Siła kobieTy. Alina Bajkowska przetrwała walkę z nowotworem i uważa to za swój największy sukces

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Za najtrudniejszy czas Alina Bajkowska uważa chemioterapię
Za najtrudniejszy czas Alina Bajkowska uważa chemioterapię Agencja NTO
Alina Bajkowska zawsze wierzyła w profilaktykę i badała się „książkowo”. Dlatego, kiedy usłyszała, że ma nowotwór złośliwy, nie chciała uwierzyć. Zastanawiała się, czy zdąży nauczyć dzieci samodzielności. Pogodziła się z utratą włosów i amputacją piersi, ale najgorszym etapem podczas leczenia była chemioterapia, którą przeszła bardzo źle. Nazwała ją nawet „umieraniem za życia”. Przetrwała i to uważa za swój największy sukces. Dziś cieszy się każdą chwilą i powtarza, że po raku ma bajkowe życie.

Jednoznaczna diagnoza w przypadku Aliny Bajkowskiej nie została postawiona od razu. Jedne badania wskazywały, że ma nowotwór, inne temu zaprzeczały. Przez kilka miesięcy kobieta żyła w niepewności i na emocjonalnej huśtawce. Scenariusze zmieniały się jak w kalejdoskopie.

- Nigdy nie lekceważyłam mojego stanu zdrowia. W 2009 roku, zaraz po Wielkanocy, podczas mycia poczułam, że prawa pierś jest twardsza niż zwykle – opowiada Alina Bajkowska. – Nie przeraziłam się tym. Myślałam, że może mnie przewiało i pewnie samo przejdzie. Ale na wszelki wypadek, już następnego dnia, postanowiłam pójść do ginekologa, a on kazał mi się zgłosić na onkologię.

Dla pewności pani Alina zrobiła też prywatnie USG.
- Pamiętam tę scenę jak dziś. Byłam ostatnią pacjentką w kolejce. Doktor zniecierpliwionym tonem rzucił: „To jest nowotwór, proszę jak najszybciej amputować pierś”. To był szok. Rozsypałam się na tysiąc kawałków. Płakałam, płakała też córka, która mi towarzyszyła. Rak? Jaki rak? Niemożliwe. Kiedy zachorowałam? Dlaczego? Nie umiałam się pogodzić z diagnozą, bo wydawała mi się zupełnie nierealna.

Następnym krokiem była biopsja gruboigłowa, która miała jednoznacznie określić, jak choroba jest poważna.
- Jednak pobrano mi złe wycinki. Wyniki z biopsji otrzymałam w dniu urodzin. Okazało się, że nie rak. W rodzinie wybuchła wielka radość. Ale lekarz zalecił, by mimo wszystko usunąć z piersi guz.

Alina Bajkowska zgłosiła się na oddział chirurgii onkologicznej. Już następnego dnia miała operację.

- Kiedy się obudziłam, dowiedziałam się, że… nie mam nie tylko guza, ale całej prawej piersi. Lekarze zdecydowali o amputacji. Byłam kolejny raz mocno zdezorientowana. Nikt mnie nie przygotowywał na taką ewentualność. Przecież raka miało nie być, więc dlaczego mastektomia?

Okazało się, że jednak jest nowotwór i to złośliwy. Dlatego po kilku tygodniach pani Alina musiała przejść także amputację węzłów chłonnych, a później długą terapię onkologiczną.

- Na słowa: nowotwór złośliwy, zareagowałam paniką. Pomyślałam, że na pewno umrę. Mam 44 lata i umrę. Nie tyle przeraziła mnie własna śmierć, ale fakt, że mam troje dzieci i mało czasu, żeby przed moim odejściem nauczyć je radzić sobie w dorosłości. Ale praca ze wspaniałą panią psychoonkolog mgr Anną Łabińską sprawiła, że zmieniłam nastawienie. Wzięłam się w garść i przestawiłam na tryb walki.

Za najtrudniejszy czas Alina Bajkowska uważa chemioterapię. Nazwała ja nawet „umieraniem za życia”.

- W trakcie chemii byłam słaba, obolała. Nie miałam apetytu. Męczyły mnie wymioty i zapachowstręt. Dzięki pani Ani zaczęłam pozytywnie wizualizować sobie chemię. Wyobrażałam sobie, że każda jej kropla zmienia się w moim organizmie w kroplę życiodajnej krwi. Przetrwałam tę gehennę. Jednak dziś nie wiem, czy zdecydowałabym się drugi raz na chemioterapię, tak dużo mnie kosztowała.

Momentem, który równie mocno zapisał się w pamięci pani Aliny, była chwila, kiedy po pierwszej chemioterapii straciła włosy.

- Zawsze miałam długie, ciemne włosy, do pasa. Wypadły mi podczas kąpieli. Było ich tak dużo, że nie było widać wody. Przykryły całą wannę. Zawołałam syna, żeby mi pomógł, bo nie dałam rady sama ich uprzątnąć. Mój zmieniony wygląd nie przeraził mnie aż tak bardzo, chociaż straciłam też brwi i rzęsy. Twarz miałam przezroczystą jak papier. Zamiast piersi, dziurę aż do żeber. Leczenie było drastyczne, ale dzięki niemu żyję. Lekarze mówili, że będę miała obniżoną odporność i muszę na siebie uważać, a w moim przypadku jest wprost przeciwnie. Chemioterapia tak mnie uodporniła, że od trzynastu lat nie choruję. Nic mnie nie łapie, nawet zwykły katar.

Alinę Bajkowską w trakcie choroby dzielnie wspierały dzieci – córka i dwóch synów, mama oraz przyjaciółki Wiola i Renia. Zawsze mogła na nich liczyć.

- Wszyscy się bardzo o mnie troszczyli i dbali, żebym jak najszybciej zdrowiała. Mama każdego dnia odwiedzała mnie w szpitalu z jakimiś pysznościami. Tylko niestety dla męża moja choroba okazała się bagażem nie do udźwignięcia. Chyba nie mógł zaakceptować mnie okaleczonej przez operacje. Rozwiedliśmy się, ale życie z nawiązką zrekompensowało mi wszystkie cierpienia, bo od sześciu lat jestem w nowym związku. Mam wspaniałego, cudownego męża, który jest dla mnie aniołem i wspiera mnie na każdym kroku. Teraz cieszę się również dobrymi relacjami z byłym mężem. Kocham zwykłe, pozornie szare życie, bo tak naprawdę kryje się w nim bogactwo barw.

Pani Alina należy do Klubu Amazonek. Można ją spotkać na oddziale chirurgii onkologicznej, gdzie udziela się jako wolontariuszka.
- Dziś w ogóle nie widać po mnie, że chorowałam na raka. Wiem, że mój przykład i przykład moich koleżanek Amazonek może być dla początkujących pacjentek bardzo krzepiący. Jesteśmy dowodem na to, że wszystko można przetrwać, wszystko można przetrzymać, nawet najstraszniejszą chorobę, jeśli wierzy się w zwycięstwo i da się szansę medycynie. Tak naprawdę po nowotworze zaczęłam piękniejsze życie niż miałam wcześniej. Nie chodzi o to, że ono się zmieniło. Zmieniłam się ja i moje podejście.

Alina Bajkowska ma teraz czas dla siebie, na swoje pasje i podróże z mężem. Zaczęła malować, a także wróciła do gry na skrzypcach.
- Naukę gry na skrzypcach zaczęłam jako siedmiolatka. Jako nastoletnia dziewczyna zakochałam się, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci i nie miałam czasu na muzykę, ale gdzieś to tam we mnie drzemało. Mój mąż Piotr zrobił mi niedawno prezent. Kiedy wróciłam z wyjazdu z Amazonkami, w domu czekało na mnie pudło przewiązane czerwoną wstążką, a w nim… skrzypce. Na początku byłam sceptyczna, czy będę jeszcze umiała na nich grać. W ciągu dwóch dni ćwiczeń i korepetycji udzielanych przez przyjaciółkę, przypomniałam sobie i czytanie nut, i technikę gry. Nie było to takie trudne.

Dlatego Alina Bajkowska zachęca kobiety, żeby po chorobie nie zamykały się w kokonie swoich ograniczeń, cierpienia i traumatycznych wspomnień, ale były otwarte na nowych ludzi, nowe doświadczenia, przyjaźnie i miłości, bo nigdy nie jest za późno, by pięknie żyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska