Skarga na schronisko dla zwierząt w Konradowej. Obywatelskie śledztwo w sprawie psa ze schroniska

Krzysztof Strauchmann
Zarzuty, że psy giną ze schroniska w niejasnych okolicznościach pojawiły się pierwszy raz latem 2018 roku.  Wtedy władze zaprosiły mieszkańców na wspólną kontrole. Nic nie wykazała.
Zarzuty, że psy giną ze schroniska w niejasnych okolicznościach pojawiły się pierwszy raz latem 2018 roku. Wtedy władze zaprosiły mieszkańców na wspólną kontrole. Nic nie wykazała. Krzysztof Strauchmann
Mieszkaniec gminy Nysa złożył do burmistrza i rady miejskiej skargę na działalność schroniska dla zwierząt w Konradowej. Domaga się kontroli, czy schronisko jest bezpieczne dla psów. - Te zarzuty, to seria nieporozumień - komentuje naczelnik miejskiego wydziału rolnictwa.

Pan Mariusz znalazł psa błąkającego się po ulicach Nysy. Ciapkowana suczka miała obrożę, była zadbana. Wyglądało na to, że w czasie nocnej wichury uciekła właścicielowi.

Pan Mariusz zawiózł ją do schroniska dla zwierząt. Trzy tygodnie później, w sobotę 30 marca, pojechał wraz z żoną i córką do schroniska dowiedzieć się o los Ciapka.

- Pytałam o psa pracownika schroniska. Myślałam że to kierownik, bo się nie przedstawił, ale twierdził że nie pamięta takiego psa, nawet po pokazaniu zdjęcia - opowiada pani Emilia, żona autora skargi.

W końcu od jednej z wolontariuszek, pomagających tego dnia przy psach, rodzina dowiedziała się, że suczka trafiła do weterynarza na zabieg sterylizacji. Po jednym telefonie do lecznicy okazało się, że nie ma tam aktualnie żadnego psa ze schroniska.

Następnego dnia pani Emilia dostała wiadomość od wolontariuszki, że pies zachorował na koronawirusa i nie przeżył.

Zaintrygowana i zaniepokojona sytuacją kolejnego dnia pani Emilia pojechała osobiście do lecznicy, podała się za właścicielkę zaginionego psa, pokazała jego zdjęcie i poprosiła o sprawdzenie. Od pracownicy dowiedziała się, że pies faktycznie zachorował na parwowirozę (zakaźną chorobę psów) i „nie dał rady” przeżyć.

- Ta sprawa, to seria nieporozumień - komentuje Robert Giblak, naczelnik miejskiego wydziału rolnictwa, pod który podlega nadzór nad schroniskiem. - Sprawdziliśmy pełną dokumentację z lecznicy i schroniska. Nie ma w tym żadnej sensacji.

Jak tłumaczy Robert Giblak - rodzina trafiła na pracownika gospodarczego schroniska. Tymczasem informacji o losie zwierząt udziela wyłącznie kierownik, w dni robocze w godzinach swojej pracy. Pies po przyjęciu do schroniska był badany przez lekarza i był w stanie dobrym. Zachorował potem i zmarł w lecznicy.

- Niestety, to się zdarza, ale śmiertelność psów nie odbiega w schronisku od normy - wyjaśnia Robert Giblak.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska