką pójdą drogą życiową.

- Z powodu niezaspokojonej potrzeby kontaktu z ważnymi w ich życiu osobami dzieci są skłonne do kroków autodestrukcyjnych - dodaje Dorota Gajewska. 14-letnia Marta od początku szkoły podstawowej mieszkała z babcią w dużym mieście i to babcia była jej faktycznym opiekunem. U babci były lepsze warunki życia, troskliwa opieka, stąd było też bliżej do szkoły. Babcia miała też dobry kontakt z dziewczynką, o wiele lepszy niż mama, która pracując za granicą, widywała się z dziewczynką mniej więcej raz na rok. W pewnym momencie dziewczynka zaczęła bardzo tęsknić za ojcem, jej marzeniem było go poznać. Odnalazła go i początkowo była bardzo szczęśliwa z powodu poznania taty oraz uwagi i czasu, który jej poświęcał. Chwaliła się, że tatuś zabiera ją na wycieczki.

Ale z czasem tatuś zaczął ją częstować alkoholem, narkotykami i - wreszcie - wykorzystywać seksualnie. Marta zaczęła się samookaleczać, opuściła się w nauce. W końcu opowiedziała babci, co się dzieje. Gdy babcia z mamą interweniowały u ojca, ten oskarżył dziewczynkę, że kłamie i chce zrujnować mu życie. W odpowiedzi na to dziewczynka uciekła z domu, po czym sama pojechała do agencji towarzyskiej prosić o pracę. Skłamała, że ma 19 lat i potrzebuje kasy na studia.

Psycholog: - Miłość do taty, początkowo niezrealizowana, a potem tak mocno zawiedziona, pchnęła ją do desperackiego czynu. Policji udało się wyciągnąć dziewczynę z agencji, sprawa trafiła do sądu. Ale jaka rana pozostanie w psychice dziecka - trudno ocenić.

Imiona użyte w tekście są fikcyjne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska